Wspierają operacje specjalne GROM-u, komandosów z Lublińca i Formozy, ale są też przygotowani do samodzielnego działania na tyłach wroga i walki z przeciwnikiem uzbrojonym w ciężki sprzęt. Jednostkę Wojskową Agat tworzy obecnie kilkuset żołnierzy, a wizytówką gliwickiego oddziału jest zespół wsparcia bojowego.
„Siła i ogień! Po nas tylko zgliszcza!”, raz po raz wykrzykują żołnierze podczas selekcji do Jednostki Wojskowej Agat (JWA). Maksyma jest powtarzana wielokrotnie, najczęściej podczas wyczerpujących ćwiczeń fizycznych. Kandydaci na operatorów są wykończeni, spragnieni, głodni i przemoczeni, ale nie narzekają, bo wiedzą, że nagrodą za ekstremalny wysiłek będzie służba w szeregach specjalsów. Ze zmęczenia drżą im mięśnie. Nie poddają się jednak i z ciężkimi plecakami wykonują dziesiątki pompek i przysiadów, przemierzają setki kilometrów. Nie zostało ich wielu, a to nie koniec – przed nimi jeszcze nocny maraton w Bieszczadach. Selekcje do jednostki specjalnej Agat odbywają się zwykle dwa razy w roku: wiosną i jesienią. Jak mówią instruktorzy, nie ma łatwych sprawdzianów, są tylko lepiej lub gorzej przygotowani kandydaci. Dziesięć lat temu od jednej z takich selekcji jednostka Agat zaczęła budować swoją historię.
Nowy członek rodziny
Powstanie jednostki wiązało się z reorganizacją Wojska Polskiego przeprowadzoną kilkanaście lat temu. W związku z uzawodowieniem armii i zmianami w strukturach Żandarmerii Wojskowej zdecydowano m.in. o rozformowaniu Oddziału Specjalnego ŻW w Gliwicach. By jednak nie stracić potencjału w postaci świetnie wyszkolonych ludzi, którzy sprawdzili się na misjach poza granicami kraju, utworzono kolejną jednostkę wojsk specjalnych. Na jej czele stanął doświadczony oficer GROM-u płk Sławomir Berdychowski. Do nowej jednostki zostali przyjęci wszyscy żołnierze OSŻW, ale by w niej zostać, musieli zaliczyć selekcję lub kwalifikację (ta ostatnia dotyczy żołnierzy sztabu, pionu szkolenia i stanowisk zabezpieczających).
– Gdy budowano Agat, byłem jeszcze oficerem Jednostki Wojskowej Komandosów. Na początku mówiło się, że ma być to oddział typowo szturmowy, dlatego wszyscy z uwagą przyglądaliśmy się nowej jednostce. Byliśmy ciekawi, jak wpasuje się ona w istniejące struktury – przyznaje płk Artur Kozłowski, który od trzech lat dowodzi JW Agat. Jej przeznaczenie od początku było jasno określone: jednostka wsparcia bojowego dla innych oddziałów specjalnych.
– Dołączyliśmy do rodziny wojsk specjalnych, a to wymusiło zmiany w strukturze, wyposażeniu, szkoleniu, a przede wszystkim w taktyce działania. Musieliśmy się szybko nauczyć grać w te same karty co GROM czy JWK – opowiada „Jeżu”, oficer JWA, niegdyś żołnierz Oddziału Specjalnego ŻW. Przyznaje, że nie było to proste zadanie, chociażby dlatego, że specżandarmi zostali przygotowani do prowadzenia samodzielnych działań. – Pamiętam, jak w 2011 roku mówiło się o tym, że mamy wspierać specjalsów z innych jednostek, m.in. podczas wchodzenia do walki, w organizacji kordonów zewnętrznych, a także przygotowywać i zabezpieczać bojowo zrzutowiska, wspierać pododdziały ogniem z ciężkich granatników i moździerzy – mówi „Jeżu”.
Początkowo jednostkę Agat porównywano do amerykańskiego 75 Pułku Rangersów. Gliwiccy specjalsi przyznają jednak, że nie było to do końca trafne odniesienie ze względu na inną strukturę obu jednostek, różnicę w wielkości oraz odmienne zadania. – Zdecydowanie bliżej nam do brytyjskiego SFSG, czyli Special Forces Support Group. Mamy zbliżone zadania i zajmujemy podobne miejsce w strukturze narodowych sił specjalnych – przyznaje płk Kozłowski.
Jednostkę Agat tworzy obecnie kilkuset żołnierzy, którzy są podzieleni między trzy zespoły szturmowe Alpha, Bravo, Charlie i zespół wsparcia bojowego, a także dowództwo, sztab oraz pododdziały logistyczne i zabezpieczenia. – Ostatnie lata nauczyły nas poczucia własnej wartości. Mamy już swoją tożsamość, wypracowane i sprawdzone modele szkoleniowe – mówi „Nowy”.
Tylko dla twardzieli
Drzwi do służby w pododdziałach bojowych jednostki otwiera zdana selekcja, ale prawdziwą przepustką do bojówki jest ukończenie rocznego kursu bazowego. W trakcie tego szkolenia jest teraz Rafał. 35-latek ma za sobą 11 lat służby w desancie i jedną misję w Afganistanie, a na koncie mnóstwo sportowych sukcesów. – Chciałem się rozwijać, uczyć nowych rzeczy, a miałem wrażenie, że w mojej jednostce stoję w miejscu. W 2019 roku zdałem selekcję i rok później byłem już w Agacie. Niebawem skończę kurs bazowy – mówi. W ubiegłym roku bazówkę zaczęło 34 kandydatów, ale dziś pozostało ich zaledwie 18. – Mamy piekielnie dużo roboty. Nie ma co ściemniać, jest ciężko – przyznaje Rafał.
Szkolenie podstawowe operatorów w Agacie podzielono na kilka etapów. Żołnierze przechodzą tzw. kurs działań specjalnych, fazę strzelecką, uczą się zielonej i czarnej taktyki. Dopełnieniem bazówki są także kursy SERE (Survival, Evasion, Resistance, Escape) B i C, szkolenie medyczne, linowe i ze współdziałania ze śmigłowcami, a także spadochronowe. – Każdy z etapów kończy się egzaminem. Instruktorzy nam nie odpuszczają, w każdej chwili można wylecieć z kursu – przyznaje Rafał. Jak mówi, przyszli operatorzy uczą się teraz czarnej taktyki. Trenują skryte podejścia do budynków, ćwiczą też wewnątrz – przeszukiwanie pomieszczeń, zajmowanie kolejnych kondygnacji oraz walkę na krótkim dystansie. Ostatnim etapem bazówki będzie egzamin potwierdzający gotowość do prowadzenia operacji specjalnej. Szturmani muszą zaplanować i przeprowadzić akcję bezpośrednią.
– Bazówka, choć jest bardzo ważnym etapem dla każdego z operatorów, nie wieńczy całego procesu szkolenia, a dopiero go rozpoczyna. Przed nimi kursy specjalistyczne, zgrywanie w ramach sekcji i zespołów bojowych. Potem przychodzi czas na międzynarodowe ćwiczenia, a w końcu na misje – mówi „Paris”, instruktor JWA. Operatorzy mają profilowane szkolenie zgodnie ze swoją specjalnością oraz charakterem zespołu szturmowego, w którym służą. Szkolą się np. w operacjach niekonwencjonalnych, tzw. undercover, w skokach spadochronowych, niebawem także tych z dużych wysokości z wykorzystaniem aparatury tlenowej. Doskonalą swoje działania w trudnych warunkach, m.in. w wysokich górach w Polsce i poza granicami kraju. Jednostka wysłała swoich żołnierzy na trening we francuskie Alpy i na Kaukaz. Instruktorzy wyjaśniają, że w ten sposób operatorzy przygotowują się do prowadzenia działań taktycznych w trudno dostępnym terenie. Szturmani wykorzystują zagraniczne poligony górskie, by ćwiczyć m.in. przemieszczanie z wykorzystaniem noktowizji, planowanie operacji bezpośrednich i prowadzenie rozpoznania specjalnego.
– W tym roku dla naszych „górali” zorganizowaliśmy szkolenie w Tatrach, w okolicach Morskiego Oka. Żołnierze prowadzili kilkudniowe rozpoznanie, a następnie zaplanowali precyzyjną akcję specjalną. Uzbrojeni i wyposażeni w noktowizję weszli nad ranem do pełnego turystów schroniska górskiego. Ich obecności nikt postronny nie zauważył, a oni zdołali ująć „terrorystę” – opowiada „Paris”.
Szturmani Agatu musieli odnaleźć się nie tylko w środowisku górskim. – Przez kilka lat wysyłaliśmy operatorów także do Gujany Francuskiej, gdzie w tropikalnych warunkach szkolili się pod okiem instruktorów z Legii Cudzoziemskiej. To był morderczy wysiłek – dopowiada mjr Mariusz Łapeta, rzecznik prasowy jednostki.
Dowódca Jednostki Wojskowej Agat przyznaje, że wizytówką gliwickiego oddziału jest zespół wsparcia bojowego. Służą w nim operatorzy mający za sobą specjalistyczne przeszkolenie. – Tworzą go sekcje: pirotechniczna, moździerzy, przeciwpancerna, przeciwlotnicza, ochrony przed bronią masowego rażenia, JTAC-ów [joint terminal attack controller, czyli wysuniętych nawigatorów naprowadzania lotnictwa] oraz planowania i zabezpieczenia – wylicza „Jaca”, dowódca zespołu.
Wyszkolenie tej klasy specjalistów zajmuje lata. – Ich zdolności doceniły także inne jednostki wojsk specjalnych. Żołnierze wzmacniają nie tylko nasze zespoły szturmowe, ale bardzo często także GROM czy Formozę – dodaje dowódca JWA. Zespół wsparcia ciągle rozwija nowe zdolności. Obecnie kilku żołnierzy tego pododdziału przechodzi szkolenie instruktorskie z obsługi przeciwpancernych wyrzutni Javelin. Nowe umiejętności – w dziedzinie przeciwdziałania broni masowego rażenia i toksycznym środkom przemysłowym – doskonalą także chemicy z tego zespołu. Żołnierze na potrzeby ubiegłorocznego dyżuru w Siłach Odpowiedzi NATO stworzyli zespół CBRN MERT (Chemical Biological Radiological, Nuclear Mobile Exploitation and Reconnaissance Team), zajmujący się rozpoznawaniem skażeń chemicznych, biologicznych, radiologicznych i nuklearnych. Specjalsi przeszli dziesiątki krajowych i zagranicznych szkoleń, a także otrzymali najwyższej klasy sprzęt ochrony osobistej oraz różnego rodzaju detektory skażeń. – Jesteśmy przygotowani do lokalizowania materiałów niebezpiecznych i ich rozpoznawania, a także dowodowego zbierania materiałów do celów procesowych, transportowania ich i przekazywania do analizy laboratoryjnej – mówi Filip, specjalista obrony przed bronią masowego rażenia. Przyznaje też, że żołnierze są przygotowani do działania na wodzie. – Pod okiem operatorów Formozy przeszkoliliśmy się z technik szturmowania i zdobywania jednostek pływających – dodaje.
Budują własną markę
Szkolenie w JWA jest bardzo intensywne. Operatorzy działają w ramach swoich pododdziałów, wyjeżdżają na ćwiczenia z innymi jednostkami wojsk specjalnych, zdobywają także umiejętności na treningach międzynarodowych. – Najlepiej pokazać to na liczbach. Gdy byłem w Oddziale Specjalnym ŻW, średnio sześć razy w roku miałem wyjazdy na poligony, a teraz… no cóż, bardzo rzadko zdarza mi się być sześć dni z rzędu w domu – przyznaje „Ruski” z zespołu szturmowego A, podoficer z 22-letnim stażem służby. W Agacie jest od początku istnienia jednostki, ale przyznaje, że dla niego przełomowy był 2014 rok. – Wtedy bardzo dużo szkoliliśmy się z operatorami GROM-u. Dzielili się z nami swoimi umiejętnościami, technikami i taktyką. Otworzyli nam drzwi do świata sił specjalnych. Od tego momentu czas nigdy nie zwalnia.
Gliwiccy specjalsi oprócz regularnych treningów z GROM-em, JWK i Formozą szkolą się także m.in. z komandosami z Wielkiej Brytanii, USA, Słowacji, Francji czy Gruzji, z którą łączą ich specjalne relacje. Ich fundamentem jest podpisane przez przedstawicieli obu krajów w 2016 roku porozumienie o wzajemnej współpracy szkoleniowej. Wspólne, polsko-gruzińskie treningi odbywają się zwykle dwa razy w roku. – Mamy pomóc Gruzinom osiągnąć taki poziom wyszkolenia, jaki reprezentują natowskie siły specjalne. Zgodnie z umową do końca 2020 roku przygotowaliśmy cztery sekcje specjalne, a teraz trwa szkolenie piątej – wyjaśnia ppłk P., szef szkolenia gliwickiej jednostki.
Siły specjalne Gruzji pod okiem Agatu szlifują umiejętności z zakresu medycyny pola walki, łączności, pirotechniki, rozpoznania specjalnego, nawigacji i przemieszczania się w terenie, a także prowadzenia akcji bezpośrednich. – Uczymy ich też „military assistance”, czyli wsparcia wojskowego. Wtedy my wcielamy się w rolę szkolonych – wyjaśnia jeden z operatorów. Specjalsi przyznają, że ta współpraca nie jest jednostronna. – Dla nas to dobry trening metodyczny. Poza tym możemy ćwiczyć w innym klimacie i środowisku górskim. Czerpiemy również z ich doświadczeń z konfliktów frontowych i podprogowych. Gruzini cały czas mają do czynienia z działaniami operacyjnymi i cyberprzestrzennymi na ich terenie – mówi „Jeżu”.
Swoje umiejętności żołnierze JWA zweryfikowali w trakcie misji w Iraku, gdzie współpracowali z GROM-em, oraz w Afganistanie, działając z Jednostką Wojskową Komandosów. W obu przypadkach wypełniali zadania szkoleniowe i doradcze. – Misje towarzyszą nam od początku istnienia jednostki. Niektórzy żołnierze wylecieli poza granice kraju z OSŻW, a wrócili w czasie procesu kwalifikacyjnego do Agatu – przypomina „Jeżu”. Specjalsi szczególnie akcentują służbę w Iraku, gdzie prowadzili zajęcia z żołnierzami tamtejszej Złotej Dywizji. – Współpracowaliśmy także z wyjątkowo dobrą jednostką policyjną. To właśnie służący w niej Irakijczycy brali udział w odbijaniu Al-Falludży i szkolili się przed wyjazdem na front do Syrii – mówi operator zespołu A. Szkoleni przez nich mundurowi byli kierowani do walk w Mosulu, a gdy wracali do Bagdadu, dzielili się z pozostałymi policjantami zdobytym doświadczeniem. – Efekt szkoleniowy widzieliśmy od razu. Mieliśmy feedback, czy to, czego uczymy, jest skuteczne na polu walki – podkreśla „Jeżu”, uczestnik irackiej misji szkoleniowej.
„Ciągle pracujemy nad swoją marką. GROM czy JWK mają już ugruntowaną pozycję i są rozpoznawalne nie tylko w Polsce. Agat dopiero tworzy swoją legendę”, podsumowuje płk Kozłowski. Specjalsi przyznają, że do pełni szczęścia brakuje im tylko doświadczenia w operacjach stricte bojowych.
Tekst pochodzi z najnowszego numeru miesięcznika „Polska Zbrojna” 6/2021.
Wydawnictwo można kupić w naszym sklepie.
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze