Niskie temperatury, ograniczona widoczność, a przede wszystkim świadomość, że na powierzchnię nie sposób wyjść w dowolnym miejscu – nurkowanie pod lodem to nie lada wyzwanie. Specjaliści z gdyńskiego Ośrodka Szkolenia Nurków i Płetwonurków Wojska Polskiego mierzą się z nim regularnie. Od piątku ćwiczą na jeziorze Czos.
Zgrupowanie odbywa się w Mrągowie. Bierze w nim udział jedenastu nurków. Na co dzień prowadzą oni kursy w gdyńskim Ośrodku Szkolenia Nurków i Płetwonurków WP. – Jako instruktorzy musimy także doskonalić nasze umiejętności – mówi o szkoleniu ppor. mar. Łukasz Sokół, jeden z uczestników obozu. Do Mrągowa pojechali, by nurkować w niskich temperaturach, a jeśli aura pozwoli – realizować także zadania pod lodem.
To jeden z najtrudniejszych elementów nurkowego rzemiosła. – Z prostej przyczyny. Podczas nurkowania mamy nad głową strop. W razie problemów nie możemy wynurzyć się w dowolnym miejscu. Mówiąc kolokwialnie: z wody musimy wyjść dokładnie tam, gdzie do niej weszliśmy – zaznacza kpt. mar. Grzegorz Drózd, kolejny z instruktorów ćwiczących w Mrągowie. Zanim jednak nurkowie zejdą pod powierzchnię, muszą odpowiednio się do tego przygotować. – Przede wszystkim należy wykuć przerębel i postawić bazę nurkową. Jeśli lód jest odpowiednio gruby, tworzy się ją bezpośrednio na jeziorze. Jeśli nie, baza zostaje ulokowana na brzegu bądź pomoście – wyjaśnia ppor. mar. Sokół. Po przygotowaniu stanowiska nurkowie sprawdzają sprzęt i przebierają się w suche skafandry. Izolują one ciało od wody, której temperatura zimą oscyluje w granicach czterech stopni Celsjusza, a przy powierzchni nierzadko zbliża się do zera. – Aby zachować ciepło, dodatkowo pod skafander wkładamy kamizelkę grzewczą zasilaną z baterii – tłumaczy kpt. mar. Drózd.
W wodzie nurkowie zwykle pozostają przez 30–40 minut. Widoczność pod lodem jest ograniczona. – Żeby nie stracić orientacji, korzystamy z linki sygnalizacyjnej. Ona łączy nas z bazą nurkową na powierzchni. Dodatkowo przed nurkowaniem rozgarniamy zalegający na lodzie śnieg. Od przerębla rozchodzą się kręgi, które w większym stopniu przepuszczają światło. Kierując się nimi, łatwiej trafić z powrotem do przerębla – wyjaśnia ppor. mar. Sokół.
Na zgrupowanie nurkowie jadą z listą zadań. Zazwyczaj nie jest ona zamknięta. – Na miejscu uzupełniamy ją o kolejne pozycje. Wymyślamy nowe ćwiczenia, z niektórych rezygnujemy. Wiele zależy od warunków, choćby od tego, czy na jeziorze w danej chwili utrzymuje się lód – przyznają oficerowie. W Mrągowie ćwiczą między innymi poręczowanie. – Nasze zadanie polega na odnalezieniu zatopionej na dnie jeziora platformy. Aby się do niej dostać, musimy korzystać z kompasu. Pierwszy nurek ma ze sobą linkę, którą zaczepia o kolejne napotkane na trasie obiekty, a potem o samą platformę. Po tej samej lince wraca do bazy. Kolejni nurkowie wykorzystują linkę jako rodzaj drogowskazu. Ostatni zwija ją i zabiera ze sobą – opisuje ppor. mar. Sokół.
Uczestnicy zgrupowania trenują też zasady zachowania się w sytuacjach awaryjnych. W przypadku, kiedy pod wodą zerwie się linka sygnalizacyjna, a nurek zgubi drogę, może sięgnąć po specjalną śrubę i wkręcić ją od spodu w lód. Następnie podczepia do niej linę i zataczając coraz większe kręgi, stara się zorientować w najbliższym otoczeniu. Nurkowie muszą być też przygotowani na rozszczelnienie butli i stopniową utratę powietrza bądź mieszaniny gazów, którymi oddychają. Jeśli tak się stanie, w skrajnym przypadku mogą podjąć próbę przekłucia się przez lód. – Za pomocą noża wykłuwamy niewielki otwór, przez który wystawiamy rurkę i dzięki niej łapiemy powietrze – wyjaśnia ppor. mar. Sokół. Zaraz jednak dodaje: – To metoda, która może uratować życie, ale trzeba pamiętać, że jest mocno ryzykowna. Przekłucie grubej pokrywy lodowej wiąże się z dużym wysiłkiem. Oddychając w takiej sytuacji, człowiek zużywa więcej powietrza.
Podobnych zadań będzie oczywiście dużo więcej. – Wszystkie wykonujemy korzystając ze sprzętu autonomicznego: w skafandrach, płetwach i z butlą na plecach. Jezioro Czos w najgłębszym miejscu ma 40 m. My nie zamierzamy jednak schodzić niżej niż na 12–15 m. Na takich głębokościach zostały zatopione platformy i innego typu obiekty, z których korzystają nurkowie podczas zgrupowań w Wojskowym Ośrodku Szkoleniowo-Kondycyjnym – tłumaczy kpt. mar. Drózd. Zgrupowanie potrwa tydzień.
OSNiP to jedyna w Polsce placówka, która szkoli nurków wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Ośrodek przygotowuje do służby nurków inżynierii, minerów oraz nurków ratownictwa. Podczas kursów zdobywają kwalifikacje na kolejne stopnie zawodowe. W Gdyni szkolą się też kierownicy nurkowań. Piloci uczą się tam, jak przetrwać katastrofę na morzu, załogi okrętów podwodnych – jak wydostać się z zatopionej i uszkodzonej jednostki, natomiast załogi czołgów przechodzą testy tolerancji tlenowej. To warunek niezbędny, by później mogli uczestniczyć w przeprawach przez różnego typu zbiorniki wodne.
autor zdjęć: Ośrodek Szkolenia Nurków i Płetwonurków WP
komentarze