Gdy podczas niedawnej wizyty na Kremlu prezydent Syrii Baszar al-Asad wyraził poparcie dla „operacji specjalnej” przeciw wspieranym przez Zachód „nazistom” w „historycznie rosyjskiej” Ukrainie, nie była to tylko dyplomatyczna deklaracja. Niezależnie, czy Asad kieruje się cynizmem, czy naprawdę wierzy w to, co powiedział, bez wątpienia wyraził pogląd, który wcale nie jest odosobniony w debacie publicznej w regionie rozciągającym się od Przylądka Dobrej Nadziei przez Afrykę aż po Bliski Wschód i południowo-wschodnią Azję. Globalne Południe wobec wojny w Ukrainie jest, w najlepszym razie, ostrożnie neutralne, a w dużej mierze popiera Rosję.
W połowie marca na twitterowym koncie rosyjskiej ambasady w Kenii udostępniono artykuł organizacji Global Citizen zarzucający Ukrainie rasizm wobec afrykańskich studentów i zapraszający wszystkich obywateli krajów afrykańskich, którzy musieli przerwać studia na ukraińskich uczelniach ze względu na wojnę, do dokończenia edukacji w Rosji. Z naszej perspektywy trudno pojąć, że ktoś mógłby poważnie potraktować taką ofertę – Rosja słynie, oględnie mówiąc, z nierównego traktowania własnych mniejszości etnicznych i prześladowania emigrantów z Kaukazu czy Azji Środkowej. W komentarzach pod postem jednak liczni mieszkańcy Afryki wyrazili zainteresowanie studiowaniem w Rosji, a wielu innych dołączyło do potępiania Ukrainy i krajów Zachodu za rasizm i kolonializm.
To konkretne konto otwarcie służy do szerzenia dezinformacji i propagandy. Afrykańskie i arabskie media społecznościowe pełne są podobnych wpisów i komentarzy powielających rosyjską narrację dotyczącą wojny w Ukrainie i – co najważniejsze – narracja ta nie jest efektem rosyjskiej wojny informacyjnej, przynajmniej nie w całości. Rosyjska propaganda dobrze rezonuje z lokalnymi resentymentami wobec Zachodu, ale ich nie stworzyła. Azja i Afryka miały okazję poznać Zachód, i to z nie najlepszej strony.
Z perspektywy Damaszku, Bagdadu czy Trypolisu konflikt w Ukrainie to proxy war między Stanami Zjednoczonymi, które jeszcze niedawno rościły sobie prawa do krwawych interwencji na Bliskim Wschodzie, i ogólnie imperialistycznym Zachodem a Rosją, która nigdy nie próbowała krajów arabskich kolonizować. Z perspektywy Bamako czy Ndżameny zaś wojna ta to jakiś egzotyczny konflikt między dwoma „białymi” krajami, o przyczynach równie niezrozumiałych jak dla większości Europejczyków zawiłości odłączenia się Erytrei od Etiopii czy konflikty związane z Ogadenem. Trudno wymagać od mieszkańców Indochin czy subsaharyjskiej Afryki, by rozumieli historyczne, społeczne i polityczne niuanse Europy Wschodniej.
Dlatego konflikt w Ukrainie postrzegany jest na Południu jako „nie nasza wojna” i poniekąd jest to słuszna perspektywa. Zwycięstwo Rosji nad Ukrainą nie niesie żadnych bezpośrednich zagrożeń dla większości afrykańskich i azjatyckich krajów, większość ich nie ma też żadnych historycznych pretensji do Rosji i nie czuje do niej animozji. A do Zachodu – jak najbardziej.
Na Bliskim Wschodzie i w Afryce „obrona demokracji” przez Zachód kojarzy się raczej negatywnie – z bombardowaniami, sankcjami, interwencjami wojskowymi w Iraku, Afganistanie, Syrii czy Libii. Dawne kolonialne imperia również nie pozostawiły po sobie dobrych wspomnień, zwłaszcza że cały czas próbują one wpływać na politykę dawnych kolonii, wciąż traktując je jako swoje strefy wpływów.
Dlatego jeśli w Sahelu Rosja postrzegana jest jako główny rywal znienawidzonej Francji, to będzie się cieszyć poparciem miejscowej ludności. Mieszkańcy Bliskiego Wschodu nie rozumieją, dlaczego mieliby bardziej potępiać atak Rosji na Ukrainę niż inwazję USA na Irak. Nawet wagnerowcy, w naszym kręgu stanowiący symbol najstraszliwszej najemniczej demoralizacji, przez wielu Afrykanów postrzegani są pozytywnie.
Czasem wręcz otwarcie mówi się, że zwycięstwo strony ukraińskiej i popierającego ją Zachodu oznaczać będzie triumf starego, kolonialnego porządku świata, podporządkowanego hegemonii Stanów Zjednoczonych, wygrana Rosji zaś może być szansą na zmianę, wybicie się krajów Globalnego Południa na samodzielność i zrzucenie przez nie postkolonialnego jarzma.
Bezprecedensowe wsparcie Zachodu dla Ukrainy tylko wzmacnia postrzeganie Europy i Stanów Zjednoczonych jako obszarów o dominującej kulturze rasizmu. W ostatnich dziesięcioleciach w Azji i Afryce toczyły się dziesiątki wojen, nieraz nie mniej okrutnych, często związanych z ludobójstwem lub czystkami etnicznymi. Żadna nie doczekała się jednak porównywalnej reakcji ani Stanów Zjednoczonych, ani Unii Europejskiej. Co więcej, Zachód nieraz wspierał w tych konfliktach stronę agresywną, jak chociażby saudyjską interwencję w Jemenie, która spowodowała jeden z największych kryzysów humanitarnych w ostatnich dziesięcioleciach, głód i epidemię cholery.
Resentymenty obywateli krajów afrykańskich i azjatyckich to jedno. Równie ważne jest jednak to, jak te nastroje wpływają na decyzje i wybory politycznych przywódców w regionie. Dla izolowanej na Zachodzie Rosji Afryka i Bliski Wschód to szansa na ekspansję, to złoża surowców, rynki zbytu, to możliwość projekcji siły w strategicznych punktach globu (np. z wykorzystaniem baz morskich w syryjskiej Latakii czy w Erytrei). Jeśli Zachód chce wygrać rywalizację z Rosją, a w dalszej perspektywie z Chinami, nie może sobie pozwolić na ignorowanie nastrojów w krajach Południa.
autor zdjęć: JUAN BARRETO/AFP/East News
komentarze