20 lat temu rozpoczęła się II wojna w Zatoce Perskiej. Naprzeciw siebie stanęły armie z dwóch różnych światów. Dowodzona przez Amerykanów koalicja dysponowała nowoczesnymi środkami rozpoznania i korzystała z zaawansowanych technologicznie czołgów Abrams oraz Challenger. Saddam Husajn mógł liczyć jedynie na stary sprzęt sowiecki. Wynik tej konfrontacji mógł być tylko jeden.
„Zagrożenie dla naszego kraju jest jasne. Terroryści, korzystając ze wsparcia Iraku, mogą któregoś dnia zabić tysiące niewinnych ludzi. Rada Bezpieczeństwa ONZ nie stanęła na wysokości zadania, ale my staniemy. Bezpieczeństwo świata wymaga, aby Saddam został usunięty natychmiast” – przekonywał w telewizyjnym orędziu prezydent USA George W. Bush. Był 17 marca 2003 roku. I choć rozkaz ataku na Irak jeszcze wówczas nie padł, wybuch wojny wydawał się być przesądzony.
Od poprzedniej wiosny amerykańskie i brytyjskie samoloty, przy okazji patrolowania ustanowionych przez ONZ stref zakazu lotów, niszczyły instalacje przeciwlotnicze w południowym Iraku. Operacja „Southern Focus” apogeum osiągnęła we wrześniu 2022 roku, kiedy to w powietrze wzbiło się równocześnie sto alianckich maszyn. Jednocześnie w rejon Zatoki Perskiej ściągani byli zza Atlantyku kolejni żołnierze, pod koniec roku zaś Amerykanie uruchomili w Katarze wysunięte stanowisko dowodzenia CENTCOM. Mimo że pętla wokół Iraku powoli się zaciskała, Saddam Husajn nie tracił rezonu. „Ktokolwiek by chciał sforsować mury miasta – zginie. Mieszkańcy Bagdadu zdecydowanie odeprą samobójczy atak hord Mongołów naszych czasów” – perorował, kreśląc wizje obrony irackiej stolicy.
Wreszcie 20 marca 2003 roku Bush dał swoim żołnierzom zielone światło. O świcie na Bagdad spadło kilkadziesiąt pocisków Tomahawk. Celem ostrzału były między innymi rezydencje Saddama. Wkrótce granicę kuwejcko-iracką zaczęły przekraczać pierwsze oddziały lądowe. Tak rozpoczęła się operacja „Iraqi Freedom”, która miała uwolnić świat od jednego z najbardziej brutalnych dyktatorów w historii.
Więcej, ale gorzej
Koalicja państw zachodnich rzuciła do boju przeszło 200 tysięcy żołnierzy. Wśród nich było niemal 150 tysięcy Amerykanów, niespełna 50 tysięcy Brytyjczyków, dwa tysiące Australijczyków, a także 180 Polaków. Naprzeciw nich stanęły siły irackie, składające się z regularnej armii, elitarnych jednostek Gwardii Republikańskiej oraz paramilitarnych bojówek zwanych fedainami Saddama. Łącznie Husajn miał do dyspozycji ponad 350 tysięcy żołnierzy. – Jednak pomimo liczebnej przewagi, wojska irackie nie miały w tym starciu najmniejszych szans. Obydwie armie dzieliła technologiczna przepaść, która od pierwszej wojny w Zatoce Perskiej tylko się pogłębiła. A przecież już podczas operacji „Pustynna burza” Amerykanie rozbili oddziały Husajna w pył – podkreśla dr hab. Paweł Korzeniowski, historyk wojskowości z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Wojska koalicji dominowały w powietrzu, dysponowały nowoczesnymi systemami rozpoznania i świetnymi czołgami M1 Abrams i Challenger 2. Siła uderzeniowa irackiej armii opierała się z kolei na daleko mniej skutecznych sowieckich czołgach T-72, do których w dodatku brakowało części zamiennych. Był to skutek międzynarodowych sankcji nałożonych na kraj po pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej. Jakby tego było mało, Saddam nie bardzo mógł liczyć na własnych obywateli. Irakijczycy byli zmęczeni wieloletnim uciskiem, Kurdowie zaś pamiętali mu choćby utopione we krwi powstanie sprzed dekady. – Saddama popierała właściwie tylko sunnicka mniejszość, na której oparł swoje rządy – zaznacza dr hab. Korzeniowski. Aby osłabić jeszcze potencjalny opór, Amerykanie na krótko przed inwazją rozpoczęli szereg operacji psychologicznych. Wśród mieszkańców Iraku kolportowali ulotki, zakłócali sygnał oficjalnych rozgłośni radiowych i nadawali własne komunikaty, rozsyłali maile. Cierpliwie przekonywali, że nie warto ryzykować życia dla tyrana. Tym bardziej, że nadciągająca nieuchronnie wojna miała przynieść Irakijczykom wyzwolenie.
W panteonie upadłych dyktatorów
Wojska koalicji uderzyły przede wszystkim z Kuwejtu. Plan zakładał szybki marsz od południa w kierunku Bagdadu, zajęcie stolicy w możliwie krótkim terminie, wreszcie pojmanie bądź zabicie Husajna. Początkowo Amerykanie liczyli, że uda im się wkroczyć do Iraku także od północy, ale ich zamiarom dość niespodziewanie sprzeciwiła się Turcja. Ankara nie chciała mieszać się do wojny, nawet gdyby jej udział ograniczył się do użyczenia koalicji swojego terytorium. Niewiele to jednak zmieniło.
Trzon sił uderzeniowych stanowiła 3 Dywizja Piechoty US Army, która maszerując przez pustynię miała oskrzydlić Bagdad od zachodu. W tym czasie 1 Korpus Ekspedycyjny amerykańskiej piechoty morskiej i brytyjska 1 Dywizja Pancerna zmierzały do irackiej stolicy od zachodu, po drodze tocząc bój o miasto Basra. W tym wypadku chodziło przede wszystkim o odcięcie wojsk, które mogłyby zagrozić alianckiej kontroli nad strategicznym portem Umm Kasr, albo też pospieszyć na odsiecz Bagdadowi. Oddziały koalicji wiele uwagi poświęciły też przejmowaniu kontroli nad roponośnymi polami oraz infrastrukturą związaną z magazynowaniem i przesyłem surowca. Amerykanie chcieli za wszelką cenę uniknąć sytuacji z pierwszej wojny w Zatoce, kiedy to stronnikom Husajna udało się podpalić szyby naftowe, a tym samym uderzyć w światowe rynki i doprowadzić do katastrofy ekologicznej.
Tutaj ważna rola przypadła Polakom. Na krótko przed wybuchem wojny żołnierze jednostki specjalnej GROM otrzymali rozkaz zajęcia platformy naftowej w Umm Kasr. Na akcję wyruszyli na kilka godzin przed wkroczeniem do Iraku wojsk koalicji. – Naszym celem było zabezpieczenie rurociągu, przez który przepływała ropa. Kiedy to zrobiliśmy, musieliśmy iść dalej i opanować całą platformę – wspominał kilka lat temu w rozmowie z portalem polska-zbrojna.pl dowodzący akcją płk Andrzej „Wodzu” Kruczyński. – Wchodziliśmy do kilkudziesięciu pomieszczeń zabezpieczonych podwójnie stalowymi drzwiami. Sprawdzaliśmy każdy zakątek tego kolosa. Dopiero kiedy wszystko było czyste, mogliśmy zakończyć operację i przekazać platformę Amerykanom – opowiadał. Z portem Umm Kasr były związane też późniejsze zadania ORP „Kontradmirał Xawery Czernicki”. Polski okręt z komandosami Formozy na pokładzie wchodził na 40 kilometrów w głąb rzeki Kaa, by osłaniać transporty humanitarne. – Okazało się, że to naprawdę spore wyzwanie. Poruszaliśmy się wśród pustyni, w na tyle małej odległości od brzegu, że bez trudu można nas było ostrzelać choćby z granatnika. Żeglugę utrudniały wraki – pozostałości po czasach „Pustynnej burzy”, w dodatku Irakijczycy poprzestawiali znaki nawigacyjne – wspominał ówczesny dowódca „Czernickiego”, kmdr por. Jacek Rogalski. W sumie załoga osłaniała kilkanaście konwojów zmierzających do Umm Kasr. Patrolowała też rejon ujścia Kaa do Morza Czerwonego. Ale to później.
Tymczasem trwała wojna. Na północy Iraku Amerykanie wysadzili desant powietrzny, który wspólnie z Kurdami ruszył na miasto Tikrit, wojska zmierzające na Bagdad zaś po rozbiciu irackich oddziałów pod Al-Hillah i Karbalą stanęły na przedmieściach stolicy. Wbrew buńczucznym zapowiedziom Saddama garnizon broniący poddał się bardzo szybko. 9 kwietnia iracka stolica znalazła się pod panowaniem wojsk koalicji. Nazajutrz podczas briefingu prasowego w Pentagonie amerykański sekretarz obrony Donald Rumsfeld mógł ogłosić: „Saddam Husajn zajmuje teraz należne mu miejsce obok Hitlera, Stalina, Lenina i Ceausescu w panteonie upadłych dyktatorów, iracki naród zaś wkroczył na drogę ku wolności”. Ale były już prezydent Iraku przepadł. Amerykanie pojmali go dopiero w grudniu 2003 roku. Dwa lata później iracki sąd skazał go na śmierć. 30 grudnia 2006 roku Saddam został stracony.
Na wojnie z terrorem
Wojna w Iraku stała się demonstracją wojskowej potęgi USA. Wystarczy spojrzeć na liczby. „W walkach poległo jedynie 159 żołnierzy amerykańskich i brytyjskich, stracono 12–15 czołgów, 5 samolotów oraz 8 śmigłowców. Straty irackie ocenia się na od 2 do 25 tys. żołnierzy i 3,2 – 6 tys. cywilów” – wylicza w jednej ze swoich prac politolog Hubert Świętek. Wobec błyskawicznych postępów wojsk koalicji wielu żołnierzy Saddama nie stawiało oporu. Zrzucali broń, mundury, rozchodzili się do domów. „W trakcie walk zniszczeniu uległ prawie cały ciężki sprzęt armii irackiej” – dodaje Świętek.
Sukces militarny nie zdołał jednak przysłonić narastających problemów. Wielu politycznych komentatorów i ekspertów na Zachodzie zaczęło się dopytywać, po co w ogóle była ta wojna? – Tutaj trudno o jednoznaczną odpowiedź – mówi dr hab. Korzeniowski. – Po zamachach na World Trade Center administracja prezydenta Busha wydała bezpardonową wojnę terroryzmowi. W swoim zapale Amerykanie zaczęli jednak bić trochę na oślep. Bo o ile uderzenie na Afganistan w łatwy sposób można wytłumaczyć, reżim talibów miał przecież niezaprzeczalne związki z Al-Kaidą, o tyle przesłanki do ataku na Irak ciągle budzą wątpliwości – przyznaje Korzeniowski. Amerykanom nie udało się zdobyć bezsprzecznych dowodów, że Husajn wspierał terrorystyczną międzynarodówkę, ani też, że jest w posiadaniu broni, za sprawą której mógłby zagrozić globalnemu porządkowi. – Ujawnione po latach dokumenty mogą wskazywać, że spływające do nich informacje interpretowali tak, by mieć pretekst do wojny – zaznacza dr hab. Korzeniowski. Iracki dyktator nie zrobił praktycznie nic, by odsunąć od siebie podejrzenia. Dr Wojciech Michnik, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego przyjętą przez niego strategię nazywa nawet „samobójczą”. „Jak bowiem wytłumaczyć, że od końca lat 90. XX wieku Saddam Husajn, pomimo ograniczenia swojego programu broni masowego rażenia, zachowywał się tak, jakby Bagdad był coraz bliżej jego rozbudowy?” – pyta naukowiec. Iracki dyktator sabotował współpracę z inspektorami ONZ, całkowicie zignorował też rezolucję Rady Bezpieczeństwa z listopada 2022 roku. Dokument wzywał go do ujawnienia dowodów, że zniszczył zasoby broni masowego rażenia. Mimo to jednak Rada Bezpieczeństwa ostatecznie opowiedziała się przeciwko inwazji.
Wielu komentatorów do dziś powtarza, że Amerykanów do wojny pchnęła też chęć kontrolowania irackich złóż ropy. – Odrzucam taki argument. To myślenie w kategoriach XIX-wiecznych – uważa jednak dr hab. Korzeniowski. – Dziś nie trzeba podbijać państwa, by kontrolować jego zasoby. Poza tym Amerykanie posiadali wiele innych źródeł ropy. Irackie surowce nie miały dla nich kluczowego znaczenia – przekonuje. Problem w tym, jak mówi, że administracja prezydenta Busha choć przygotowała dobry plan na wojnę, nie miała planu na pokój. – W rezultacie przez lata nie udało się Iraku do końca ustabilizować. W dodatku pewne wpływy zdobył tam później Iran, a na części irackiego terytorium wyrosło tzw. Państwo Islamskie – podkreśla politolog.
Dziś pewne wydaje się jedno: druga wojna w Iraku, choć przyniosła upadek jednego z najkrwawszych tyranów w dziejach, jeszcze długo będzie wywoływać kontrowersje.
Podczas pisania korzystałem z: Longin Pastusiak, Prezydenci USA w XXI wieku, Warszawa 2022; Łukasz Smalec, Dwie wojny z Irakiem. Źródła, przyczyny, preteksty, przygotowanie, skutki, Warszawa 2012; Wojciech Michnik, Długa droga do wojny – USA i przyczyny II wojny w Zatoce Perskiej [w:] Irak – dylematy amerykańskiej interwencji, praca zbiorowa pod red. Witolda Dzielskiego i Wojciecha Michnika, Kraków 2007; Hubert Świętek, Wojna z Irakiem w 2003 roku w polityce Stanów Zjednoczonych Ameryki. Motywy i uwarunkowania, Warszawa 2014
autor zdjęć: Aleksander Rawski, US Army, PKW Irak
komentarze