moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Bałtycka tragedia

Nieopodal miejsca katastrofy zastaliśmy już tylko dryfujące tratwy. Wrażenie było straszne – wspomina kmdr ppor. rez. Kazimierz Rymer, nawigator z załogi wojskowego śmigłowca, który wziął udział w akcji poszukiwawczo-ratowniczej po katastrofie promu „Jan Heweliusz”. Minęła 25. rocznica najtragiczniejszego wypadku w powojennych dziejach polskiej żeglugi.

Z meldunku numer nr 1: „O godzinie 10:20 rozpoznaliśmy grupę czterech tratw ratunkowych, powiązanych linkami (…). O 10:25 rozpoczęliśmy penetrację pierwszej tratwy, z której podjęliśmy dwa ciała, z następnej – jedno ciało, z trzeciej dwa ciała, które były na zewnątrz w wodzie, jednakże przywiązane do tratwy. W tratwie pozostają dwie osoby (martwe)”.

Z meldunku nr 2: „Po dolocie na wskazaną pozycję nawiązaliśmy łączność ze statkiem „Huragan”. Po kilku halsach – odnalezienie dwóch tratw, po sprawdzeniu pustych. Przy podejściu do trzeciej, wewnątrz stwierdziliśmy obecność trzech martwych rozbitków”.

Z meldunku nr 3: „(...) w polu widzenia znajdowało się 6–7 tratw ratunkowych. W jednej z tratw znajdowały się osoby niedające oznak życia (tratwa zatopiona była przez wodę)”.

Kmdr ppor. rez. Kazimierz Rymer, w 1993 roku nawigator w załodze śmigłowca Mi-14PŁ: Kiedy dotarł do nas meldunek o katastrofie, początkowo myśleliśmy, że chodzi o okręt ORP „Heweliusz”. Potem dotarło do nas, że zatonął prom. Kiedy dotarliśmy na miejsce, wrażenie było straszne. Trzeba było jednak ochłonąć i skoncentrować się na zadaniu.

„Heweliusz” idzie na dno

MF „Jan Heweliusz” miał opinię pechowego. Zanim jeszcze wyszedł w feralny rejs, blisko 30 razy ulegał różnego rodzaju wypadkom i awariom. A to na jego pokładzie wybuchł pożar, a to niebezpiecznie przechylił się na pełnym morzu, a to przewrócił się w porcie. Jego konstruktorzy popełnili gdzieś błąd. Problemem była stateczność statku, wielu marynarzy po prostu bało się wchodzić na jego pokład.

13 stycznia 1993 roku załoga też zmagała się z awarią. Nie domykała się prowadząca do ładowni furta rufowa. Ostatecznie udało się ją naprawić i krótko przed północą prom opuścił port w Świnoujściu. Na pokładzie miał 64 pasażerów i członków załogi, do tego 28 tirów i dziesięć wagonów kolejowych. Skierował się do Ystad w Szwecji. Kapitan spieszył się, by nadrobić stracony czas. Już wtedy jednak niebezpiecznie wzmagał się sztorm.

Prawdziwe problemy zaczęły się około czwartej nad ranem 14 stycznia, kiedy statek wyszedł poza północno-zachodnią krawędź Rugii. W jego burtę uderzył huragan o sile 12 stopni w skali Beauforta. Kapitan polecił ustawić „Heweliusza” dziobem do fal, których wysokość dochodziła do siedmiu metrów. Ale było już za późno. Statek niebezpiecznie przechylił się na jedną z burt. W ładowni pękły mocowania, tiry i wagony zaś przesunęły się w jedno miejsce. O 4:30 kapitan nadał sygnał SOS. Załoga zaczęła spuszczać z pokładu szalupy ratunkowe. Jednak pogoda, ciemność i przechył okrętu sprawiły, że na morze udało się zrzucić tylko siedem z nich. Kilkadziesiąt minut później „Heweliusz” odwrócił się stępką do góry. Mimo fatalnej pogody na pomoc wyruszyły śmigłowce z Niemiec, Szwecji i Danii oraz cztery statki: promy „Nieborów” i „Kopernik”, polska jednostka „Huragan” oraz niemiecki holownik ratowniczy „Arkona”.  Los większości rozbitków był już jednak przesądzony. Około 11:00 „Heweliusz” zatonął.

Kpt. rez. Kazimierz Majchrzak, w 1993 roku drugi pilot śmigłowca marynarki wojennej Mi-14PŁ, który stacjonował w Darłowie: „Zanim jeszcze doszło do katastrofy, braliśmy udział w ćwiczeniach, gdzie elementem scenariusza był pozorowany pożar promu. Chodziłem po podobnym do „Heweliusza” statku „Balanga Queen”. I już w takich warunkach wyjście z ciasnych korytarzy na pokład było trudne, a co dopiero, kiedy statek się przechyli, zgaśnie światło, wybuchnie panika”. Nawet jeśli komuś dopisało szczęście i zdołał wydostać się ze statku, szanse na ocalenie miał małe. Silny wiatr wywracał tratwy, a ludzie wpadali do lodowatego morza. Temperatura wody oscylowała wokół dwóch stopni Celsjusza. – Jeżeli ktoś nie ma specjalnego kombinezonu, hipotermia w takich warunkach następuje po kilku minutach – podkreśla kpt. rez. Majchrzak.

Ostatecznie w katastrofie zginęło 55 osób. Ocalało jedynie dziewięciu członków załogi.

Gdzie jest wrak?

Informacja o problemach „Heweliusza” stosunkowo szybko dotarła do Darłowa, gdzie stacjonowały polskie śmigłowce ratownicze. Jeden z nich rozpoczął nawet procedury związane ze startem, ostatecznie jednak zostały one przerwane. – Miejsce, w którym doszło do katastrofy, położone jest w niemieckim rejonie odpowiedzialności. A Niemcy stwierdzili, że nie będą angażować śmigłowców z Polski. Siła wiatru znacznie przekraczała wówczas dopuszczalne warunki do startu „czternastek” – wspomina kpt. rez. Majchrzak. Ostatecznie dwa pierwsze polskie śmigłowce, za zgodą ówczesnego dowódcy marynarki wojennej, wystartowały po ósmej rano. Jednym z nich był Mi-14PŁ, z Kazimierzem Rymerem na pokładzie. – Nasz śmigłowiec był przeznaczony do poszukiwania okrętów podwodnych, ale po modernizacji mógł zostać wykorzystany również podczas akcji ratowniczych. Pamiętam, że tego dnia przyszliśmy do bazy trochę wcześniej, bo mieliśmy lecieć na ćwiczenia na Hel – opowiada emerytowany oficer. Wojskowe maszyny ruszyły jednak w zupełnie innym kierunku. – Nadal wiał silny wiatr, więc dolot w rejon poszukiwań zajął nam nieco ponad godzinę. Na wschód od miejsca, gdzie przewrócił się prom zobaczyliśmy zniesione przez wiatr tratwy – dodaje. Załoga śmigłowca opuściła z pokładu ratownika medycznego. – Niestety zepsuł się nam dźwig. Ratownik z trudem wrócił, korzystając z drabinki, a my byliśmy zmuszeni zawrócić – opowiada kmdr ppor. rez. Rymer.

Kpt. rez. Majchrzak na miejsce katastrofy poleciał kilka dni później. – Nasz śmigłowiec jako jednostka zwalczania okrętów podwodnych był wyposażony między innymi w stację hydroakustyczną. Mieliśmy odnaleźć wrak. Niestety, nie natrafiliśmy na jego ślad. Wkrótce okazało się, że prądy zniosły go dziesięć kilometrów od miejsca, gdzie przewrócił się do góry dnem – wspomina pilot.

Ostatecznie w akcji poszukiwawczo-ratowniczej wzięło udział kilka polskich śmigłowców, zarówno ratowniczych, jak i ZOP. Sama katastrofa była przedmiotem długotrwałego śledztwa Izby Morskiej, która jako przyczynę katastrofy wskazała między innymi niesprawność statku i błędy załogi. „Heweliusz” spoczywa na głębokości 27 metrów. W niedzielę w Świnoujściu odbyły się uroczystości upamiętniające ofiary katastrofy. Marynarkę wojenną reprezentowała delegacja 8 Flotylli Obrony Wybrzeża.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Wikipedia

dodaj komentarz

komentarze


Kadisz za bohaterów
 
Bez technologii nie ma bezpieczeństwa
Niezawiniona śmierć niezłomnego gen. Fieldorfa
Poszukiwania ofiar rzezi wołyńskiej
Spartakiadowe zmagania w Łasku
Trzy dekady DGW
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Motocykliści na weterańskim szlaku
Walka z ogniem trwa
„Wojskowe” przepisy budowlane do zmiany
Polskie rakiety do Homara-K już za trzy lata
W Ełku wykuwają charaktery
Polska i Norwegia zacieśniają stosunki
Herculesy pod lepszą opieką w Poznaniu
Więcej na mieszkanie za granicą
Pod żaglami – niepokonani z AMW
Zatopiony problem
Powstaje armia dronów
Więcej polskiego trotylu dla USA
Żołnierze usuwają skutki nawałnicy
Strażnik nieba
Medycyna na morzu
Miliardy na wzmocnienie bezpieczeństwa
Dobra wiadomość dla miłośników lotnictwa
Test wytrzymałości
Bliżej wojska
Polskie F-16 w służbie NATO
Bezzałogowce w Wojsku Polskim – serwis specjalny
Zmiany w organizacji bazy logistycznej w Jasionce
Viva Polaki! Viva liberatori!
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Tarcza Wschód. Porozumienia z Lasami i KOWR-em
Wielkie czyszczenie poligonów
Sport kształtuje mentalność
Szef MON-u złożył życzenia żołnierzom w Krakowie
Podniebne wsparcie sojuszników
Tuzin rekordów Wojska Polskiego w pływaniu
Pani oficer za sterami Jastrzębia
Wyrok za tragiczny wypadek
Double Eagle – podwodny tropiciel
Razem w walce ze skażeniami
Zwycięstwo mordercy
Medale Pucharu Świata zdobyte przez żołnierzy na ringu
Ocalić resztki światła ukryte w sercu
USA wycofają się z działań na rzecz pokoju w Ukrainie?
Pracowity dyżur Typhoonów
Nowi generałowie Wojska Polskiego
Rodzina na wagę złota
Czy z „zetek” będą żołnierze?
Pierwsza misja Gripenów
Kolejowy sabotaż udaremniony
Wielka lekcja
Zarzuty w sprawie ujawnienia fragmentów planu „Warta”
Power is Here
Musimy być gotowi na najtrudniejsze scenariusze
Spokojnych świąt na granicy!
Żołnierze walczą z ogniem w Biebrzańskim Parku
Pamięć ofiar
Tysiące świątecznych kartek dla żołnierzy
PKW Łotwa – sojusznicze zaangażowanie
Priorytety dla Tarczy Wschód
„Pułaski” na Atlantyku
Hercules wydobyty, załoga nie żyje
Szef MSZ do Rosji: Nigdy więcej nie będziecie tu rządzić
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Pilecki ucieka z Auschwitz
GROM pod ostrzałem

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO