Polskich oficerów w Katyniu zamordowało NKWD – taką wiedzę Amerykanie mieli już pod koniec kwietnia 1943 roku. Wszystko za sprawą raportu ppłk. Henry’ego Szymanskiego – oficera łącznikowego przy Armii Polskiej na Wschodzie. Dokument szybko jednak trafił do archiwum, a sam Szymanski otrzymał… naganę.
Grupa alianckich jeńców ogląda przedmioty wydobyte z masowych grobów w Lesie Katyńskim. Trzeci z prawej (z profilu) kpt. Donald B. Stewart.
Masowe groby w Katyniu zostały odkryte w kwietniu 1943 roku podczas hitlerowskiej okupacji tej części ZSRS. Na ich ślad natrafili Polacy – przymusowi robotnicy z organizacji Todt. Informacja szybko dotarła do Niemców, którzy uznali, że to doskonały materiał na propagandowy spektakl. Ukazanie sowieckich okrucieństw miało sprawić, że zachodni alianci odwrócą się od Stalina. Niemcy zarządzili ekshumacje, a na miejsce sprowadzili międzynarodowych obserwatorów i dziennikarzy. „Ciała zostały ułożone w 12 warstw. Polscy oficerowie spoczywali w pełnym umundurowaniu, twarzą do ziemi, ze skrępowanymi rękoma. Wszyscy zostali zastrzeleni w lutym i marcu 1940 roku. Identyfikacja stała się możliwa dzięki osobistym dokumentom, które pozostawiło przy nich NKWD” – opisywała drobiazgowo niemiecka agencja informacyjna Transocean.
Sowieci natychmiast zaprzeczyli, jakoby mieli ze zbrodnią cokolwiek wspólnego. Twardo utrzymywali, że za mord odpowiadają sami Niemcy. A kiedy rząd gen. Władysława Sikorskiego wystąpił z wnioskiem o wyjaśnienie sprawy do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, sowiecka „Prawda” odpowiedziała artykułem pt. „Polscy wspólnicy Hitlera”.
Zachód przyglądał się temu spektaklowi z rosnącą konsternacją. Aliantom brakowało wiedzy, a ta przecież mogła mieć wpływ na przyszłe losy wojny. Jeszcze w kwietniu gen. George Marshall, szef Sztabu Armii Stanów Zjednoczonych, nakazał więc zadepeszować do ppłk. Henry'ego Szymanskiego – oficera łącznikowego przy armii Andersa. Rozkaz był krótki: „Musimy dostać raport o Katyniu. Najszybciej jak to możliwe”.
Z West Point do wywiadu
Henry Szymanski był oficerem amerykańskiego wywiadu, absolwentem prestiżowej akademii wojskowej w West Point. Pochodził z polskiej rodziny i doskonale znał język przodków. Dzięki temu złapał świetny kontakt zarówno z samym Andersem, jak też jego podwładnymi. Początki miał jednak trudne. – Na stanowisko oficera łącznikowego został oddelegowany, gdy jeszcze armia Andersa przebywała w ZSRS. Sowieci nie przyznali mu jednak wizy – tłumaczy dr Witold Wasilewski, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej. Kandydatury Szymanskiego nie zaakceptował Kreml. Ponoć Stalinowi nie w smak był fakt, że pułkownik miał polskie korzenie. Koniec końców Szymanski objął obowiązki dopiero po tym, jak wojska Andersa zostały wyprowadzone do Iranu.
– Od samego początku rozmawiał z polskimi żołnierzami oraz uchodźcami. Fotografował zabiedzone, zagłodzone dzieci. Dokumentował, w jaki sposób Polacy byli traktowani w ZSRS – mówi dr Wasilewski. Podczas tych spotkań szybko pojawił się też wątek Katynia. – Szymanski gromadził relacje oficerów cudem ocalałych z sowieckich obozów. Wśród nich znalazł się choćby polski artysta rotmistrz Józef Czapski, były jeniec obozu w Starobielsku, który potem poszukiwał zaginionych kolegów. Szymanski miał też dostęp do samego Andersa – tłumaczy historyk. Dowódca polskiej armii powiedział Szymańskiemu bez ogródek: „Dla mnie jest jasne, że zbrodnię katyńską popełnili bolszewicy”. Z każdą rozmową takiego przekonania nabierał także on sam. W raporcie, który sporządził, znalazły się informacje na temat obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku, a także wywózek jeńców w nieznanym kierunku, trwających od kwietnia do maja 1940 roku. Szymanski przywoływał rozmowy, które na Kremlu toczyli potem polscy wojskowi, i słowa Stalina utrzymującego, że polscy oficerowie najpewniej uciekli do Mandżurii. W raporcie pada nawet konkretna liczba zaginionych – 15 130. Potem dopiero okazało się, że liczba pomordowanych była jeszcze większa. Całość nie pozostawiała wątpliwości – za śmierć oficerów, których ciała Niemcy ekshumowali pod Katyniem, odpowiadają sowieckie służby.
30 kwietnia 1943 roku Szymanski wysłał pierwszą część dokumentacji do gen. George'a Stronga, szefa wywiadu US Army. Druga część trafiła na jego biurko niespełna miesiąc później. Raport wywołał natychmiastowy odzew. Takiej reakcji autor nie spodziewał się zapewne nawet w swoich najśmielszych przypuszczeniach.
„Prawda” Burdenki
Raport Szymanskiego niemal natychmiast został utajniony i przesłany do archiwum. Sam oficer otrzymał kategoryczny zakaz rozpowszechniania zawartych w nim ustaleń. Co więcej, w grudniu 1943 roku urzędnicy amerykańskiego Departamentu Wojny zarzucili mu stronniczość. Miała się ona objawiać otwarciem wyłącznie na argumenty „antysowieckiej grupy” w polskiej armii. Od przełożonych Szymanski otrzymał naganę. – Amerykanie uznali, że należy poświęcić prawdę w imię utrzymania strategicznego sojuszu z ZSRS – podkreśla dr Wasilewski.
Podobny los spotkał zresztą kilka innych raportów, które wskazywały na sowiecką odpowiedzialność za mord. Ich autorzy – amerykański dyplomata George Howard Earle, ppłk John Vliet, który jako jeniec (pojmany przez Niemców) był świadkiem ekshumacji w Katyniu, oraz prof. Douglas Savory z polsko-brytyjskiego komitetu parlamentarnego – usłyszeli, że dla dobra antyhitlerowskiej koalicji powinni milczeć. Alianci chętnie za to powoływali się na publikację Kathleen Harriman, dziennikarki i córki ambasadora USA w Moskwie, która brała udział w prezentacji dokonań sowieckiej komisji Nikołaja Burdenki. Po odbiciu okolic Smoleńska przez Armię Czerwoną gremium to przyjechało do Katynia, by raz jeszcze odsłonić znajdujące się tam masowe groby. Przy szczątkach spoczywały dokumenty i artefakty świadczące o winie Niemców. Wszystkie one zostały wcześniej podrzucone przez specgrupę NKWD i organizacji Smiersz. Harriman uznała wersję Burdenki za wiarygodną.
Sytuacja zmieniła się dopiero u progu zimnej wojny. Kiedy ZSRS z sojusznika aliantów stał się ich wrogiem, sprawa Katynia ponownie odżyła na forum międzynarodowym. W 1951 roku pracę rozpoczęła powołana przez amerykański Kongres komisja Maddena. – Szymanski stał przed nią jako świadek, jego raport zaś został włączony do akt – wyjaśnia dr Wasilewski. W grudniu 1952 roku członkowie komisji orzekli jednogłośnie to, co Szymanski wiedział już prawie dekadę wcześniej – za zbrodnią w Lesie Katyńskim stoją Sowieci.
Podczas pisania korzystałem z: Andrzej Kunert, Ujawnienie sowieckiej zbrodni katyńskiej przez Niemców (11-15 kwietnia 1943 roku) [w:] Studia i Materiały Centralnej Biblioteki Wojskowej, 2(16) 2021, s. 97-126; Mord w lesie katyńskim. Przesłuchania przed amerykańską komisją Maddena w latach 1951-1952, wybór i opracowanie Witold Wasilewski, Warszawa 2019; Ted Lipien, U.S. Army officer on Polish children in Russian captivity, www.silencedrefugees.com (dostęp 7.04.20230)
autor zdjęć: arch. rodzinne Stewartów
komentarze