Jeszcze przed przyjazdem na poligon w Ustce założyliśmy sobie, że jedną trzecią strzelań będziemy prowadzić w nocy. Jak się okazało – niekiedy, ze względu na pogodę, było to prostsze niż rażenie celów w dzień – przyznaje płk Robert Borowy, dowódca zgrupowania wojsk przeciwlotniczych 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej.
Jeśli mamy listopad, to możemy być pewni, że przeciwlotników zastaniemy na poligonie pod Ustką…
Płk Robert Borowy: Tak, to tradycyjny termin ćwiczeń wyznaczony odgórnie przez Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych. W październiku i listopadzie, podobnie zresztą jak w marcu i czerwcu, na Centralnym Poligonie Sił Powietrznych w Ustce szkolą się pododdziały praktycznie ze wszystkich jednostek przeciwlotniczych Wojska Polskiego. Tutaj mamy najlepsze warunki, by strzelać do celów powietrznych. To dla nas czas próby. Test, który ma sprawdzić, czego tak naprawdę nauczyliśmy się przez ostatnie miesiące. Tak też jest w przypadku 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej. Na poligon przyjechaliśmy 13 listopada i będziemy tutaj ćwiczyć niemal do końca miesiąca.
Jak wielkie siły zaangażowaliście w to zgrupowanie?
Swoich żołnierzy, także żołnierzy rezerwy, do Ustki skierowały wszystkie dywizjony przeciwlotnicze z jednostek wchodzących w skład 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej, ale nie tylko. Razem z nami ćwiczą obsługi armat przeciwlotniczych z 10 Opolskiej Brygady Logistycznej, operatorzy PPZR-ów, czyli przenośnych przeciwlotniczych zestawów rakietowych z wojsk obrony terytorialnej, z 5 Pułku Dowodzenia, podchorążowie z Akademii Wojsk Lądowych we Wrocławiu. Łącznie w szkolenie zaangażowanych jest 600 osób.
Płk Robert Borowy.
A co ze sprzętem?
Podczas ćwiczeń wykorzystujemy praktycznie wszystkie rodzaje uzbrojenia, którymi dysponują dywizjony artyleryjsko-rakietowe wchodzące w skład brygad pancernych i zmechanizowanych. Prowadzimy ogień z 23-mm armat przeciwlotniczych ZUR-23-2 KG, 23-mm samobieżnych zestawów przeciwlotniczych ZSU-23-4 Biała, samobieżnych przeciwlotniczych zestawów rakietowych Poprad, a także PPZR Grom oraz Piorun.
Ćwiczycie, jak rozumiem, nie tylko w dzień?
Nie, oczywiście, że nie tylko. Jeszcze przed zgrupowaniem założyliśmy sobie, że mniej więcej jedną trzecią zadań będziemy realizowali w nocy. Paradoksalnie mieliśmy dni, kiedy ze względu na pogodę strzelania łatwiej prowadziło się nam po zmroku. Po prostu była lepsza przejrzystość powietrza oraz warunki lotne były zdecydowanie korzystniejsze dla zdalnie sterowanych celów powietrznych.
To proszę powiedzieć więcej o samych zadaniach.
Zacznijmy od tego, że choć to zgrupowanie wojsk przeciwlotniczych, strzelamy także… do celów naziemnych. Są to makiety transporterów opancerzonych – stojące w miejscu albo ruchome, czyli holowane po torowisku. Zadania tego typu realizują obsługi 23-mm armat przeciwlotniczych. Są to jedne z prostszych bojowych strzelań zaliczeniowych, które szczególnie dla niedoświadczonych żołnierzy stanowią dobrą okazję, by zapoznać się ze sprzętem i oswoić ze strzelaniem. Dla przeciwlotników, którzy dopiero zaczynają służbę, jest to rodzaj przetarcia przed bardziej skomplikowanymi zadaniami. Pojazd opancerzony na pewno łatwiej jest trafić niż imitator śmigłowca czy samolotu. Po pierwsze jest większy, po drugie, nawet jeśli się porusza, to zdecydowanie wolniej od celu powietrznego.
Ale to, jak rozumiem, zaledwie drobny wycinek tego, co robicie w Ustce.
Skupiamy się oczywiście na zwalczaniu celów powietrznych. Strzelamy bezpośrednio do zdalnie sterowanych urządzeń, które zarówno kształtem, jak i parametrami lotu przypominają samoloty, lub do rękawów, które urządzenia te mogą holować. Sterowane cele powietrzne poruszają się w różny sposób, w zależności od warunków zadania ogniowego – czasem oddalają się od stanowisk ogniowych w stronę morza, innym razem zbliżają się do nich, imitując szturmującą maszynę, czasami przemieszczają się wzdłuż nich tzw. kursem defilującym. Oczywiście parametry ruchu celu powietrznego możemy dowolnie modyfikować, dostosowując je do warunków zadania ogniowego – na przykład sterować celem tak, by najpierw poruszał się kursem defilującym, a następnie ruszył ku otwartemu morzu. Na tym oczywiście nie koniec. Nasi żołnierze prowadzą ogień do ICP – imitatorów celów powietrznych, wystrzeliwanych z wyrzutni na lądzie. To obiekty, które wzbijają się w powietrze na kilkaset metrów, a następnie opadają do wody. Osiągają przy tym prędkości zbliżone do lecącego lub nurkującego samolotu bojowego. Strzelania bojowe artyleryjskie albo rakietowe do zbliżających się, nurkujących lub oddalających się ICP, to zadania trudne i wymagające, przeznaczone dla najlepiej wyszkolonych obsług i operatorów.
Czy zdarza się, że ogień do celu prowadzą równocześnie żołnierze obsługujący różne rodzaje uzbrojenia?
Oczywiście. Część zadań ogniowych zaplanowaliśmy tak, by aktywować różne rodzaje sprzętu. Strzelania bojowe odbywają się wtedy z zestawów artyleryjskich i rakietowych, zarówno do imitatorów celów powietrznych, jak i do sterowanych celów powietrznych. Na przykład do sterowanego celu powietrznego przemieszczającego się wzdłuż stanowisk ogniowych strzelały obsady armat, ale kiedy zaczął się od nas oddalać, ich zadanie przejęli operatorzy systemów rakietowych. Tego rodzaju scenariusze są dla nas o tyle ważne, że nawiązują do sytuacji, z którymi rzeczywiście możemy mieć do czynienia na polu walki.
Dodajmy jeszcze, że w przypadku celów powietrznych operatorzy nie muszą trafić dokładnie w cel powietrzny.
Zgadza się. Imitator czy model jest znacznie mniejszy od rzeczywistego celu. Dlatego wystarczy, gdy pocisk przeleci w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Choć rzecz jasna zdarzają się sytuacje, że obsługa lub operator trafi bezpośrednio w cel. Nawet tak niewielki, jak latający dron.
Zgrupowania przeciwlotników powtarzane są regularnie. Jak często wprowadzacie do nich nowe elementy?
Staramy się. W tym roku na przykład uczestnicy ćwiczeń mierzyli się z imitatorami celów powietrznych o trochę innych parametrach niż te, z którymi mieli do czynienia wcześniej. Modele inaczej zachowywały się w powietrzu, w odmienny sposób manewrowały. Według opinii powtarzanej przez samych żołnierzy trudniej było je namierzyć i skutecznie ostrzelać. Ale i tu zdarzały się trafienia bezpośrednio w cel. Na podsumowania przyjdzie czas po zakończeniu zgrupowania, ale wstępnie mogę powiedzieć, że jestem zadowolony z jego rezultatów.
Myślicie już o przyszłym roku? Jakie zadania Was czekają?
Ćwiczeń z udziałem przeciwlotników naszej dywizji będzie oczywiście sporo, ale ja myślę już o marcu. Wówczas ponownie pojawimy się na zgrupowaniu w Ustce, by zgrywać pododdziały.
autor zdjęć: kpr. Adam Centka / 4 pplot
komentarze