Jakie są szanse na połączenie obu państw koreańskich? I czy Pjongjang trzyma się ustaleń zawartych podczas ubiegłorocznego spotkania Trump – Kim Dzong Un? O sytuacji w regionie i przygotowaniach do denuklearyzacji Korei Północnej opowiada w najnowszej „Polsce Zbrojnej” dr Marceli Burdelski, specjalista do spraw dalekowschodnich stosunków międzynarodowych.
Nadal trwają dyskusje na temat harmonogramu likwidacji północnokoreańskiego programu zbrojeń jądrowych, chociaż mija już kilka miesięcy od spotkania Donalda Trumpa z Kim Dzong Unem. Czy to oznacza, że relacje Waszyngtonu z Pjongjangiem nie są tak dobre, jak twierdzi amerykański prezydent?
Stosunki Północy z Południem rozwijają się rewelacyjnie. Amerykanie stwierdzili wręcz, że za szybko. Osiągnięciem prezydenta Donalda Trumpa jest natomiast tzw. podwójne zamrożenie. Ostatni test rakietowy Korea Północna przeprowadziła w grudniu 2017 roku, a atomowy trzy miesiące wcześniej. Poza tym po obu stronach linii demarkacyjnej nie odbywają się manewry wojskowe. Amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo stwierdził niedawno, że chociaż nadal istnieje zagrożenie ze strony Korei Północnej, bo ciągle ma ona arsenał atomowy, są duże szanse, aby stworzyć regionalny system bezpieczeństwa, który doprowadzi do denuklearyzacji Pjongjangu oraz wyeliminuje groźbę wojny w tym regionie.
Dlaczego więc Pjongjang grozi powrotem do prac nad bronią nuklearną? Czy to strategia negocjacyjna?
Spór Pjongjangu z Waszyngtonem dotyczy scenariusza działań denuklearyzacyjnych. Amerykanie uważają, że punktem wyjścia jest przedstawienie przez Kim Dzong Una listy atomowych urządzeń, instalacji, rakiet, bomb, ośrodków. Problem w tym, że on chce, by rozbrojenie nuklearne następowało stopniowo. Waszyngton natomiast naciska, żeby stało się to szybko. Co ciekawe, przez lata Amerykanie twierdzili, że nigdy nie uznają Korei Północnej jako państwa atomowego. De facto jednak zrobili to, bo podjęli negocjacje.
Mówi pan o postępach w denuklearyzacji Korei Północnej, a z raportu amerykańskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych wynika, że wciąż ma ona co najmniej 13 baz nuklearnych...
Narodowa Służba Wywiadu Republiki Korei Południowej oraz CIA oświadczyły, że ten raport to fikcja. Nie znaleziono żadnych dowodów na to, aby te ośrodki wzbogacania i produkcji uranu funkcjonowały. Analizy ekspertów bazują jednak na dokumentach jawnych, tymczasem w dyplomacji wiele spraw jest tajnych.
Załóżmy jednak optymistyczny scenariusz – dochodzi do denuklearyzacji Korei Północnej. Jak kraj, który dotychczas posługiwał się głównie argumentem siły, odnajdzie się w świecie dyplomacji?
Gdy we wrześniu 2017 roku wylądowałem w Korei Północnej, a było to dwa dni po próbie nuklearnej, kraj wyglądał tak, jakby się przygotowywał do wojny. Dziś po takiej atmosferze nie ma śladu. Kiedy w czasie moich ostatnich wizyt w tym kraju rozmawiałem z ekspertami z różnych państw, najczęściej słyszałem opinie, że podjęcie przez Kim Dzong Una negocjacji z Amerykanami na szczycie w Singapurze w czerwcu 2018 roku to racjonalna strategia. Dyktator i jego doradcy chcą przetrwać w zmienionym świecie oraz zachować władzę dynastii, a także zdobyć środki na utrzymanie systemu. Nie brakuje jednak opinii, że wyjście Korei Północnej z izolacji jest ryzykowne, bo tamtejsze systemy ideologiczny, polityczny i gospodarczy mogą być efektywne tylko w warunkach izolacji.
Korea Północna ma potężnego sojusznika w regionie. Trump wręcz zarzuca Chinom, że udzielają Kim Dzong Unowi wsparcia, co nie pomaga w nakłonieniu go do rezygnacji z broni jądrowej.
Trump oczekiwał, że Pekin będzie realizował jego strategię. Tymczasem mamy tu konflikt interesów. Amerykanie chcą pozbawić Koreę Północną broni nuklearnej i włączyć ją w krąg współpracy międzynarodowej. Co prawda, również Chiny są zainteresowane tym, aby Korea Północna przestała być zagrożeniem dla świata. Ich strategia polega jednak na stworzeniu otoczenia sprzyjającego rozwojowi współpracy gospodarczej. Dziś 90% obrotów handlowych Korei Północnej pochodzi z kontaktów z Chinami, a rejon wokół Półwyspu Koreańskiego uważają one za obszar swoich interesów strategicznych. Niedawno miałem okazję obserwować most na rzece Yalu Jiang, łączący największe chińskie miasto przygraniczne Dandong oraz północnokoreańskie Sinuiju. Do KRLD wjeżdżało wiele ciężarówek, a w stronę przeciwną ruch był niewielki.
Waszyngton twardo jednak obstaje przy utrzymaniu sankcji.
Stany Zjednoczone wykluczają jakiekolwiek ustępstwa do czasu pełnej, możliwej do zweryfikowania i nieodwracalnej denuklearyzacji. Jest to istotne z tego też względu, że z powodu sankcji Korea Północna nie może korzystać z narzędzi bankowych. Na przykład obroty Polski i KRLD są symboliczne, nasz eksport to materiały i urządzenia dla polskiej ambasady, a import – mienie przesiedleńcze. Sankcje mocno uderzają w Koreę Północną. Najbardziej dotkliwe są zakaz eksportu węgla, głównie do Chin, a także ograniczenia importu ropy naftowej. Dlatego Pjongjang stara się, z pomocą Pekinu i Moskwy, o ich stopniowe zniesienie.
Jakie pan widzi wyjście z tej patowej sytuacji?
Jedyny sposób to denuklearyzacja Korei Północnej. Trzeba jednak brać pod uwagę inny scenariusz: wyczerpuje się cierpliwość Amerykanów, negocjacje zostają zerwane i dochodzi do powtórki wydarzeń z kwietnia 2017 roku. Przypomnę, że prezydent Trump wysłał wówczas w pobliże Półwyspu Koreańskiego lotniskowiec i krążowniki. W odpowiedzi Korea Północna przeprowadziła test atomowy oraz wiele prób rakiet średniego i dalekiego zasięgu. Towarzyszyła im wojna propagandowa na użytek wewnętrzny i zewnętrzny.
Na razie nic nie wskazuje na to, aby doszło do podobnej sytuacji.
Sekretarz Pompeo przyznał, że toczą się tajne rozmowy ekspertów, którzy mają przygotować denuklearyzację oraz deklarację o zakończeniu wojny i traktacie pokojowym. Pod koniec lutego 2019 roku ma dojść do drugiego szczytu Trump – Kim Dzong Un. Tyle że może być problem z prawem międzynarodowym. Przypomnę, że gdy w 1950 roku Stany Zjednoczone i 15 innych państw wysłało na półwysep swoje wojska, ich dowódcą naczelnym został gen. Douglas MacArthur. Stanął on na czele utworzonych po raz pierwszy w historii sił interwencyjnych Organizacji Narodów Zjednoczonych. I to ONZ było stroną rozejmu podpisanego 27 lipca 1953 roku. Kto zatem pozostaje w stanie wojny z Koreą Północną: ONZ czy USA? Drugą stroną traktatu o rozejmie są Koreańska Armia Ludowa i Chińscy Ochotnicy Ludowi. Na mocy traktatu utworzono Wojskowy Komitet Rozejmowy i Komisję Nadzorczą Państw Neutralnych, do której weszły Szwecja i Szwajcaria – na zaproszenie ONZ, oraz Polska i Czechosłowacja – na zaproszenie Koreańskiej Armii Ludowej i Chińskich Ochotników Ludowych.
Czyli kto podpisałby traktat pokojowy? W deklaracji singapurskiej z 12 czerwca 2018 roku znajduje się zapis o deklaracji kończącej stan wojny na Półwyspie Koreańskim.
Deklarację i późniejszy traktat pokojowy podpisałyby USA w imieniu ONZ, KRLD w imieniu Koreańskiej Armii Ludowej oraz Armia Republiki Korei. Jest problem z Chińczykami, bo armia Chińskich Ochotników Ludowych zawiesiła swój udział w Wojskowym Komitecie Rozejmowym, ale nie oznacza to rezygnacji. Toczą się zatem negocjacje z Pekinem, aby traktat był czterostronny.
Wspomniał pan o wspólnym stanowisku Rosji i Chin, dążących do zniesienia sankcji wobec Korei. Putin nie spotkał się jednak dotychczas z Kim Dzong Unem. Dlaczego, skoro bardzo mu na tym zależy?
Korea Północna negocjuje dziś tylko z USA, Koreą Południową i Chinami. W czasie sympozjum na Uniwersytecie im. Kim Ir Sena prof. Artiom Łukin, specjalista w dziedzinie stosunków międzynarodowych, wykładowca Uniwersytetu Dalekowschodniego z Władywostoku, zaprezentował tezę, że w rozgrywce na Półwyspie Koreańskim Rosja i Japonia spadły do drugiej ligi. Co bowiem Moskwa może zaoferować Pjongjangowi? Niewiele oprócz broni. Chciałaby jednak sprzedawać Korei Północnej ropę i gaz, a także uczestniczyć w modernizacji linii kolejowych prowadzących z Korei Południowej do Rosji przez KRLD. Chce też korzystać z niezamarzającego portu w Rason.
Kto jest dziś gwarantem stabilności w regionie?
Czworokąt bezpieczeństwa ma się opierać na współpracy Północy z Południem z gwarancjami amerykańsko-chińskimi. Na niej zyskują wszystkie strony. Konieczne jest jednak włączenie Japonii i Rosji do tego systemu.
Wtedy udałoby się spełnić marzenie Koreańczyków o zjednoczeniu?
Scenariusz optymistyczny zakłada połączenie obu państw koreańskich w ciągu 20 lat. W tym procesie mogą jednak wystąpić zawirowania, bo nie wiadomo, jaką politykę będą prowadzić następcy Mun Jae-in. Konserwatyści mogą chcieć wrócić do starej polityki, która zawiera się w haśle: wykończyć Północ głodem, aby się poddała. Uważam jednak, że powrót do niej jest już niemożliwy. Scenariusz umiarkowany natomiast to utrzymanie status quo. Niebezpiecznie mogłoby się zrobić, gdyby zniecierpliwiony Trump chciał wrócić do polityki konfrontacji, chociaż jest to dziś mało prawdopodobne.
Komu najbardziej zależy na zjednoczeniu? Korei Północnej czy Południowej?
Bez wątpienia Południowej. Przywódcy Korei Północnej też chcieliby zjednoczenia, ale obawiają się otwarcia politycznego i swobodnego przepływu kultury masowej z południa. Zjednoczenie jednak to proces, który musi potrwać. Szacuję, że co najmniej 20 lat. Poprzedni przywódcy Korei Południowej – prezydenci Lee Myung-bak i Park Geun-hye – liczyli na to, że Północ upadnie i zostanie przejęta przez Południe. Byłoby to bardzo kosztowne rozwiązanie, bo przypominałoby proces podobny do zjednoczenia Niemiec. Koncepcja obecnego prezydenta Mun Jae-ina, będąca kontynuacją polityki „blasku słonecznego i zaangażowania” prezydentów Kim Dae-junga i Roh Moo-hyuna, polega natomiast na budowie mechanizmów współpracy międzykoreańskiej w różnych dziedzinach.
Czy Północ jest gotowa na takie zmiany?
Lata izolacji zrobiły swoje, więc kolejne pokolenie północnych Koreańczyków nie zna innego świata. Nie mają na przykład dostępu do internetu. Zaledwie około tysiąca osób korzysta z zakupów w amerykańskich i chińskich sklepach internetowych. W hotelu Uniwersytetu im. Kim Ir Sena, w telewizji mogłem obejrzeć tylko program Koreańskiej Centralnej Telewizji, choć trzeba przyznać, że już zaczynają pojawiać się południowokoreańskie seriale i muzyka, co nie bardzo podoba się władzy.
We wrześniu 2018 roku uczestniczył pan w obchodach siedemdziesięciolecia Korei Północnej. Czy według pana ostatnie wydarzenia zmieniły sytuację w tym kraju?
Zauważyłem, że system funkcjonuje znacznie lepiej niż wcześniej. Pamiętam moją pierwszą wizytę w Pjongjangu w 1986 roku. Miasto było zaciemnione, często wyły syreny obwieszczające alarm przeciwlotniczy. To był szok nawet dla kogoś, kto przyjechał z komunistycznej Polski. Dziś miasto jest oświetlone, chociaż w hotelu, w którym mieszkałem, zdarzały się przerwy w dostawie prądu. Na ulicach pojawiły się samochody, głównie chińskie marki, jeżdżą taksówki, tworzą się korki.
Jak ocenia pan międzykoreański dialog? Czy jest realizowane porozumienie wojskowe podpisane przez oba państwa koreańskie na wrześniowym szczycie w Pjong-jangu?
We wrześniu 2018 roku zawarto nie tylko porozumienie o współpracy wojskowej. Północnokoreański przywódca zobowiązał się także do dalszych kroków w procesie denuklearyzacji. Ponadto Kim Dzong Un i Mun Jae-in odwiedzili wówczas górę Pektu, gdzie według legendy miał się urodzić pierwszy władca Korei – Tangun, a według północnokoreańskiej propagandy – także ojciec obecnego przywódcy, Kim Dzong Il.
W strefie przygranicznej po obu stronach niszczone są wojskowe posterunki, w Panmundżom zmniejszono liczbę strażników, nie noszą oni też już broni. Obie Koree chcą wspólnie zorganizować igrzyska olimpijskie w 2030 roku oraz mistrzostwa świata w piłce nożnej. W planach jest także udostępnienie strefy demarkacyjnej jako atrakcji turystycznej. Oprócz 240-kilometrowej strefy zdemilitaryzowanej, która przebiega przez Półwysep Koreański, są dwie linie delimitacyjne na Morzu Żółtym oraz na Morzu Japońskim. Dotychczas często w tym rejonie dochodziło do incydentów z użyciem okrętów wojennych. Teraz wytyczona jest tam strefa pokoju i współpracy ekonomicznej.
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze