Używają broni, która wygląda jak prawdziwa. Tyle, że strzela plastikowymi kulami. Miłośnicy Air Soft Gun rozpoczęli sezon grą taktyczną symulującą konflikt przygraniczny. W walkach zorganizowanych przez Stowarzyszenie Sportowo-Historyczne „Dragon” wzięło udział 53 „żołnierzy”.
Fot. Kamila Kożuch, arch. Stowarzyszenia Sportowo-Historycznego „Dragon”
Choć „Dragon” istnieje dopiero od roku, to jego członkowie już od lat rozkręcają podobne imprezy w Muszynie: rekonstrukcje historyczne, otwarty turniej ASG „Podzamkowe strzelanie”, festyn wojskowy, a teraz realizują wraz z samorządem miasta i gminy uzdrowiskowej projekt „Aktywizacja ruchowa muszyńskiej młodzieży poprzez alternatywne formy sportu”.
Członków stowarzyszenia łączy zamiłowanie do historii, wojskowości, strategii i taktyki, ale też do strzelectwa i ASG. To repliki broni palnej, naturalnej wielkości, strzelające plastikowymi kulkami wielkości 6 milimetrów. Czyli mały kaliber. W myśl polskiego prawa Air Soft Gun nie są bronią, lecz ich działanie jest identycznie jak broni pneumatycznych, ponieważ do nadania pędu kulce wykorzystywane jest sprężony gaz. Pozostają zabawkami lub urządzeniami rekreacyjno-sportowymi, ponieważ energia pocisku jest bardzo mała.
– Od dzieciństwa bawiliśmy się w wojnę, odgrywaliśmy żołnierzy, to nas pasjonowało, choć większość z nas do wojska nie poszła. Gdy pojawiły się repliki ASG, pomyśleliśmy: dlaczego z tego nie skorzystać? – wspomina Paweł Główczyk, sekretarz „Dragona”. – Każdy mógł działać indywidualnie, ale większa zabawa jest w grupie, więc zawiązaliśmy stowarzyszenie. Zdobywamy środki na realizację projektów, aby mogły się w nie włączyć także inne osoby. To jest na tyle fajny sport i rekreacja, że warto go upowszechniać – dodaje.
Tegoroczny sezon ASG w Muszynie otworzyła gra taktyczna. Uczestników było 53, od nasto- do kilkudziesięcioletnich, kobiety i mężczyźni, co – jak ocenia „Dragon” – wyraźnie pokazuje, że w tym sporcie nie ma ograniczeń. Graczy podzielono losowo na dwie armie, każda wybrała dowódcę. Reprezentowały dwa kraje, ponieważ fabuła była symulacją działań zaczepno-obronnych w czasie konfliktu nadgranicznego. Włączono też do gry dodatkową, trzecią grupę – partyzantów prowadzących działania dywersyjne i destabilizacyjne wobec obu stron konfliktu. W tej grupie byli członkowie „Dragona”.
Fot. Kamila Kożuch, arch. Stowarzyszenia Sportowo-Historycznego „Dragon”
– Partyzanci mieli radiostacje. Dzięki temu świetnie panowali nad elementami gry, mieli wgląd w wydarzenia, doskonale koordynowali zadania. To nam pokazało, że o sukcesie decyduje łączność na każdym szczeblu dowodzenia. Nie liczebność grupy, wyposażenie, ale łączność. Takie są wnioski z tego doświadczenia – mówi Główczyk.
Na obszarze walk rozmieszczono 12 flag, trzy oznaczały sztaby. Armie miały za zadanie przejęcie terenu przeciwnika. Umieszczali wtedy na maszcie, w miejsce flagi przegranego, chorągiew w barwach swojej armii. Raz na godzinę armie dostawały od swych sztabów dodatkowe zadania. Rys historyczny gry był taki: „W nocy z 19 na 20 kwietnia przygraniczne placówki Republiki Telabinu w górskim, pozbawionym mieszkańców terenie, zostały zlikwidowane, a obszar opanował nieznany napastnik. Wywiad donosi, że w straconym obszarze pojawiły się oddziały rozpoznawcze Związku Arbaskiego”. Jedni chcieli odzyskać teren, drudzy – przejąć go od zaprzyjaźnionych sił i zaprowadzić własny ład.
Drużyny m.in. zdobywały stanowisko moździerzowe, tajną technologię do leczenia żołnierzy, która była w zestrzelonym samolocie NATO, przejmowały pilota pojmanego przez wroga, wysadzały słup wysokiego napięcia, żeby zatrzymać dostawy prądu do miast przeciwnika albo odwrotnie – ratowały dostawy wody pitnej dla swych cywili. Armia, która wykazała się większą aktywnością i skutecznością, a tym samym zdobyła więcej punktów, została zwycięzcą. Wszyscy jej członkowie zostali nagrodzeni przydziałem amunicji: pół kilograma kulek na każdego zawodnika. Wygrali „niebiescy”, wśród których byli nowosądeczanie i Słowacy.
Drugiego dnia zabawa była w bardziej otwartej formule „Team Deathmatch”, której celem jest „zabicie” jak największej liczby przeciwników w danym czasie.
W sezonie planowana jest też druga edycja otwartych zawodów w strzelectwie dynamicznym „Podzamkowe strzelanie”. W 2012 roku wystartowało w nich ponad sto osób w wieku od 5 do ponad 50 lat. Pokonywali na czas trzy tory przeszkód przy jednoczesnym celnym strzelaniu do tarcz. W czasie imprezy wszyscy chętni, a często były to całe rodziny, mogli zapoznać się z umundurowaniem drużyn, uzbrojeniem oraz postrzelać do celu z jednej z wielu replik broni strzeleckiej (od AK-47, poprzez różne modele rodziny M4, do karabinów wyborowych). Zainteresowanie było tak duże, że pod koniec dnia nie pozostała już żadna sprawna bateria, żeby uruchomić repliki. Wystrzelono ponad 45 000 kulek oraz „rozstrzelano” ponad 200 tarcz i innych celów.
VII Galicyjskie Manewry Strategów, gra "Here I Stand" prawdziwy hit większości manewrów. Fot. Paweł Główczyk
Twórcy „Dragona” są też wielkimi miłośnikami planszowych gier strategicznych. Od lat współorganizują ogólnopolskie Galicyjskie Manewry Strategów w Muszynie. W tym roku latem odbędą się już dziesiąte. Pomysł zrodził się w 2004 roku na forum poświęconym Militarnemu Magazynowi Historycznemu Taktyka i Strategia. Ówczesny, pierwszy w Polsce konwent graczy nosił nazwę I Galicyjskie Manewry Strategów im. Pierwszej Kompanii Kadrowej – Muszyna 2004. I tak się zaczęło. Od 2008 roku do programu manewrów na stałe wszedł Otwarty Turniej Wings of War. Zwycięzcy turnieju nagradzani są grami planszowymi oraz wpisem na Listę Sławnych Asów. Stowarzyszenie organizuje też cykl ośmiogodzinnych „Spotkań z grami” dla dzieci, młodzieży i dorosłych.
Sezonu ASG, równie hucznie, zakończy się w październiku.
autor zdjęć: Kamila Kożuch, Paweł Główczyk
komentarze