Duże ćwiczenia, takie jak „Anakonda”, są sprawdzianem nie tylko dla żołnierzy i ich dowódców, ale także dla ludzi obsługi okołowojskowej, w tym prasowej. Dziennikarz na pasach ćwiczeń, leśnych duktach czy stanowiskach dowodzenia rzuca się w oczy. Mimo zakazów i rygorów związanych z zachowaniem tajemnicy nosi aparat fotograficzny, a tam, gdzie obowiązuje nakaz deponowania aparatów telefonicznych, bez przeszkód może posługiwać się rejestratorami dźwięku i obrazu. O tym, jak okiem cywila wygląda codzienność na poligonie podczas ćwiczeń „Anakonda-2014”, pisze Bogusław Politowski, dziennikarz portalu polska-zbrojna.pl.
Dziennikarz często słyszy, jak mu na poligonie dobrze i wygodnie. – Ot, strzelisz kilka fotek, pogadasz z tym czy tamtym. Nawet generałowie się liczą z dziennikarzem – mówią nie tylko oficerowie, ale także szeregowi. Mylą się jednak, bo prawda jest całkiem inna. Dziennikarski kawałek poligonowego chleba wcale nie jest taki smaczny.
Wczoraj na przykład, „polując” na jakiś ciekawy materiał, w Honkerze (przydzielonym przedstawicielom mediów) przejechałem po poligonowych bezdrożach blisko 200 kilometrów. Taką trasę urolodzy z powodzeniem powinni aplikować wszystkim chorym na kamienie nerkowe. Honker potrafi bowiem na bezdrożach wytrząsnąć z człowieka wszystko z kamieniami nerkowymi włącznie.
Myli się także ten, kto sądzi, że dziennikarze na poligonie sypiają w pałacach. Mój pokój w jednym z obozowisk poligonu drawskiego niewiele różni się standardem od typowego namiotu. Ba, szeregowi w namiotach mają lepiej. Nagrzewnice dostarczają tam ciepło, tymczasem temperatura w moim pokoju nocą niczym nie różni się od tej na zewnątrz, tyle że mniej wieje. Owszem jest łazienka. Tyle że z kranu nie leci ciepła woda. Ciecz jest tylko dwóch rodzajów – letnia i bardzo letnia. Na tę letnią można natrafić jedynie bladym świtem. Taa, niewątpliwie to wielka radocha. Bo zaciskając zęby, można przynajmniej wziąć błyskawiczny prysznic.
Na dużych ćwiczeniach dziennikarz cierpi na chroniczne niewyspanie. Jego praca dzieli się bowiem na dwa zasadnicze etapy. W dzień jeździ po poligonach, zdobywa informacje, fotografuje... W nocy zebrany materiał przekuwa w tekst, segreguje i obrabia zdjęcia. Bo przecież wszystko musi jak najszybciej trafić do redakcji. Spanie pozostawia na później. A to „później” zazwyczaj jest bardzo krótkie.
Najwięcej czasu dziennikarz spędza w samochodzie. Sporo czasu zajmuje dotarcie do miejsc, w których dzieją się ćwiczebne, wojenne epizody. Poligon jest ogromny, w dodatku część dróg często jest zamykana ze względu na trwające strzelania. Wysłużony Honker staje się więc poligonowym domem, w którym nie tylko się podróżuje, ale także je, odsypia zarwane noce, a często – jak teraz – pisze się do czytelników. Kierowca Honkera staje się dla dziennikarza nie tylko szoferem, ale także pomocnikiem, a często przyjacielem. Można powiedzieć, że to, co dzieje się podczas ćwiczeń, Honkerem wjeżdża na łamy gazety czy portalu. Podobnie jak na łamy wjechał właśnie st. szer. Andrzej Suchara z 4 Pułku Przeciwlotniczego z Czerwieńska, bez którego ten blog by nie powstał.
komentarze