Każdy, kto kiedykolwiek interesował się historią wojskowości w ogóle, a w szczególe zgłębiał wiedzę na temat Wojska Polskiego okresu międzywojennego, zna doskonale oznaczenie 7TP. Produkowany w Państwowych Zakładach Inżynierii polski czołg lekki jest dziś chyba najbardziej rozpoznawalnym symbolem naszej wojskowości lat trzydziestych XX wieku.
Polski czołg lekki w trakcie ćwiczeń doświadczalnych z pokonywania przeszkód przeciwpancernych w rejonie Bogumina, jesień 1938. Fot. L. Fac/M. Dymkowski
Następcy wolnobieżnego czołgu Renault FT polscy wojskowi poszukiwali już w latach dwudziestych XX wieku. Meldunki wysłanych do Francji i Anglii komisji zakupowych, w skład których wchodził m.in. ówczesny pułkownik, a później generał brygady i szef Sztabu Głównego Wacław Stachiewicz, nie napawały optymizmem. W zasadzie żaden z kluczowych producentów nie oferował rozwiązania satysfakcjonującego wojskowych znad Wisły, względnie dobrze rokujące oferty pozostawały jedynie na etapie wczesnych rysunków projektowych. Najnowszą i zarazem najlepiej zapowiadającą się propozycją był projekt lekkiego czołgu Vickers 6 ton, z którym Polacy zapoznali się w biurze konstrukcyjnym brytyjskiego koncernu w 1928 roku. Kolejne lata, aż do 14 września 1931 roku, to prezentacje powstałego już prototypu czołgu, negocjacje z Vickersem i ostatecznie podpisanie umowy. Partia 38 dwuwieżowych wozów spłynęła do kraju między wiosną 1932 a końcem 1933 roku. Po raz pierwszy szybki, uzbrojony w dwie wyposażone w CKM wieże, dobrze radzący sobie w terenie i noszący wszelkie znamiona nowoczesności czołg wszedł na wyposażenie Wojska Polskiego.
Mimo początkowego entuzjazmu, bo przyznać trzeba, że Vickers Mk E był dla WP przełomem, z czasem lista zastrzeżeń względem konstrukcji zaczęła się wydłużać. Wystarczy wspomnieć problemy z chłodzeniem lotniczego silnika Armstrong-Siddeley o mocy 80 KM, stwierdzoną niewystarczającą odporność płyt pancernych czy problemy z amunicją. Próbą poprawy sytuacji był zakup 22 dwubroniowych wież zaopatrzonych w skuteczne armaty 47 mm i CKM, jednak ruch ten nie rozwiązywał pozostałych problemów. Choć szlak wiodący do wyposażenia armii w nowoczesny, szybkobieżny czołg lekki został przetarty, to już w połowie dekady stało się jasne, że zakupy nad Tamizą nie będą kontynuowane, a skromne siły i środki należy skoncentrować na opracowaniu własnego projektu czołgu.
V7TP i 7TP
W maju 1935 roku rozpoczęto prace nad modyfikacją jednego z zakupionych w Wielkiej Brytanii czołgów Vickers. Prace obejmowały w pierwszej kolejności zastosowanie nowej jednostki napędowej, tj. dieslowskiego silnika VLBDb firmy Saurer produkowanego licencyjnie w kraju, oraz pogrubienie pancerza wraz z poprawą jakości zastosowanych blach (do 17 mm). Projekt zmodyfikowanego wozu był gotowy z początkiem 1935 roku. Poza nową jednostką napędową charakteryzowała go m.in. podniesiona tylna część kadłuba motywowana rozmiarami nowego silnika. Początek kolejnego roku to już prace warsztatowe na czołgu wyznaczonym przez dowódcę 2 Batalionu Pancernego. Wiosna i lato 1936 roku to czas intensywnych prób prototypu oznaczonego jako V7TP. Zakończyły się one dodatnim wynikiem, jednak koszt przebudowy Vickersa do nowego standardu okazał się bardzo wysoki – 67 893,23 zł. W drugiej połowie roku strona wojska odstąpiła od przebudowy nie tylko wszystkich posiadanych Vickersów, ale również wozu pierwotnie wytypowanego do roli drugiego, poprawionego już prototypu (egzemplarz wzorcowy). Doświadczenia zdobyte w trakcie prób z modelem V7TP zamierzano wykorzystać przy pracach nad czołgami 7TP.
Dwuwieżowy czołg 7TP wyposażony w radiostację, za nim nowsze maszyny jednowieżowe. Cieszyn, 2 października 1938. Muzeum Historii Fotografii w Krakowie
Pierwszą serię 22 dwuwieżowych czołgów 7TP zamówiono 18 marca 1935 roku z terminem dostawy do 25 marca 1936 roku. Pierwsze cztery maszyny szybko opuściły zakłady, bo już w sierpniu 1935 roku, pozostałe przekazywano wojsku z opóźnieniami aż do ostatnich miesięcy kolejnego roku. Powodem niewielkich zamówień była przede wszystkim szczupłość budżetu wojskowego. W latach 1936 i 1937 dokonano kolejnych zamówień liczących jednak za każdym razem po 16 wozów, tj. pozwalających na wyposażenie jednej kompanii. Czyniło to produkcję czołgów 7TP drogą, nieefektywną i noszącą znamiona manufaktury. Dodatkowa zmienna dotyczyła samego kształtu czołgu. Mianowicie w momencie podpisywania umów z PZInż przewidywano produkcję wozów w wariancie dwuwieżowym, jednak prowadzone nad modernizacją konstrukcji studia doprowadziły do wykonania czołgów już w wyraźnie nowocześniejszym wariancie jednowieżowym z doskonałą armatą przeciwpancerną kal. 37 mm i CKM wz. 30 sprzężonymi w jednym jarzmie.
Jednowieżowy smok
Wraz z decyzją o zakupie armat Bofors wz. 36 kal. 37 mm mających stać się podstawowym uzbrojeniem przeciwpancernym polskiej piechoty i kawalerii pod koniec 1935 roku pozyskano również czołgową wersję działa. Szansa zastosowania tej skutecznej i znacznie lepszej niż dotychczas używane w wozach bojowych Wojska Polskiego krótkolufowe francuskie armatki typu SA 18 w czołgach lekkich otwierała zupełnie nowe możliwości. Zgodnie z zawartą umową szwedzki producent miał zaprojektować dwubroniową wieżę, której montaż przewidziano na powstających już nad Wisłą czołgach 7TP.
12 listopada 1936 roku do portu w Gdyni dotarła prototypowa wieża dwubroniowa. Wykonany z niepancernej blachy stalowej szwedzki egzemplarz przybył do Polski wraz z kompletną dokumentacją techniczną na pokładzie statku s/s „Egon”. Prototyp miał stać się punktem wyjścia do samodzielnej produkcji w kraju, co ze względu na złożoność konstrukcji stanowiło niewątpliwe wyzwanie. W wieży pomysłu Boforsa znajdowało się miejsce dla dwóch członków załogi – siedzący po lewej stronie na siodełku z oparciem celowniczy naprowadzał wieżę na cel za pomocą ręcznej przekładni. Dowódca, będący równocześnie ładowniczym, siedział z prawej strony na siodełku rowerowym (bez podnóżka) zamocowanym do górnego pierścienia podstawy wieży.
Wieżę osadzono na prototypowym czołgu 7TP o nazwie własnej „Smok” i na przełomie lat 1936/1937 przystąpiono do intensywnych badań zakończonych akceptacją modelowego rozwiązania, listą potrzebnych do wprowadzenia korekt i rekomendacją do wdrożenia wież do produkcji seryjnej. Tutaj jednak pojawił się problem, gdyż dla krajowych zakładów produkcja posiadających określony kształt i parametry odporności blach wieżowych okazała się trudna. Sprawę komplikowały również zmiany w dokumentacji technicznej czy konieczność wyważenia wieży, w wyniku czego dodano w jej tylnej części wykusz mieszczący dodatkowy zapas amunicji lub radiostację. Ostatecznie odbiory pierwszej z zamówionych w kraju wież dwubroniowych miały miejsce dopiero 9 kwietnia 1938 roku. Do tego czasu partia wyprodukowanych już przez PZInż podwozi czołgów 7TP oczekiwała na dostawę odnotowujących opóźnienia zestawów wieżowych.
Hiszpański batalion
Trwająca na Półwyspie Iberyjskim wojna domowa była, mimo oficjalnych obostrzeń i deklaracji, rynkiem zbytu najrozmaitszych typów uzbrojenia, dostarczanych obficie przez największe państwa europejskie. Z szansy na sprzedaż starego sprzętu i uzyskanie cennych dewiz lub złota skorzystała również II Rzeczpospolita, która spieniężyła stronie republikańskiej łącznie cztery kompanie czołgów wolnobieżnych Renault FT. Dowództwo Broni Pancernych nie kryło, że tylko dzięki pozyskanym na tej drodze środkom udało się zamówić, poza pierwotnym budżetem, kompletny, tj. trzykompanijny, batalion czołgów 7TP. Biorąc pod uwagę, że niewiele wcześniej, bo na początku stycznia 1937 roku, Komitet ds. Sprzętu i Uzbrojenia przyjął uchwały dotyczące rozbudowy i modernizacji broni pancernych oraz sformowania czterech oddziałów motorowych, kolejny batalion czołgów lekkich stawał się jeszcze bardziej potrzebny. Dodatkowe i duże jak na polskie warunki zamówienie z listopada sprawiło w samym PZInż, jak i u licznie współpracujących z państwowym koncernem podwykonawców spore zamieszanie. Realizacja batalionowego obstalunku napotkała trudności i odnotowywała opóźnienia. O ile bowiem przeróbka starszych czołgów dwuwieżowych i dostawa pierwszych czołgów jednowieżowych zakończyła się na przełomie wiosny i lata 1938 roku, to opłacony z hiszpańskiej transakcji batalion skompletowano dopiero wiosną kolejnego roku. Tym samym czołgi starsze, w tym przebudowane dwuwieżowe, trafiły do 3 Batalionu Pancernego w Warszawie, a wozy nowe na krótko przed wybuchem wojny wzmocniły 2 Batalion Pancerny z Żurawicy. Czołgi 7TP znane z organizowanych w Warszawie defilad czy kronik Polskiej Agencji Telegraficznej ukazujących wkroczenie WP na Zaolzie to właśnie wozy zamówione między 1935 a 1937 rokiem, w części poddane przezbrojeniu.
Oficjalny przegląd czołgów 7TP ze stołecznego batalionu. Uwagę zwraca różnorodne malowanie maskujące czołgów. Fot. kolekcja autora
Rozmaite trudności w produkcji czołgów 7TP, szczególnie ich jednowieżowego wariantu, są dziś dla części osób zajmujących się historią polskiej wojskowości okresu międzywojennego dowodem na słabość, czy też nawet nieporadność, polskiego przemysłu i armii, a mówiąc szerzej państwa. Równie często spotkać można głosy, że 7TP nie był czołgiem polskim, gdyż korzystał z rozwiązań zagranicznych – brytyjskich, szwedzkich czy szwajcarskich. Wobec panujących w II Rzeczypospolitej biedy, słabości zakładów wytwórczych i braku odpowiedniego potencjału konstrukcyjnego w postaci legitymujących się wieloletnią praktyką biur i zespołów projektowych trudno uznać korzystanie z najlepszych dostępnych ówcześnie rozwiązań za błąd. Jakże inaczej prezentują się powyższe oskarżenia, gdy przyjrzeć się, z jakimi problemami zmagały się przy projektowaniu i produkcji czołgów lekkich znacznie większe i dalece bardziej doświadczone zakłady francuskie Renault (czołg R35), czeska Škoda (czołg Š-IIa/LT wz. 35) czy niemieckie MAN i Daimler-Benz (PzKpfw II). Już sam katalog błędów, usterek i awarii towarzyszący pokrewnemu polskiemu 7TP sowieckiemu czołgowi T-26 wystarczy, by pierwszą z konstrukcji uznać za całkiem udaną.
Próba oceny
Współczesna dyskusja nad polską bronią pancerną okresu międzywojennego, w tym nad rolą i znaczeniem czołgów lekkich 7TP, nie jest wolna od skrajnych opinii. Część osób uważa, że będący przedmiotem artykułu czołg był najlepszym w swojej klasie gąsienicowym wozem bojowym przed wybuchem II wojny światowej. Inni starają się jak mogą zdeprecjonować opisywaną konstrukcję, wytykając jej słabości. Jest to przejaw modnej dziś, najczęściej pozbawionej kontekstu, obliczonej na uzyskanie sensacji i małostkowej krytyki II Rzeczypospolitej i jej armii. Porównywanie wyników krajowych prac z rezultatami studiów realizowanych przez mocarstwa wydatkujące na swoje zbrojenia kwoty wielokrotnie przewyższające możliwości państwa polskiego trudno traktować jako poważne.
Odpowiadając na pytanie, jakim czołgiem był 7TP, należy stwierdzić, że z polskiego punktu widzenia mowa o rozwiązaniu bliskim optimum. W swojej docelowej formie, tzw. 7TP wzmocnionego, należałoby go uznać za konstrukcję równoważącą możliwości technologiczne, wytwórcze i finansowe z potrzebami armii. Niestety, stanu tego nie osiągnięto przed rozpoczęciem przez Niemcy działań wojennych. Produkowany od wiosny 1935 roku czołg łączył w sobie gros dostępnych w kraju rozwiązań, które tylko w nielicznych przypadkach zastępowano zakupami zagranicznymi, np. w zakresie niewytwarzanych w Polsce łożysk, które do samego wybuchu wojny kupowano w Szwecji. Nadal jednak jednowieżowa maszyna spod znaku PZInż posiadała może nie najnowocześniejszy, ale znany już dobrze saurerowski silnik Diesla, opancerzenie powstałe w polskich hutach, wysokiej jakości przyrządy optyczne czy elementy wyposażenia. Samo uzbrojenie czołgu w postaci wspomnianej armaty wz. 37 kal. 37 mm pozwalającej na podjęcie skutecznej walki z nieprzyjacielską bronią pancerną plasowało go w ścisłej czołówce czołgów lekkich obok najnowszych wersji PzKpfw II czy czeskich LT wz. 38. Na marginesie dodajmy, że strona czeska proponowała Warszawie zakup tych maszyn, jednak oferta spłynęła na krótko przed zajęciem Czechosłowacji przez wojska niemieckie i nie miała szans na realizację.
Pierwotnie dwuwieżowy czołg 7TP przebudowany w latach 1937–1938 na wóz jednowieżowy. Tutaj maszyna dowódcy kompanii. Fot. L. Fac/M. Dymkowski
Oceniając projekt 7TP, który wbrew pierwotnym planom stał się zasadniczym wozem bojowym Wojska Polskiego będącym podstawą batalionów czołgów lekkich, a w niedalekiej przyszłości przypisanych brygadom pancerno-motorowym batalionów mieszanych, nie można unikać wskazywania słabości opisywanej konstrukcji. Jedna z nich dotyczyła łączności, której wyrazem stała się skromna dotacja radiostacji w pododdziałach (jeden aparat na pluton). Niestety, ukierunkowanie uwagi na rozwój ścisłej konstrukcji czołgu, tj. koniecznego wzmocnienia opancerzenia czy zastąpienia dotychczasowego silnika lżejszą i wydajniejszą jednostką napędową, nie szło w parze ze zwiększeniem wolumenu produkcji tak potrzebnej broni pancernej aparatury nadawczo-odbiorczej. Największą jednak wadą opisywanej konstrukcji była jej niewielka liczebność, stanowiąca efekt skromnych zamówień czasu pokoju i stałego korygowania znajdujących się już w linii pojazdów. Składane nie długoterminowo, ale jedynie z budżetu na budżet, zamówienia sprawiały, że 7TP stawał się czołgiem drogim. W tej sytuacji PZInż nigdy nie zbliżyły się nawet do skali wytwórczości charakteryzującej choćby produkcję czołgów TK-3 i TKS w pierwszej połowie lat trzydziestych.
Mimo to nie będzie w żadnej mierze przesadą stwierdzenie, że 7TP z zaprojektowaną przez Boforsa wieżą i armatą przeciwpancerną górował nad wieloma zagranicznymi odpowiednikami. Ostatecznie decyzja o samodzielnej produkcji czołgu lekkiego i jej intensyfikacja pod koniec dekady stawiały Rzeczpospolitą obok Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch, Czechosłowacji, Niemiec i ZSRS, czyli wąskiego grona znacznie bogatszych i posiadających poważne zaplecze przemysłowe państw zdolnych do tego typu wysiłku. Dowodem na wejście polskiego czołgu do europejskiej czołówki może być również zainteresowanie przedmiotową konstrukcją wyrażane m.in. przez Holandię czy Turcję.
Jędrzej Korbal, doktor historii, ekonomista
autor zdjęć: L. Fac/M. Dymkowski, Muzeum Historii Fotografii w Krakowie, kolekcja autora

komentarze