Według anegdotycznej teorii, trzepot skrzydeł motyla w jednym miejscu może po jakimś czasie spowodować burzę piaskową w innym zakątku świata. Można to porównać do lawiny śnieżnej. Wystarczy czyjś nierozważny ruch i tworzy się kataklizm, który może mieć wpływ na wiele osób. Z czasem sytuacja może się rozwijać, ogarniając zasięgiem ludzi z pobliskiej miejscowości, następnie regionu, zataczając coraz większe kręgi.
Gdy pisałem informację o trwających w Wędrzynie ćwiczeniach „Common Challenge-12” („Wspólne wyzwanie”), z radia popłynął kolejny komunikat o rakietach wystrzeliwanych ze Strefy Gazy na Izrael i odwetowych atakach żołnierzy tego państwa na palestyńską enklawę. Po chwili komentator zmienił temat, donosząc, że na granicy turecko-syryjskiej nadal jest niespokojnie. Za moment z radia popłynęły następne komunikaty, że śmigłowce sił pokojowych ONZ w Demokratycznej Republice Konga ostrzelały pozycję rebeliantów, że nad północną częścią Mali władzę przejęli salafici, w rejonie Gibraltaru odnotowano w ciągu roku 178 przypadków wtargnięcia okrętów hiszpańskich na sporne wody terytorialne.
Gdy wiadomości dobiegły końca, przypomniała mi się teoria o trzepocie skrzydeł motyla. Temat przygotowań polskich żołnierzy z 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej do dyżuru w ramach Grupy Bojowej UE nabrał nagle innego znaczenia. Uświadomiłem sobie, że oto wcale nie opisuję kolejnych wojskowych manewrów, po których żołnierze rozjadą się do domu, lecz trening dużego, bardzo ważnego międzynarodowego komponentu, który niebawem rozpocznie dyżur bojowy i z dnia na dzień może wyruszyć w jakiś zapalny rejon świata.
Grupa, nazywana często Weimarską, od początku 2013 roku ma być gotowa do szybkiego reagowania, zaledwie w ciągu kilku dni od podjęcia decyzji politycznej przez ministrów UE. Siły mogą być użyte w promieniu około 6 tys. km od Brukseli. Mają zapobiegać konfliktom, rozdzielać walczące strony, ale też podejmować misje o charakterze pokojowym – stabilizacyjnym i rozjemczym. Grupa może też być wykorzystana do zadań ewakuacyjnych lub wsparcia operacji humanitarnych.
Gdyby została użyta, efekty jej działań będą oceniane nie tylko w wymiarze narodowym. Profesjonalizm żołnierzy będzie z uwagą obserwowała cała Europa i świat.
Gdy zadzwoniłem do ppłk. Rafała Miernika, dowódcy batalionu manewrowego, który będzie główną siłą bojową GBUE, utwierdziłem się w przekonaniu, że nie tylko ja trochę inaczej niż dotąd odbieram komunikaty medialne o niepokojach w różnych częściach świata.
– To prawda, że od kilku tygodni, gdy w wiadomościach słyszę o jakimś trwającym konflikcie lub zarzewiu jakiegoś nowego niepokoju w promieniu 6 tysięcy kilometrów od Brukseli, zaczynam analizować sytuację, zastanawiając się, czy przypadkiem któregoś dnia razem ze swoimi żołnierzami nie znajdę się w tym miejscu – mówi pułkownik.
I być może właśnie dlatego ten doświadczony dowódca bardzo często powtarza swoim podwładnym z 7 Batalionu Strzelców Konnych Wielkopolskich z Wędrzyna, że w armii zawodowej, w pododdziałach desygnowanych do tak ważnych zadań nie może być szkolenia na niby. Każde zajęcia muszą być traktowane poważnie z maksymalną fachowością i wysiłkiem, bo nikt nie wie, kiedy i gdzie kolejny raz jakiś motyl zatrzepocze skrzydłami.
komentarze