moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Miała być „wojna XXI wieku”, jest wariacja na temat zimnowojennych zmagań

„Zrobili to!” – tak branża dziennikarsko-militarna skomentowała zapobiegliwość ukraińskich zbrojmistrzów. O co chodzi? Gdy na Wschód trafiły pierwsze zachodnie czołgi, miejscowi zaczęli doposażać je w reaktywne pancerze. Do tej pory takim przeróbkom poddawano Leopardy 2, Challengery i Abramsy. Przed kilkoma dniami pojawiły się zdjęcia dowodzące, że „ukostkowione” zostały także najstarsze z dostarczonych Ukraińcom czołgów – Leopardy 1. Do wzmocnienia pancerza użyto sowieckiego systemu Kontakt-1 i tym sposobem leciwe zimnowojenne technologie Zachodu i Wschodu „spotkały się” w jednym miejscu.

W tym konkretnym przypadku celem była, umownie rzecz ujmując, współpraca. Co do zasady jednak pamiętająca czasy słusznie minione. Broń w Ukrainie jest wykorzystywana zgodnie z pierwotnym przeznaczeniem, natomiast ta zachodnia ma niszczyć wschodnią i na odwrót. Konflikt na Wschodzie daje nam zatem pewne wyobrażenia o tym, jak mogłaby wyglądać gorąca faza zimnej wojny przebiegająca z użyciem dostępnego przed laty, dziś już „emeryckiego”, uzbrojenia. Dość napisać, że Leopardy 1 weszły do służby w Bundeswehrze w 1965 roku, a Kontakt-1 znalazł się w uzbrojeniu Armii Radzieckiej 18 lat później.

A przecież wojna w Ukrainie, przynajmniej z rosyjskiej strony, miała być „konfliktem XXI wieku”. Takie zapowiedzi serwowała nam kremlowska propaganda. Tego też tak naprawdę my, jako Zachód, bardzo się obawialiśmy. Tymczasem już pierwsze godziny walk dowiodły, że jest inaczej. Mamy w języku polskim takie powiedzenie: „przekichane jak w ruskim czołgu”. Pierwotnie odwoływało się ono do doświadczeń załóg sowieckich maszyn z czasów II wojny światowej, których przeżywalność oscylowała w granicy trzech dni. Gdy zaczęła się wojna na Wschodzie, okazało się, że stare porzekadło znów świetnie oddaje realia służby pod pancerzem.

Stało się tak za sprawą ręcznych wyrzutni przeciwpancernych, które Zachód wysłał do Ukrainy tuż przed rosyjską agresją. Siane przez ich operatorów spustoszenie dokumentowały liczne filmiki. Większość tych materiałów wyglądała podobnie – oglądaliśmy wystrzał, uderzenie pocisku w czołg, po czym następowała eksplozja wtórna zgromadzonej w pojeździe amunicji. Potężna wieża wylatywała w powietrze, lądując kilkadziesiąt metrów dalej. Z wnętrza kadłuba wydobywał się ogień i dym. Jeśli ktokolwiek wychodził z tego piekła żywy, mógł mówić o wielkim szczęściu. Czołgi T-72 w wersjach B3/B3M miały stanowić przykład solidnie zmodernizowanej broni z lat siedemdziesiątych XX wieku. Maszyny wysłane do Ukrainy w pierwszym rzucie liczyły zwykle po kilkanaście do dwudziestu lat, a i tak okazały się „trumnami na gąsienicach”.

Na front rzucono również czołgi gorszego sortu. Bez nowoczesnej francuskiej optoelektroniki, ba, pozbawione rosyjskich rozwiązań z lat dziewięćdziesiątych i późniejszych, czyli nowych silników, odmian pancerza reaktywnego czy systemów kierowania ogniem. Zatem 30–40-letnie maszyny prezentujące stosowne do wieku standard i zużycie. W ewidencji widniały jako wozy gruntownie wyremontowane, naszpikowane nowymi podzespołami.

Co istotne, dotyczyło to także innych rodzajów broni – od karabinów po odrzutowce. Rozległe działania wojenne o dużej intensywności szybko unaoczniły problem fałszywej sprawozdawczości. Skalę fikcyjnych modernizacji i remontów dało się jakoś ukryć przy okazji konfliktu z maleńką Gruzją czy islamskimi fundamentalistami w Syrii, ale nie w obliczu starcia z dużą europejską armią. Nie czas i nie miejsce na rozważania o tym, skąd bierze się status Rosji jako jednego z najbardziej skorumpowanych krajów. Na potrzeby tego tekstu wystarczy stwierdzenie, że zjawisko to przełożyło się na obniżoną wartość bojową armii. Kradli generałowie i dyrektorzy fabryk. W mniejszym zakresie, ale za to liczniej, okradali armię niżsi rangą wojskowi i pracownicy przemysłu. Nade wszystko jednak kradli oligarchowie. Gdy pod koniec marca 2022 roku Rosjanie uciekali spod Kijowa, poproszono mnie o wskazanie ojca tego ukraińskiego „sukcesu”. Odparłem, niewymijająco, że jednym z moich mocnych kandydatów do takiego miana jest Generał Chciwość. To on sprawił, że superjachty i superlimuzyny „nowych Ruskich” prezentowały wyśrubowane standardy XXI wieku, podczas gdy okręty i czołgi „drugiej armii świata” pozostały w mrokach zimnej wojny. Gdzie tkwią do dzisiaj.

Po drugiej stronie nie jest inaczej. Trawiona równie potężną korupcją, w dodatku wyzbyta imperialnych sentymentów Ukraina też miała armię w dużej mierze papierową, z tą jednak różnicą, że nikt nie miał żadnych złudzeń. Przez lata mówiło się nad Dnieprem, że łatwiej znaleźć ukraiński czołg „na chodzie” gdzieś w Afryce, gdzie trafił w niejasnych okolicznościach, wyeksportowany przez Bóg wie jaką biznesowo-wojskową sitwę, niż na ukraińskich poligonach czy w koszarach. To daleko od Europy – przewidywano – miał dokonać żywota zimnowojenny arsenał. Rosyjskie zagrożenie zmusiło Ukraińców do zajęcia się na poważnie sprawami obronności, ale wobec mizerii finansowej państwa i tak bazą pozostawał posowiecki sprzęt, z którym kraj wszedł do pełnoskalowej wojny. I który nadal stanowi istotną część wyposażenia armii ukraińskiej wspartej zachodnim sprzętem. Przy tym jednak, choć wyspowo są to bardzo nowoczesne systemy, to jednak w miażdżącej większości mówimy o broni jeśli nie fizycznie, to przynajmniej koncepcyjnie zimnowojennej. Na szczęście dla Ukraińców znacznie lepiej wykonanej i zaprojektowanej oraz, jak dotychczas, eksploatowanej w warunkach wyższej niż na Wschodzie kultury technicznej.

Można się zżymać, że Zachód nie dzieli się tym, co najlepsze, ale nie zapominajmy, że najnowsze oznacza również najdroższe. A koszty to nie wszystko. Są jeszcze kwestie polityczne. Dziś jest już oczywiste, że mocarstwom wspierającym Ukrainę nie zależy na definitywnym pokonaniu Rosji, bo to wiązałoby się z ryzykiem zamętu w największym kraju świata dysponującym największą liczbą głowic jądrowych. Kijów ma nie przegrać, Ukraina ma przetrwać – pod takie cele konstruowana jest pomoc wojskowa. Ograniczona także ryzykiem wycieku tajemnic technicznych, gdyby jakieś systemy wpadły w ręce Rosjan. Odrębna kwestia to ukraińskie możliwości absorbcji zachodnich technologii wojskowych. O tym, czym jest pośpieszne doszkalanie żołnierzy, przekonaliśmy się na Zaporożu późną wiosną zeszłego roku, gdy ukraińska armia użyła Leopardów 2 w iście sowiecki sposób. Konkludując, westernizacja ukraińskiej armii to konieczność, by uzupełnić jej straty i dać przewagę jakościową. Ale westernizacja oparta na najnowszych systemach uzbrojenia to pieśń przyszłości. Na razie muszą Ukraińcom wystarczyć zimnowojenne lufy.

Marcin Ogdowski , korespondent wojenny, autor bloga bezkamuflazu.pl

autor zdjęć: AA/ABACA / Abaca Press / Forum

dodaj komentarz

komentarze


1 Brygada Pancerna zdobywa teren zurbanizowany
 
Misje w pigułce
Prezydent Duda z wizytą w NATO
„Baltic Sentry” na polskich wodach
Polska nadal będzie wspierać Ukrainę
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
30 mld zł z KPO na wydatki na obronność
Medalowy weekend reprezentantów Wojska Polskiego
Zmiana warty na Sycylii
Pancerni z Braniewa i ich Czarne Pantery
Strzelanie w Orzyszu, czyli Leopardy w akcji
„Ostatnia szarża”, czyli ułani kończą w wielkim stylu
Wojny dronów
Prawdziwi invictus!
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Mirage’e w obronie Ukrainy
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Szer. rez. Jakub Szymański mistrzem Europy
Półmaraton Komandosa – pękła bariera tysiąca
Zginęli, bo walczyli o wolną Polskę
Szachownica dla F-35 w nowej odsłonie
Przerwany lot „Orlika”
Groty na granicę
Transport 12 czołgów K2 w Polsce
„Aleo Mout”, czyli odzyskać miasto
Mieliśmy rok rekordowych podwyżek. Czy będzie powtórka?
Borsuki w Prokuratorii Generalnej
Nowe odkrycia na Westerplatte
Jak zostać partnerem PGZ?
Adam Małysz i Sebastian Chmara o współpracy z wojskiem
„Feniks” w Niedźwiedzicy
Panczeniści nie zawiedli
Czas przełomu
Trump przed Kongresem o Ukrainie
Roboty rozpoznawcze dla Wojska Polskiego
Niezawiniona śmierć niezłomnego gen. Fieldorfa
Potrzeba wsparcia i dialogu
Czas na armię rezerwistów
Fight in Partial Shade
Fabryki schronów wzmocnią „Tarczę Wschód”
Raport o wojennym okrucieństwie
„Byliśmy żołnierzami wymazanymi z historii”
Zapiski z „Dzika” – unikat w Muzeum MW
Pokój w Ukrainie bliżej? Amerykanie są dobrej myśli
Przebiegła, dywersyjna operacja Rosjan na ukraińskich tyłach
Zasady doręczania powołań – co się zmieniło?
Foch stawia warunki
Szefowie obrony debatowali w Paryżu
Inwestycje w zbrojeniówkę to priorytet
Bezzałogowce w Wojsku Polskim – serwis specjalny
Premier Tusk: Zaczynamy wyścig o bezpieczeństwo
Pilnujemy bezpieczeństwa na Bałtyku
FlyEye daje przewagę
Inwestycja MON-u szansą dla lokalnej społeczności
Walka w półcieniu
Inżynierowie od UBM
Nowa brygada na horyzoncie
Musimy zwiększyć zdolności produkcyjne
Nowy inspektorat w Dowództwie Generalnym
Szybkość reakcji i bezpieczeństwo to podstawa
Wojskowe emerytury w górę
Szwedzkie Gripeny włączą się w ochronę sojuszników
Trzy kierunki ku bezpieczeństwu

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO