Pod wodą wykonywali proste prace podwodne, poszukiwali zatopionych przedmiotów, ćwiczyli zachowanie w sytuacjach awaryjnych. Trenowali na basenie i na morzu. Kilkunastu podchorążych Akademii Marynarki Wojennej bierze udział w kursie, dzięki któremu uzyskają kwalifikacje młodszego nurka.
Zajęcia prowadzą instruktorzy z Ośrodka Szkolenia Nurków i Płetwonurków Wojska Polskiego w Gdyni. Biorą w nich udział studenci mechatroniki, którzy zdecydowali się na kierunek związany z pracami podwodnymi. Kursanci zostali podzieleni na dwie grupy. Pierwszą tworzy sześciu podchorążych pierwszego roku. Uczą się oni nurkowania w sprzęcie autonomicznym.
– Kurs rozpoczęliśmy kilka tygodni temu od zajęć na głównym basenie ośrodka – tłumaczy st. mat Damian Lis, instruktor OSNiP, który prowadzi grupę. Na początek podchorążowie musieli opanować pływanie w skafandrze, płetwach i z butlą na plecach. Schodzili na głębokość kilku metrów i próbowali utrzymać tam stabilną pozycję. Kiedy opanowali już ten element, zaczęli ćwiczyć przemieszczanie się pomiędzy wyznaczonymi punktami. Wreszcie przyszedł czas na pierwsze podwodne prace. – Na tym etapie nie były one jeszcze zbyt skomplikowane. Kursanci poszukiwali zatopionych przedmiotów, które po podczepieniu do lin wydobywaliśmy na powierzchnię, a także ćwiczyli wkręcanie i wykręcanie śrub pod wodą – wylicza st. mat Lis. – Uczyliśmy ich również procedur związanych z sytuacjami awaryjnymi – dodaje. Studenci przećwiczyli sytuację, gdy ich maska tlenowa została zalana wodą lub zabrakło powietrza w automacie oddechowym. – W pierwszym przypadku nurek jest w stanie poradzić sobie samodzielnie, przedmuchując maskę. W drugim musi mu pomóc kolega z pary. Oddychają na zmianę z jednego aparatu i spokojnie wychodzą na powierzchnię – tłumaczy st. mat Lis. Nie lada wyzwaniem było jednak wydobycie z wody nieprzytomnego partnera. – To też przećwiczyliśmy – zaznacza st. mat Lis. Tak przygotowani kursanci weszli na pokład okrętu ratowniczego ORP „Zbyszko” i ruszyli na Bałtyk.
Zgodnie z programem kursu jego uczestnicy muszą przynajmniej dwukrotnie zejść 20 m pod powierzchnię morza. Tyle właśnie wynosi maksymalna głębokość, na jakiej mogą operować młodsi nurkowie. I to właśnie, jak podkreślają sami podchorążowie, najtrudniejszy element kursu. – Różnica pomiędzy basenem a morzem jest ogromna – przyznaje mar. pchor. Marcin Szymański z I roku studiów na Akademii Marynarki Wojennej. – W ośrodku mieliśmy ciepłą wodę i doskonałą widoczność, podczas gdy w Bałtyku panuje chłód i na stosunkowo niewielkiej głębokości robi się ciemno. Tak więc stres podczas zejścia pod wodę był... Jednak nie nurkowałem sam. Obok siebie miałem kolegę z pary, przez cały czas nad naszym bezpieczeństwem czuwał instruktor. Wystarczyło przełamać pewien naturalny opór, potem już wszystko było w porządku – wspomina podchorąży.
Teraz kursantów z I roku czekają już tylko wewnętrzne testy, które sprawdzą poziom zdobytej wiedzy. Zgodnie z planem zajęcia powinny zakończyć się w piątek. Ich druga odsłona została zaplanowana na przyszły rok. Wówczas to mar. pchor. Szymański i jego koledzy z roku będą poznawać tajniki nurkowania w sprzęcie przewodowym – czyli takim, który za sprawą specjalnej wiązki jest połączony ze stanowiskiem na powierzchni.
Ten etap mają już niemal za sobą podchorążowie II roku, którzy zdobywali szlify równolegle ze swoimi młodszymi kolegami. Oni także rozpoczynali w Ośrodku Szkolenia Nurków i Płetwonurków. Tam oswajali się z osprzętem, schodzili pod wodę na głębokość kilku metrów, ćwiczyli procedury awaryjne, wkręcali śruby, cięli przedmioty przy użyciu narzędzi hydraulicznych i tak zwanego łuku elektrycznego. Program zajęć podobny, a jednak samo nurkowanie diametralnie inne. Kursanci mieli bowiem na sobie wyposażenie ważące, bagatela, kilkadziesiąt kilogramów. – Sam hełm Kirby Morgan jest tak ciężki, że kiedy szedłem w nim po brzegu basenu, kolega musiał podtrzymywać mi głowę, tak by zachowała ona stabilną pozycję – wspomina mat pchor. Stanisław Skowroński, student II roku. To kwestia procedur – gdyby tak ubrany nurek się potknął, to w skrajnym przypadku mógłby skręcić kark. A przecież do hełmu dochodzą jeszcze solidny skafander i buty – dociążone tak, by można w nich było kroczyć po morskim dnie, a do tego wszystkiego uprząż z butlą awaryjną i ciężarkami. – Czasem żartujemy, że tutaj ulgę odczuwa się dopiero po zanurzeniu. Pod wodą ubiór już tak nie ciąży, ale... i tak do pełnego komfortu jeszcze daleko – przyznaje kpt. mar. Grzegorz Drózd, instruktor z OSNiP, który prowadzi grupę z II roku. Choć niewątpliwie poczucie bezpieczeństwa może wzmacniać fakt, że nurek przez cały czas pozostaje w kontakcie z powierzchnią. Przewody z podłączonej do hełmu wiązki zapewniają mu nie tylko dopływ powietrza i światła, lecz także stałą łączność z kierownikiem nurkowania.
Tymczasem po nurkowaniach w basenie kursanci z II roku również trafili na pokład ORP „Zbyszko”, by już w morzu przejść test głębokości. – Przez trzy dni nurkowali w okolicach Pucka. Wstępnie planowaliśmy dwa zejścia pod wodę, ostatecznie jednak udało nam się zrealizować trzy. I co ważne, o ile na początku pogoda była nie najlepsza, trzeciego dnia wyszło słońce. Widoczność pod wodą poprawiła się na tyle, że nawet na 20 m mieliśmy naturalne światło – zaznacza kpt. mar. Drózd. Podchorążowie nurkowali w parach. Pod wodę schodzili asekurując się opuszczaną z pokładu liną. Tym razem na stopach zamiast ciężkich butów mieli płetwy. – Po osiągnięciu odpowiedniej głębokości musieli wykonać proste czynności, na przykład odejść od liny na odległość pięciu metrów – tłumaczy instruktor. Drugie i trzecie nurkowanie odbyło się przy spoczywającym w okolicach Pucka wraku trałowca ORP „Delfin”. Został on zatopiony jeszcze w latach pięćdziesiątych, by służyć do tego rodzaju treningów.
Uczestnicy tej części kursu również przejdą niebawem wewnętrzne testy. Potem czeka ich egzamin przed komisją powołaną przez Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych. Jeśli go zaliczą, zostaną młodszymi nurkami. Będą mogli wykonywać proste prace podwodne, inspekcje podwodnej części okrętowych kadłubów czy też zadania zwiadowcze do głębokości 20 m. Jednocześnie zyskają możliwość ubiegania się o kolejne stopnie, którym towarzyszą konkretne specjalizacje – nurka, a następnie starszego nurka minera, inżynierii bądź ratownictwa.
Współpraca Ośrodka Szkolenia Nurków i Płetwonurków z Akademią Marynarki Wojennej rozpoczęła się kilka lat temu. Chodzi w niej przede wszystkim o to, by przygotować podchorążych do służby w grupach nurków, zanim jeszcze opuszczą mury uczelni i trafią na pierwsze stanowiska służbowe. Do tej pory stopień młodszego nurka zdobyło prawie 30 wojskowych studentów. Dwóch zdążyło zostać... instruktorami w OSNiP. Podchorążowie AMW zdobywali też w gdyńskim ośrodku kwalifikacje operatora pojazdów podwodnych ROV, sprzętu nurkowego i komory dekompresyjnej. Kilku zostało kierownikami nurkowań.
autor zdjęć: Ośrodek Szkolenia Nurków i Płetwonurków Wojska Polskiego

komentarze