Świat wolnego dziennikarstwa lechickiego, którym zazwyczaj rzuca po planecie jak greckimi długami, został na wiele dni zmrożony informacjami z Sosnowca. Kamery i mikrofony z perspektywy wieży parafialnego kościoła przekonywały, że widzą wszystko co najważniejsze. Inaczej ocenił doniosłość zdarzeń świat, uznając, że show „Detektyw a sprawa polska” może i ma przełomowe znaczenie dla przyszłości Rzeczypospolitej, ale tylko dla niej. Nawet niezawodna telewizja chińska, emitująca onegdaj relacje o oficerze Wojska Polskiego, prezentującym innowacyjne możliwości zastosowania broni osobistej, tym razem uznała, że ważniejsza jest wizyta Ouzhou Nushi. Nieznającym jeszcze chińskiego wyjaśniamy, że chodzi o Frau Europa, jak w Pekinie zwykło się nazywać Angelę Merkel.
Garnitur przemilczanych zdarzeń jest, jak wyraziłaby to zeszła perła dyplomacji, porażający. Oto Michele Valensise, ambasador Italii w Berlinie, kontestuje „Der Spiegel”, twierdzący, że tylko Włoch mógł wywrócić tak piękny statek jak „Costa Concordia”. Oto Evangelos Venizelos, grecki minister finansów, oburza się na berliński projekt komisarza pilnującego greckiego skarbu: „Nie bierze się pod uwagę historycznych lekcji!”. „Frankfurter Allgemeine Zeitung” ośmiela się napisać „Deutschland, Deutschland über Paris”, a francuska lewica zaznaje oszołomienia, dowiedziawszy się, że Berlin zrobi wszystko, by po wyborach prezydenckich nad Sekwaną duet Merkozy nadal rządził Europą. Hermann Gröhe, sekretarz generalny CDU, uzasadnia to z bawarską subtelnością: „Francja potrzebuje silnego intelektualnie prezydenta”.
Tymczasem NATO zadecydowało, że centrum dowodzenia obroną antyrakietową powstanie w Ramstein, a Guido Westerwelle, szef berlińskiego ministerstwa spraw zagranicznych, natychmiast zapodał organizację wspólnych ćwiczeń z Rosją. Na dodatek Niemcom rośnie eksport oraz spada bezrobocie. Za to, zdaniem „The New York Times”, wpędzają Unię Europejską w kłopoty, każąc wszystkim zaciskać pasa. IV Rzesza, jak profetycznie nazywa RFN londyńska prasa, staje się hegemonem dyktującym podbitym przez jej niezwyciężoną gospodarkę warunki Anschlussu. Czy ktoś zagrodzi drogę okupantom? Wątpliwe, zważywszy, że były minister obrony Karl-Theodor zu Guttenberg został zaatakowany tylko śmietankowym tortem.
Skoro elity uznały, że największym zagrożeniem dla ludowładztwa i rządów prawa jest facet w ciemnych okularach grasujący po Sosnowcu, sąd śródmiejski w Warszawie mógł w ciszy i spokoju uniewinnić pięciu teutońskich dywersantów, którzy 11 listopada 2011 roku usiłowali rozbroić kolumnę Wojska Polskiego maszerującą w służbie cesarza Napoleona I. Jeżeli publicystyczna awangarda nie skieruje bodźców sensorycznych stymulujących zbiorową histerię na odcinek suwerenności, kolejnych siedemdziesięciu sabotażystów pozostanie bez zasłużonej kary. Społeczeństwu trzeba przypomnieć, że Jürgen Hösl-Daum, Robert Göpfert i Stephan Roth z organizacji Schlesische Jugend (Młodzież Śląska), skazani przez sąd w Jeleniej Górze za publiczne znieważanie narodu polskiego oraz nawoływanie do nienawiści między narodem polskim a niemieckim, spodziewają się rehabilitacji przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka!
Dlatego Wojskowy Instytut Wydawniczy, wspierany przez ochotników naukowo-wojskowych oraz publicystycznych, zdobył szturmem stolicę Republiki Federalnej Europy, by przygwoździć agresorów argumentami. Po szczegóły odsyłam do relacji Marka Pielacha (strona 47). Muszę z przykrością uprzedzić, że nasza szarża wylądowała w rowie, kiedy okazało się, jak wielu polskich oficerów studiowało w niemieckich uczelniach wojskowych. Dodatkowo, spotkaliśmy się z przykrą prowokacją. Nasz autokar manewrujący przed Bundeskanzleramtem został przepuszczony przez kolumnę wiozącą Angelę Merkel. Dlaczego? Bo pani kanclerz miała czerwone światło. I to ma nas przekonać do germańskich porządków w Europie? Nigdy!

komentarze