Prawie 200 milionów złotych za 27 sztuk ciężkich kołowych pojazdów ewakuacji i ratownictwa technicznego zapłaci Inspektorat Uzbrojenia MON. Wozy mają trafić do polskiej armii za dwa lata. Dzięki nim będzie można odholować z pola walki kołowe transportery opancerzone Rosomak. Ale też – przy użyciu specjalistycznego dźwigu – pomóc w naprawie Rosomaków na miejscu. Konkurencja producentów, którzy wygrali przetarg w tej sprawie, zapowiada jednak protesty przeciwko kontraktowi.
Ciężkie pojazdy ewakuacyjne dostarczy wojsku konsorcjum polskich firm, którego liderem jest spółka Rosomak, a uczestnikami – Scania Power Polska i Cargotec. Kontrakt w tej sprawie, wart 199 milionów złotych, podpisano na początku listopada. A pierwsze holowniki mają trafić do naszej armii za półtora roku. – Dostawy powinny się rozpocząć siedemnaście miesięcy od podpisania umowy i skończyć do 30 listopada 2018 roku – mówi ppłk Małgorzata Ossolińska, rzecznik prasowy Inspektoratu Uzbrojenia MON.
Konkurencja Rosomak S.A. zapowiada protesty przeciwko kontraktowi. – Działanie Inspektoratu jest dla nas niezrozumiałe. Czekamy na uzasadnienie podpisania umowy w świetle zgłoszonych przez nas nieprawidłowości – komentuje Grzegorz Szczęśniak, prezes firmy Pojazdy Specjalne Szczęśniak, która oferowała w tym przetargu swój pojazd Mamut, opracowany w ramach projektu MNiSW.
Od początku konkurencja Rosomaka S.A. walczyła bowiem o unieważnienie przetargu, najpierw przed Krajową Izbą Odwoławczą, a później – sądownie. Wskazywała, iż zwycięzcy postępowania tak naprawdę nie spełniają postawionych przez wojsko wymagań taktyczno-technicznych. W efekcie przetarg trwał długo – ogłoszono go w styczniu 2014 roku, jednak wyboru najkorzystniejszej oferty dokonano dopiero latem 2015 roku. Umowę podpisano teraz.
Tymczasem ciężkie kołowe pojazdy ewakuacji i ratownictwa technicznego są w armii wyczekiwane od dawna. To dlatego, że Rosomaki są w służbie już dekadę, a nasze wojsko nadal nie dysponuje wozami technicznymi przeznaczonymi dla nich, w tym specjalistycznymi holownikami, którymi można byłoby ewakuować uszkodzone KTO z pola walki.
Ma to się zmienić w najbliższym czasie, ponieważ w ubiegłym roku MON zamówiło 34 sztuki Rosomaków WRT – czyli wozów rozpoznania technicznego, którymi można dokonywać podstawowych napraw. A także 18 sztuk Rosomaków WPT, czyli wozów pomocy technicznej, które mają służyć do naprawy poważniejszych usterek, na przykład wymiany zespołu napędowego. Oba typy pojazdów, za ponad 450 milionów złotych, ma dostarczyć wojsku właśnie firma Rosomak S.A.
Ta sama firma, która podpisała teraz wspomniany kontrakt na 27 ciężkich kołowych pojazdów ewakuacji i ratownictwa technicznego. W odróżnieniu od pozostałych wozów technicznych dla Rosomaków te nie będą bazowały na produkowanych w Siemianowicach KTO, a na czteroosiowych podwoziach ciężarówek Scania. Wozy będą przystosowane do holowania w trudnym terenie pojazdów kołowych o masie do 26 ton. Zostaną wyposażone w żuraw o zasięgu ponad siedmiu metrów i udźwigu ponad ośmiu ton. Ich kabiny będą zaś opancerzone na poziomie 2 standardu STANAG 4569, czyli zapewnią ochronę nie tylko przed granatami ręcznymi czy pociskami karabinowymi, ale również przed skutkami eksplozji sześciu kilogramów TNT (trotylu).
Kołowe transportery opancerzone Rosomak to obecnie podstawowe wozy bojowe naszej armii. Uzbrojono w nie dwie jednostki wojsk lądowych – Brygady Zmechanizowane: 17 z Międzyrzecza oraz 12 ze Szczecina. W najbliższych latach wyposażona w nie zostanie 15 Brygada z Orzysza. Łącznie Siły Zbrojne RP mają mieć prawie tysiąc sztuk Rosomaków.
autor zdjęć: chor. Rafał Mniedło
komentarze