Bałtyk zawsze był ważny strategicznie. W ostatnim czasie jego znaczenie zaczęło jednak rosnąć w błyskawicznym tempie. Przerodził się w rejon zapalny – zauważa wadm. Krzysztof Jaworski, dowódca Centrum Operacji Morskich – Dowództwa Komponentu Morskiego w Gdyni. W jaki sposób nowo powołane dowództwo sił NATO – CTF-Baltic przyczyni się do bezpieczeństwa na tym akwenie?
Polska marynarka będzie dowodziła siłami NATO na Bałtyku. Długo Pan czekał na ten moment?
Wadm. Krzysztof Jaworski: W pewnym sensie tak, choć oczywiście sam pomysł powołania CTF-Baltic (Command Task Force Baltic), czyli dowództwa sił NATO na Bałtyku, narodził się i dojrzewał poza strukturami, którymi dowodzę. Sprawa rozegrała się na znacznie wyższym szczeblu. Po pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę specjaliści Sojuszu opracowali tzw. plany regionalne. Dokumenty wyznaczają regiony odpowiedzialności dla poszczególnych wojsk i precyzują, jakie działania należy podjąć w przypadku zagrożenia. W ślad za tym idzie m.in. sformowanie nowych dowództw. Jednym z nich jest właśnie CTF-Baltic.
Z drugiej strony do podobnej roli Centrum Operacji Morskich – Dowództwa Komponentu Morskiego (COM–DKM) przygotowywało się od dobrych kilku lat.
To prawda. W 2021 roku kierowaliśmy ćwiczeniami „Solidarna Belona”, w których obok polskich okrętów uczestniczyły jednostki natowskiego zespołu przeciwminowego SNMCMG1 (Standing NATO Mine Countermeasures Group 1). Rok później nasi specjaliści dowodzili manewrami „Rekin” z udziałem okrętów z Polski i państw bałtyckich. Wreszcie w roku ubiegłym mieliśmy okazję sprawdzić się w dowódczo-sztabowych ćwiczeniach „Steadfast Jupiter”, organizowanych przez Sojusznicze Dowództwo Sił Połączonych NATO w Brunssum. Pod naszą komendę zostały oddane naprawdę spore siły. Bez większego ryzyka mogę powiedzieć, że do objęcia dowodzenia nad CTF-Baltic jesteśmy niemalże przygotowani. Niemalże, bo czeka nas jeszcze certyfikacja pod okiem specjalistów z MARCOM-u, czyli natowskiego dowództwa sił morskich. To struktura wobec nas nadrzędna. Do tej pory to ona odpowiadała za działania na Bałtyku. CTF-Baltic przejął część jej kompetencji. Chodzi o to, aby być bliżej regionu działania.
No to zatrzymajmy się przez chwilę na samym CTF-Baltic. Na jakich zasadach będzie funkcjonowało?
Właściwie czas przyszły należałoby zastąpić teraźniejszym, bo CTF-Baltic właśnie zostało uruchomione. Na jego czele stanęli Niemcy, którzy sformowali tzw. DEUMARFOR. Będą pełnili tę funkcję przez cztery lata. Potem dowodzenie przejdzie w nasze ręce – również na cztery lata. Wówczas też w Gdyni rozpocznie działalność POLMARFOR, sformowany na bazie COM–DKM. Co będzie dalej? Na razie nie wiadomo. Niewykluczone, że dowództwem pokierują Szwedzi, ale to jeszcze nie zostało rozstrzygnięte. Oczywiście CTF-Baltic niezależnie od tego, kto nim dowodzi, działa w międzynarodowym składzie. Obecnie w Rostocku służą nie tylko specjaliści z państw basenu Morza Bałtyckiego, lecz także Brytyjczycy czy Holendrzy. Bardzo silną reprezentację w dowództwie ma też nasza marynarka. Przede wszystkim obsadziliśmy stanowisko zastępcy dowódcy. Funkcję tę objął kadm. Piotr Nieć, niezwykle doświadczony oficer, który ukończył m.in. Akademię Marynarki Stanów Zjednoczonych w Annapolis, w swojej karierze dowodził zaś fregatą rakietową, dywizjonem okrętów i flotyllą. Ostatnio był specjalistą w Europejskim Centrum Studiów nad Bezpieczeństwem im. George’a Marshalla w Garmisch-Partenkirchen. Obok niego w Rostocku mamy sześciu oficerów i dwóch podoficerów, choćby w komórkach związanych z planowaniem i rozpoznaniem. Sojusznicy będą rzecz jasna obecni w CTF-Baltic także wówczas, kiedy dowodzenie nad nim obejmie Polska.
Jakie zadania ma do wypełnienia dowództwo?
W czasie pokoju zajmuje się przede wszystkim budowaniem morskiej świadomości sytuacyjnej na Bałtyku. Innymi słowy gromadzeniem i analizą szeroko pojętych danych na temat ruchu statków, okrętów, samolotów, a także zagrożeń. Tego rodzaju informacje gromadzą wszystkie nadbałtyckie państwa, jednak zebranie ich na poziomie jednego dowództwa może stanowić dodatkową wartość. Będziemy widzieć i wiedzieć więcej, a w razie potrzeby szybciej zareagujemy jako Sojusz. CTF-Baltic nie posiada co prawda własnych okrętów i samolotów, ale w porozumieniu z państwami członkowskimi może prowadzić ćwiczenia czy organizować patrole w najbardziej newralgicznych rejonach. Do tego specjaliści z dowództwa mają zająć się planowaniem działań na wypadek kryzysu bądź wojny. Oczywiście, jak wspominałem, NATO posiada plany regionalne, ale sytuacja w regionie ewoluuje, trzeba więc zadbać o szczegóły i wykazywać niezbędną elastyczność. A jeśli w naszym regionie dojdzie do kryzysu bądź wybuchnie wojna, CTF-Baltic przejmie dowodzenie nad wydzielonymi przez poszczególne państwa siłami. Wszystko jest zapisane w planach regionalnych, więc o szczegółach mówić nie mogę. Dokumenty zostały obłożone klauzulą tajności.
Sformowanie dowództwa specjalnie dla Bałtyku to kolejny znak, że znaczenie tego akwenu ciągle rośnie...
Bez wątpienia. Bałtyk zawsze był ważny strategicznie. Dla położonych nad nim państw stanowił jedną z głównych dróg importu i eksportu towarów. W ostatnim czasie jego znaczenie zaczęło jednak rosnąć w błyskawicznym tempie. Impulsem stał się wybuch pełnoskalowej wojny pomiędzy Rosją a Ukrainą. Bałtyk przerodził się w rejon zapalny, obszar przenikania się wpływów zarówno politycznych, jak i wojskowych oraz gospodarczych. Ten ostatni aspekt jest tutaj szczególnie istotny. Dla Polski na przykład morze ma fundamentalne znaczenie w procesie uniezależniania się od rosyjskich surowców. Stąd szybka rozbudowa infrastruktury krytycznej. Wystarczy wymienić rurociąg Baltic Pipe, którym sprowadzamy gaz z Norwegii, powiększany właśnie gazoport w Świnoujściu czy pływający terminal LNG na Zatoce Gdańskiej. On z kolei ma być gotowy do 2028 roku. Dzięki tym inwestycjom będziemy w stanie zabezpieczyć całościowe zapotrzebowanie Polski na gaz. A do tego trzeba doliczyć farmy wiatrowe, które niebawem staną nieopodal naszego wybrzeża, platformy wiertnicze, podmorskie kable komunikacyjne czy port w Gdańsku, czyli największy hub kontenerowy na Bałtyku. Tylko w 2023 roku przyjął on ponad 600 statków. Jaka to skala? Proszę wyobrazić sobie pojedynczy kontenerowiec. Ma 400 m długości i 60 szerokości, a na pokład zabiera 23 tys. kontenerów. Gdyby wypełnić je tylko butami, na każdego Polaka przypadłoby dziesięć par... Oczywiście Bałtyk jest ważny nie tylko dla Polski. W dowolnie wybranym momencie przebywa na nim średnio 2 tys. różnego typu jednostek pływających. Odpowiada on za 15% światowego handlu morskiego. Drobne nawet zakłócenia na szlakach żeglugowych mogą więc pociągnąć za sobą gigantyczne straty, a reperkusje mogą wykraczać daleko poza region środkowo-wschodniej Europy.
Na jakiego typu zagrożenia musimy być przygotowani?
Jest ich cały zestaw – od kolizji jednostek przez katastrofy ekologiczne aż po działania hybrydowe, po które może sięgnąć przeciwnik. W ostatnim czasie na Bałtyku odnotowaliśmy kilka incydentów bez precedensu. Takim było na przykład zniszczenie rurociągów Nord Stream czy uszkodzenie gazociągu Balticconnector i kabla telekomunikacyjnego pomiędzy Estonią a Finlandią. Wszystkie te zdarzenia bacznie obserwujemy i analizujemy po to, by zapobiec kolejnym. Jako COM–DKM prowadzimy na przykład operację „Zatoka”. Okręty wydzielone z obydwu flotylli regularnie patrolują wskazane przez nas akweny, monitorując przy tym ruch statków oraz infrastrukturę krytyczną. Współpracujemy przy tym z polską strażą graniczną, okrętami państw NATO, które operują na Bałtyku w dużo większej liczbie niż jeszcze kilka lat temu, pozostajemy też w całodobowym kontakcie z morskimi centrami operacyjnymi sojuszników. Mamy też listę jednostek, którym przyglądamy się ze szczególną uwagą. Chodzi na przykład o niektóre rosyjskie statki badawcze. Według nas mogą one być wykorzystywane do działalności wywiadowczej, a potencjalnie również do walki hybrydowej. To właśnie ewentualne działania poniżej progu wojny stanowią dziś dla nas największe wyzwanie.
A jak zachowują się na Bałtyku okręty rosyjskiej marynarki wojennej?
Trzeba uczciwie przyznać, że ich załogi nie przekraczają pewnych granic. Z reguły obserwują nasze działania, ale starają się nie potęgować napięcia. Na więcej pozwalają sobie chyba siły powietrzne. Od czasu do czasu nawet w przestrzeni publicznej słyszymy o pilotach, którzy przelatują w pobliżu samolotów czy okrętów NATO. Niekiedy demonstrują przy tym uzbrojenie. Generalnie jednak do eskalacji nie dochodzi.
Może Rosjanie najzwyczajniej w świecie się tego obawiają? W końcu po tym, jak do Sojuszu weszły Finlandia i Szwecja, Bałtyk stał się po trosze wewnętrznym jeziorem Sojuszu.
Nie przepadam za tym określeniem, ponieważ jak dla mnie ma ono pejoratywne konotacje. Zawiera sugestię, że Bałtyk jest małym akwenem, a to nieprawda. Z północy na południe rozciąga się on na 1300 km, z zachodu na wschód zaś na 600. Ale pomijając ten aspekt – na Bałtyku NATO ma oczywiście nad Rosją zdecydowaną przewagę, zarówno ze względu na potencjał wojskowy, jak i położenie po szczególnych państw. Nie należy jednak zapominać, że... Rosja nie zniknie. Pomiędzy portami w Zatoce Fińskiej a obwodem królewieckim przez cały czas trwa intensywny ruch. Drogą morską przechodzi większość zaopatrzenia dla tej rosyjskiej eksklawy, bo lepszych rozwiązań właściwie nie ma. Rosjanie będą tych szlaków mocno pilnować. Do tego mogą inicjować wiele innych działań niebezpiecznych dla Sojuszu. Dlatego właśnie tak ważne jest posiadanie sprawnych sił morskich...
Tymczasem w Polsce marynarka wojenna od lat przeżywa kryzys.
Ale krok po kroku się z niego wydobywa. Unowocześniamy siły przeciwminowe, budujemy nowe okręty rozpoznawcze, za kilka lat do służby wejdą też fregaty typu Miecznik – tak dużych i dobrze wyposażonych jednostek nie mieliśmy nigdy wcześniej. Oczywiście potrzeb jest więcej – choćby okręty podwodne. Mam nadzieję, że i takie jednostki w nieodległym czasie uda się pozyskać. Bo żeby realizować skuteczną politykę odstraszania, trzeba mieć zrównoważone, odpowiednio zbilansowane zasoby – lotnictwo morskie, nabrzeżne dywizjony rakietowe, okręty...
Objęcie dowodzenia na Bałtyku może stać się dla naszej marynarki impulsem rozwojowym?
Mam taką nadzieję. Ale chciałbym mocno podkreślić, że dla naszych sił morskich to nie jest nominacja na kredyt. Zajmujemy należne nam miejsce. Polska to duży kraj, jeden z największych w regionie, a my mamy bardzo doświadczonych marynarzy i całkiem pokaźne siły na morzu, przy pomocy których potrafimy realizować wszystkie powierzone nam zadania. Sformowanie CTF-Baltic to wejście w nowy, ważny etap – dla nas, ale też dla NATO. Dzięki dowództwu Bałtyk na pewno stanie się bezpieczniejszy.
autor zdjęć: Jacek Malinowski/ 12dTr; Grzegorz Kozakiewicz/ FORUM; Baltic HUB; arch. COM-DKM
komentarze