Autonomiczne, mobilne, dobrze uzbrojone – takie powinny być niewielkie pododdziały piechoty zmotoryzowanej. Potwierdza to tocząca się w Ukrainie wojna. O ich modelowej organizacji, wyposażeniu i dowodzeniu przedstawiciele wojska rozmawiali podczas dwudniowego seminarium w Szczecinie. Spotkaniu towarzyszyły ćwiczenia.
Przeciwnik zajął drogę i okopał się w poprzek niej. Blokuje ruch, a jednocześnie strzeże dostępu do punktu kierowania własną kompanią. Naprzeciw niego szybko stają jednak dwa plutony. Najpierw do ataku rusza pododdział piechoty zmotoryzowanej. Jego zadanie polega na opanowaniu umocnień i wykonaniu przejścia dla żołnierzy piechoty zmechanizowanej. Oni z kolei mają zniszczyć wspomniany punkt kierowania. Oto scenariusz pokazowych ćwiczeń pod kryptonimem „Złamana akacja” z udziałem żołnierzy 12 Brygady Zmechanizowanej ze Szczecina. Stanowiły one część dwudniowego seminarium, które poświęcone zostało szeroko pojętej analizie działania małych pododdziałów piechoty zmotoryzowanej.
– To temat, któremu przyglądam się od lat – przyznaje ppłk Maciej Szpak, dowódca batalionu 12 BZ, którego żołnierze brali udział w pokazach. – Wojna w Ukrainie tylko potwierdziła, jak ogromne jest znaczenie na polu bitwy pododdziałów od szczebla drużyny po kompanię. Utwierdziła mnie też w przekonaniu, że warto przeanalizować filozofię ich działania – dodaje.
Punktem wyjścia seminarium było zdefiniowanie roli, jaką zdaniem prowadzących seminarium powinna odgrywać piechota zmotoryzowana. Jej pododdziałom niekiedy przypisuje się zadania stojące przed piechotą zmechanizowaną. A te z założenia są inne. W wojskach zmotoryzowanych kluczową funkcję pełni piechota. Pojazdy służą nie tyle do walki, ile do transportu. – Przerzucają żołnierzy w określone miejsce, a w razie potrzeby załogi wozów służą im wsparciem ogniowym. W piechocie zmechanizowanej jest dokładnie odwrotnie. Ciężar walki spoczywa na załogach pojazdów – wyjaśnia chor. Adrian Maciejak, żołnierz przygotowujący praktyczną część seminarium.
Według omawianego podczas seminarium modelu zaproponowano, by niewielkie pododdziały zmotoryzowane były autonomiczne i mobilne. To pociągałoby za sobą konieczność zwiększenia ich liczebności i dozbrojenia w nowoczesny sprzęt. – Ważną funkcję pełniłyby tutaj choćby ręczne granatniki przeciwpancerne, lekkie karabiny maszynowe, karabiny strzelców wyborowych, ale też bezzałogowe statki powietrzne – wylicza ppłk Szpak.
Podobny model funkcjonuje w wojskach amerykańskich. Tam fundamentem plutonu są posiadające dużą samodzielność zespoły ogniowe (ang. fire teams). I właśnie pododdział zorganizowany według tego schematu realizował zadania w części praktycznej, czyli wspomnianej operacji „Złamana akacja”. Żołnierze mieli do dyspozycji nowoczesne wyposażenie, m.in. bezzałogowy statek powietrzny klasy mikro oraz aplikację TAK (ang. Tactical Awareness Kit). Pozwala ona śledzić ruchy poszczególnych członków pododdziału czy też daje wgląd do obrazu rejestrowanego przez dron.
W szczecińskim seminarium wzięli udział przedstawiciele Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych, wojskowych centrów szkolenia, uczelni oraz jednostek wojskowych z całej Polski. – Oczywiście wnioski płynące ze spotkania nie są dla nikogo wiążące. Polska armia przechodzi znaczące zmiany, rozbudowuje się, przezbraja. Chcieliśmy przedstawić do rozważenia nasze spojrzenie na piechotę zmotoryzowaną w nowym formacie oraz omówić pewne trendy i potencjalne rozwiązania – podsumowuje ppłk Szpak.
autor zdjęć: szer. Tomasz Łomakin
komentarze