Ci, którzy ocaleli nazywali to miejsce piekłem na ziemi. Przez cztery lata funkcjonowania obozu, Niemcy wymordowali w nim ponad 1,1 miliona osób. Milion z nich stanowili zwiezieni z całej Europy Żydzi. 27 stycznia 1945 roku Armia Czerwona zajęła Auschwitz-Birkenau, największy obóz zagłady w dziejach świata.
Sowieccy zwiadowcy przekroczyli bramy obozu wczesny rankiem. Za drutami natknęli się na odzianych w pasiaki, skrajnie wycieńczonych więźniów. Jedni leżeli na pryczach, inni snuli się pomiędzy barakami. Przypominali obciągnięte skórą szkielety. W opuszczonym przez strażników obozie wegetowali od niemal dziesięciu dni. – W sumie było tam około siedmiu tysięcy osób. Wprawdzie po ucieczce Niemców w obozie było ich trochę więcej, ale część postanowiła szukać schronienia poza drutami, na przykład u okolicznych mieszkańców – wyjaśnia dr Piotr Setkiewicz, kierownik Centrum Badań Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. Wcześniej blisko 60 tysięcy więźniów zostało ewakuowanych na Śląsk. Większość z nich naziści pognali w morderczych marszach przez śnieg i lód. Tysiące przypłaciły to życiem. Ci, którzy nie byli w stanie samodzielnie iść, zostali zamordowani jeszcze w Auschwitz. – Właściwie osoby, które czerwonoarmiści zastali w barakach ocalały tylko dlatego, że Niemcy po prostu nie zdążyli ich wywieźć, albo zabić... – przyznaje dr Setkiewicz.
Wiedza i zaskoczenie
Do zajętego obozu Sowieci oddelegowali personel dwóch polowych szpitali. Został on wzmocniony polskimi lekarzami. – Wszyscy oni próbowali pomóc pozostałym przy życiu więźniom. Jednocześnie żołnierze co chwila natykali się na ślady ludobójstwa. Oglądali ruiny wysadzonych w powietrze komór gazowych i krematoriów. A jak wynika z zachowanych meldunków, w nie do końca zniszczonych magazynach odnaleźli 1,2 miliona sztuk odzieży czy też 40 tysięcy par butów – wylicza historyk.
Istnienie obozu Auschwitz-Birkenau nie było dla Sowietów tajemnicą. Od pewnego czasu do ich sojuszników na Zachodzie spływały meldunki na ten temat. Za pośrednictwem Armii Krajowej i rządu w Londynie przekazywał je Witold Pilecki. Inni uciekinierzy, słowaccy Żydzi: Alfred Wetzler i Rudolf Vrba, opracowali mapy obozu. – W połowie 1944 roku w gazetach od USA, poprzez Wielką Brytanię, aż po Szwajcarię toczyła się dyskusja, czy kompleks należy zbombardować. Informacje te siłą rzeczy docierały do Sowietów. Do tego w okupowanej Polsce działał ich wywiad – podkreśla dr Setkiewicz. Mimo to, jak przyznaje, wkraczający do obozu żołnierze byli zaskoczeni skalą zbrodniczego przedsięwzięcia. – Z dzienników bojowych dywizji sowieckich nacierających ogólnie na tym kierunku nie wynika, aby ich dowódcy mieli świadomość, że w pasie ich działania znajduje się wielki obóz zagłady – zaznacza historyk. Począwszy od 1933 roku, zarówno na terytorium Rzeszy, jak i okupowanych państw Europy Środkowej, Niemcy założyli tysiące obozów o różnorakim przeznaczeniu: koncentracyjnych, pracy przymusowej, wreszcie tak zwanych fabryk śmierci. Żaden z nich nie mógł się jednak równać z Auschwitz.
Początki powstania kompleksu obozów w tym miejscu sięgają 1940 roku. Wówczas to na terenie dawnych wojskowych koszar w Oświęcimiu powstał obóz koncentracyjny dla Polaków. Więźniowie mieli być tam poddawani licznym represjom i powoli wyniszczani poprzez skrajnie trudne warunki życia. Pierwszy transport dotarł do Auschwitz w połowie czerwca. Wkrótce obóz zaczął rozrastać się w szybkim tempie. Obrósł licznymi podobozami pracy, z których główny otrzymał nazwę Auschwitz-Monowitz. Stanowiły one rezerwuar niewolniczej siły roboczej dla niemieckich koncernów, takich jak zakład chemiczny IG Farben oraz gospodarstw hodowlanych. W marcu 1942 roku pierwsi więźniowie trafili też do nowo powstałego kompleksu Birkenau. Został on stworzony przede wszystkim z myślą o masowej eksterminacji europejskich Żydów.
Fabryka śmierci – początek
Władze nazistowskich Niemiec jeszcze w latach trzydziestych założyły, że z Europy należy pozbyć się wszystkich Żydów. Początkowo brały pod uwagę masowe przesiedlenia – na bliżej nie określony wschód bądź na Madagaskar. Wojna jednak zweryfikowała te plany. Przymusowe przemieszczenie takiej liczby osób na tak dużą odległość okazało się technicznie niewykonalne. Wtedy właśnie Niemcy dojrzeli do projektu ludobójstwa, który ukryty został pod eufemistycznym określeniem „ostatecznego rozwiązania”. Wkrótce na terytorium okupowanej Polski zaczęły powstawać obozy, w których miały się odbywać mordy na przemysłową skalę. Jednym z nich był Birkenau.
O lokalizacji tak zwanych fabryk śmierci zadecydowały kwestie logistyczne. To właśnie w Polsce oraz dawnych przygranicznych terytoriach ZSRR mieszkała przed wojną największa liczba europejskich Żydów. Przede wszystkim jednak tereny, na których Niemcy tworzyli obozy zagłady położone były mniej więcej w sercu kontynentu. Od każdego z miejsc, skąd przerzucani byli skazańcy dzieliła je mniej więcej ta sama odległość.
Wyzwoleni więźniowie obok wartowni (Blockführerstube) przy bramie do obozu macierzystego. Fot. auschwitz.org
Żydzi do obozów zwożeni byli pociągami – ci ze wschodniej i środkowej Europy wyłącznie w bydlęcych wagonach, ci z Zachodu czasami wagonami osobowymi. W samym Auschwitz-Birkenau na kilku rampach kolejowych odbywała się selekcja. Esesmani oceniali wiek i stan zdrowia Żydów i w oparciu o te kryteria decydowali, którzy z nich zginą od razu, którzy zaś będą przez pewien czas pracowali. Pierwsi do końca byli trzymani w nieświadomości. Strażnicy prowadzili ich do rozbieralni, następnie zaś do rzekomych łaźni, które w istocie były komorami gazowymi. Za stłoczonymi w nich więźniami esesmani zamykali drzwi, po czym od góry, przez specjalne otwory, wrzucali granulki zawierające zabójczy gaz o nazwie cyklon B. Komendant Auschwitz-Birkenau Rudolf Höss w swoich zapiskach wspominał: „Przez wziernik w drzwiach można było zobaczyć, jak osoby stojące najbliżej przewodów wrzutowych natychmiast padały martwe. Blisko jedna trzecia ofiar umierała od razu. Inni zaczynali się tłoczyć, krzyczeć i chwytać powietrze (…). Najdłużej po upływie 20 minut nikt się nie poruszał”. Pół godziny po wrzuceniu gazu strażnicy włączali wentylację. Wkrótce też zaczynali opróżniać komory ze zwłok. W wydzielonych miejscach członkowie specjalnego komanda strzygli martwych Żydów, wyrywali im złote zęby i zaglądali do poszczególnych otworów ciała w poszukiwaniu kosztowności. Następnie zwłoki były palone w krematoriach, zaś popioły wrzucane wprost do przepływającej w pobliżu Wisły.
Pozostali więźniowie byli upychani w wieloosobowych barakach. Przez mniej więcej jedenaście godzin dziennie pracowali w zarządzanych przez Niemców fabrykach i gospodarstwach. Nikłe racje żywnościowe sprawiały, że byli chronicznie niedożywieni. Oni także byli skazani na śmierć. Jeśli nie spowodowałaby jej wyniszczająca praca, mieli podobnie jak ich współtowarzysze stracić życie w komorach gazowych i ustąpić miejsca kolejnym skazańcom. – Pomijając nawet aspekt czysto humanitarny, zorganizowane przez Niemców ludobójstwo wymykało się wszelkim logicznym argumentom – uważa dr Setkiewicz. – Wymagało to zaangażowania ogromnych sił i środków. Niemcy skazywali na natychmiastową śmierć setki tysięcy osób nawet wówczas, gdy w ich przemyśle zbrojeniowym zaczynało dramatycznie brakować rąk do pracy. Wysyłka kilkuset tysięcy węgierskich Żydów do Auschwitz zbiegła się z wielką ofensywą Armii Czerwonej na froncie białoruskim oraz lądowaniu aliantów w Normandii. Sytuacja Niemców stała się bardzo zła. A mimo to transportów nie przerwali – dodaje.
Od szpitala do miejsca pamięci
W pewnym momencie naziści doszli jednak do wniosku, że dni Auschwitz-Birkenau są policzone. Armia Czerwona była zbyt blisko, by obóz mógł kontynuować działanie. – Pod koniec 1944 roku Niemcy zaczęli demontować drewniane baraki i wysyłać je na zachód, do obozu Gross-Rosen. Rozebrali w ten sposób kilkanaście procent zabudowań – wyjaśnia dr Setkiewicz. Mniej więcej w tym samym czasie została wstrzymana praca większości komór gazowych i krematoriów. – Obsługa obozu najcenniejsze mechanizmy wysłała do Niemiec. Wkrótce komory w Birkenau wysadzono w powietrze, ostatnia została zniszczona przez specjalny oddział, który pojawił się w Auschwitz dwa dni po ucieczce strażników – tłumaczy historyk.
Tymczasem zaraz po zajęciu kompleksu, w ocalałych barakach i budynkach Sowieci stworzyli wspomniane już szpitale dla chorych więźniów, następnie zaś, w marcu i maju, dwa obozy przejściowe dla jeńców wojennych. Ten na terenie Birkenau funkcjonował aż do lutego 1946 roku. – Po jego zamknięciu obóz opustoszał i z wolna obracał się w ruinę. Okoliczni złodzieje rozbierali baraki, w kompleksie pojawiali się też poszukiwacze żydowskiego złota. Dopiero po protestach były więźniów władze postanowiły, że kompleks ma być chroniony przez strażników. Ruszyły też prace nad stworzeniem w Auschwitz miejsca pamięci. Jednocześnie trwał proces byłego komendanta Rudolfa Hössa. Wiosną 1947 roku został on skazany na śmierć i stracony w publicznej egzekucji na terenie dawnego obozu. Z ponad ośmiu tysięcy esesmanów, którzy przez całą wojnę przewinęli się przez załogę Auschwitz-Birkenau wyroki usłyszało niespełna 800 osób.
W czerwcu 1947 roku w dawnym obozie zostało otwarte muzeum. Dziś kompleks figuruje na światowej liście dziedzictwa UNESCO pod nazwą „Auschwitz-Birkenau – niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady (1940-1945)”.
Podczas pisania korzystałem m.in. z materiałów Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau
autor zdjęć: Wikipedia, auschwitz.org
komentarze