Polska armia szuka bezzałogowych pojazdów dla pododdziałów rozpoznawczych Wojsk Lądowych. Roboty muszą być wyposażone w kamerę dzienną oraz nocną z funkcją termowizyjną i noktowizyjną. Nie mogą ważyć więcej niż dwadzieścia kilogramów. Pierwszych pięć robotów ma trafić do żołnierzy w 2015 roku.
Armia szuka robota podobnego do Lewiatana, ale mniejszego.
Inspektorat Uzbrojenia MON czeka do 19 sierpnia na zgłoszenia od firm, które są zainteresowane sprzedażą naszej armii niedużych, bezzałogowych pojazdów rozpoznawczych.
W ramach analizy rynku Inspektorat chce zebrać informacje o produktach tego typu i spełniających wstępne wymagania techniczne postawione przez Ministerstwo Obrony Narodowej.
A resort wymaga, aby roboty były wyposażone w kamerę dzienno-nocną (ta ostatnia musi działać w trybie termowizyjnym lub noktowizyjnym) oraz czuły mikrofon kierunkowy. Poza tym, każdy robot musi mieć chwytak, którym będzie mógł podnieść i przetransportować przedmiot ważący ponad półtora kilograma. Robota musi napędzać silnik elektryczny.
Część wymagań technicznych Inspektorat określił jako „pożądane”, ale niewymagane. I tak wojsko chciałoby, aby operator zwiadowczego pojazdu mógł nim sterować z odległości kilometra w terenie otwartym, a w terenie zurbanizowanym z pięciuset metrów.
Podobnie jest z transmisją wideo i dźwięku z sensorów. Nasze wojsko chciałoby, aby poza monitorem zainstalowanym w pulpicie operatorskim, żołnierz obsługujący robota widział obraz z kamery również w specjalnym binokularze przymocowanym do hełmu.
MON chce kupić pięćdziesiąt zwiadowczych robotów. Pierwsze pięć miałoby trafić do armii w 2015 roku. W następnym roku weszłoby do służby kolejnych 11 sztuk. W roku 2017 wojsko miałoby dostać 14 robotów. Dostawy zakończyłyby się w roku 2018, gdy armia otrzyma 20 egzemplarzy.
autor zdjęć: Krzysztof Wilewski
komentarze