Przyznanie posrebrzanej repliki szesnastowiecznej oznaki godności rotmistrzowskiej niezmiennie od lat wywołuje duże emocje w środowisku i świadczy o tym, że jest w Buzdyganach jakaś siła – zauważa Wojciech Kiss-Orski, redaktor naczelny „Polski Zbrojnej”.
Kiedy dziewiętnaście lat temu redaktor naczelny miesięcznika „Żołnierz Polski”, a potem tygodnika „Polska Zbrojna” Ireneusz Czyżewski wpadł na pomysł wyróżniania ludzi wyjątkowych i zasłużonych dla wojska, z pewnością nie przypuszczał, że Buzdygany, po pierwsze, przetrwają tyle lat w ciągle zmieniającej się armii, a po drugie, że staną się tak znaczącym wyróżnieniem, co ciekawe, tylko honorowym.
Przez minione lata laureatami tego wyróżnienia zostało prawie dwieście osób. Raz przyznawaliśmy więcej statuetek, raz mniej. W tym roku postanowiliśmy jednak powrócić do pierwotnej idei redaktora Czyżewskiego i dlatego nagrodziliśmy sześć osób. Jeden Buzdygan przyznali internauci. Uznaliśmy bowiem, że głosu tak wielkiej armii ludzi funkcjonujących w internetowej sieci pominąć dziś nie można.
To chyba jedyna nagroda, którą przyznają ci, którzy dostali ją rok wcześniej. W tym tkwi jej oryginalność i wyjątkowość. Buzdygany nie dzielą wojska na lepsze i gorsze, nie wyróżniają poszczególnych rodzajów sił zbrojnych. Nie trafiają też na samą górę dowództw. Staramy się dostrzegać niższy szczebel żołnierski. O tym, że ta metoda w wielu wypadkach się sprawdziła, świadczą późniejsze awanse i kariery niemałej części laureatów. Warto przypomnieć, że Buzdygany dostali kiedyś: Bronisław Komorowski, podpułkownicy Edward Gruszka, Piotr Patalong, Bogdan Tworkowski, pułkownicy Włodzimierz Michalski, Jan Kempara, Roman Polko, Stefan Czmur, podpułkownik Tadeusz Buk, kapitan Arkadiusz Kups czy major Tadeusz Mikutel. Te nazwiska chyba najlepiej świadczą o tym, że nasze wyróżnienia nie są nagrodą za całokształt, lecz laureaci dostają je za to, co zrobili, co robią i na pewno jeszcze zrobią dla armii.
O gali wręczenia Buzdyganów czytaj na portalu polska-zbojna.pl
|
autor zdjęć: PZ
komentarze