Rok, który upłynął od ostatniego święta brygady, z pewnością był dla nas przełomowy. Rozpoczęliśmy formowanie nowego batalionu czołgów, wkrótce otrzymamy armatohaubice Krab – mówi gen. bryg. Mirosław Downar, dowódca 10 Brygady Kawalerii Pancernej. Dziś jednostka obchodzi swoje święto.
Można odnieść wrażenie, że dopiero co odsłanialiście w Świętoszowie pomnik waszego patrona, generała Stanisława Maczka, a już mamy kolejne święto brygady. Bardzo szybko ten czas minął.
gen. bryg. Mirosław Downar : Wiele się u nas działo...
To był dobry rok?
Z całą pewnością przełomowy. Jeszcze w 2024 roku rozpoczęliśmy formowanie drugiego batalionu czołgów. W czasach świetności brygady był on w pełni rozwiniętym pododdziałem, ale przez ostatnią dekadę istniał jedynie na papierze. Teraz krok po kroku odzyskuje wartość bojową. Do tego już niebawem otrzymamy zupełnie nowy sprzęt. Przezbrojony zostanie nasz dywizjon artylerii samobieżnej – armatohaubice Krab zastąpią Goździki. Dostawy rozpoczną się w przyszłym roku, ale tuż po święcie brygady ruszamy ze szkoleniami. Wsparcia udzielą nam koledzy z 23 i 5 Pułku Artylerii. Dużo pracowaliśmy też na poligonach, m.in. przygotowywaliśmy się do zagranicznych misji.
No właśnie, dowodzona przez Pana brygada w ostatnim czasie wystawiła dwa kontyngenty, choć specyfika obu misji była krańcowo różna. Zacznijmy od Łotwy, gdzie braliście udział w zabezpieczaniu wschodniej flanki NATO...
Ta misja ma charakter szkoleniowy, więc żołnierze rozpoczęli ją niejako z marszu. Ale i tak sam wyjazd okazał się dla nas sporym wyzwaniem. Przy okazji naszej zmiany doszło bowiem do wymiany sprzętu. Czołgi PT-91, z których korzystała 16 Pomorska Dywizja Zmechanizowana, zostały zastąpione naszymi Leopardami 2PL. Wozy należało przygotować nie tylko do samego transportu, lecz również do działań obliczonych na długie miesiące. I to się naszym logistykom udało. Teraz z Leopardów korzysta kolejna już zmiana, tym razem wystawiona przez 34 Brygadę Kawalerii Pancernej, i dotychczas nie zanotowaliśmy większych awarii. Tymczasem sprzęt jest eksploatowany bardzo intensywnie.
Jak duże znaczenie miała dla was służba na Łotwie?
Ogromne, przede wszystkim ze względu na budowanie tak ważnej dla NATO interoperacyjności. Nasi żołnierze współdziałali z Kanadyjczykami, żołnierzami z Włoch, Hiszpanii, Albanii, Słowenii oraz z Łotyszami. Wymienialiśmy doświadczenia, zgrywaliśmy siły. Udział w misji jest również ważny ze względów wizerunkowych. Polska pokazuje, że nie liczy wyłącznie na wsparcie sojuszników. Sama również potrafi dołożyć cegiełkę do zbiorowego bezpieczeństwa, tym bardziej że mamy naprawdę dobrze wyszkolone wojsko. Nasze załogi wzięły na przykład udział w międzynarodowych zawodach czołgistów i zajęły tam pierwsze i czwarte miejsce.
Polscy żołnierze stacjonujący na Łotwie, luty 2025 r.
10 BKPanc wysłała też kontyngent do Libanu, gdzie misja z założenia pokojowa nagle stała się misją podwyższonego ryzyka.
To prawda. Zanim w 2023 roku doszło do otwartej konfrontacji między Hezbollahem a Izraelem, pododdziały operujące pod egidą ONZ mogły skupić się na zabezpieczeniu i wsparciu lokalnej ludności. Potem zmuszone były w większym niż dotąd stopniu zadbać o własne bezpieczeństwo. Nasi żołnierze nadal co prawda realizowali mandatowe zadania, ale zaczęli działać trochę jak podczas misji w Iraku czy Afganistanie. Wyniesione stamtąd doświadczenia przydały się na przykład podczas patroli, ale też wtedy, gdy w okolicach baz UNIFIL zaczęły spadać rakiety.
Czy w świetle tego konfliktu zmienił się sam sposób przygotowania wystawianego przez was kontyngentu?
Do pewnego stopnia tak. Większy nacisk położyliśmy na kwestie związane z maskowaniem, pomocą medyczną, ewakuacją. Jednak podkreślę to jeszcze raz: cel i charakter samej misji nie uległy zmianie.
Wyjazd do Libanu przyniósł Pana żołnierzom jakieś korzyści?
Tak, choć zupełnie inne niż te związane z misją na Łotwie. Realizowane tam zadania nie do końca wpisują się w przedsięwzięcia, które mają nas przygotować do ewentualnej wojny. Z drugiej strony wiele doświadczeń może okazać się przydatnych także u nas. Mam tu na myśli przede wszystkim procedury związane z niesieniem pomocy ludności cywilnej. Choć w czasie konfliktu nie jest to bezpośrednie zadanie wojska, ale na pewno w pewnych okolicznościach żołnierze mogą zostać w tego rodzaju przedsięwzięcia włączeni. Poza tym – tak jak w przypadku misji na Łotwie – zaangażowanie Polski w takie misje wzmacnia nasz wizerunek za granicą.
10 Brygada wysyła żołnierzy za granicę, tymczasem pododdziały spoza kraju zjeżdżają do was. Od dłuższego czasu szkolicie czołgistów z Ukrainy. Jak wam idzie?
Szkolenia są prowadzone w ramach unijnej misji EUMAM i zajmują się nimi specjaliści z Ośrodka Szkolenia Leopard. W ciągu roku mamy trzy–cztery turnusy. Każdy trwa pięć tygodni. Tak więc instruktorzy mają mało czasu, by przybliżyć Ukraińcom, którzy dotychczas korzystali z poradzieckich konstrukcji, zupełnie nowy dla nich typ czołgu. W ciągu trzech lat zdołaliśmy jednak wypracować system szkolenia, który się sprawdza.
Udział w misji EUMAM to dla instruktorów OSL wyzwanie tym większe, że w ciągu roku szkolą również polskich czołgistów. I to nie tylko żołnierzy naszej brygady, lecz także po sąsiedzku – 34 Brygady Kawalerii Pancernej, ponieważ od niedawna ponownie korzysta ona z Leopardów.
Tymczasem same Leopardy stają się coraz nowocześniejsze.
To prawda. Leopardy 2A4 powoli zastępowane są czołgami w wersji 2PL. Wozy zmodernizowane w Zakładach „Bumar-Łabędy” mają większą siłę ognia, dostały nowe przyrządy obserwacyjne, dodatkowe moduły opancerzenia wieży zaś znacząco zwiększyły bezpieczeństwo załogi. Leopardy 2PL swoją wartość udowodniły podczas ćwiczeń na Łotwie, ale też ubiegłorocznych manewrów „Dragon ’24”. Wówczas to na poligonie w Orzyszu porównywaliśmy celność Leopardów, Abramsów i czołgów K2. Załoga jednego z naszych czołgów oddała skuteczny strzał z odległości 4100 metrów. To niesamowity rezultat, który świadczy nie tylko o możliwościach wozu, lecz także o wyszkoleniu samych żołnierzy. Zmodernizowane Leopardy stosunkowo łatwo serwisować. Ich konstrukcja nie różni się znacząco od modeli 2A4 i 2A5, a przecież w ich obsłudze mamy spore doświadczenie. Specjaliści z niemieckiego koncernu Rheinmetall przygotowali naszych żołnierzy do prowadzenia samodzielnych serwisów, tak żebyśmy nie byli uzależnieni od producenta.
Jak rozumiem, zmodernizowany Leopard ma być też swego rodzaju wabikiem dla nowych żołnierzy. W końcu armia się rozbudowuje, a nowoczesny sprzęt zachęca potencjalnych kandydatów do służby bardziej niż poradzieckie czołgi czy haubice.
W pewnym sensie tak. Zależy nam na nowych żołnierzach nie tylko ze względu na formowanie drugiego batalionu czołgów. Chętnych, oczywiście po przejściu odpowiedniej weryfikacji, przyjmowaliśmy także do pierwszego batalionu czy pododdziałów logistycznych. W ostatnim czasie sytuacja się poprawiła. Wcześniej ochotnicy preferowali służbę w większych miejscowościach, choćby Żaganiu czy Bolesławcu, ale od pewnego czasu kierują się także do nas. To kwestia dostępnych wakatów, myślę jednak, że nie bez znaczenia jest to, iż jednostka się też modernizuje.
Kraby, Leopardy 2PL... W Polsce mówi się, że w pierwszej kolejności rozbudowujemy i dozbrajamy jednostki ze wschodu. Tymczasem, jak widać, w tych z zachodniej części kraju też się trochę dzieje. Jak ważna jest dowodzona przez Pana brygada w tej geostrategicznej układance?
O szczegółach planów operacyjnych nie mogę rzecz jasna mówić. W ogólnych zarysach zakładają one jednak, że w razie ataku zza wschodniej granicy, wspólnie z sojusznikami będziemy wspierać rozlokowane tam jednostki. Dlatego właśnie ćwiczymy szybki przerzut sił w tamten rejon. Tak było choćby podczas ćwiczeń „Dragon ’24”, kiedy to nasze czołgi transportem kolejowym zostały przerzucone na linię Wisły, przeprawiły się przez rzekę, a potem już na gąsienicach przemieściły się z okolic Grudziądza na poligon w Orzyszu. Podczas manewrów 10 BKPanc była głównym ćwiczącym.
Polsko-Węgierski patrol w Libanie, 2025 r.
A co do modernizacji – z jednej strony doceniamy oczywiście zachodzące zmiany, z drugiej jednak marzyłby nam się zastrzyk finansowy, który pozwoliłby poprawić warunki zakwaterowania żołnierzy czy pomógł w utrzymaniu nie najnowszych już ciężarówek, pojazdów terenowych i osobowych, które otrzymaliśmy kilkanaście lat temu w pakiecie z czołgami.
Zaczęliśmy od gen. Maczka, zakończmy więc rozmowę również nawiązując do waszego patrona. Tegoroczne święto 10 BKPanc w pewnym sensie stanowi bowiem domknięcie pewnego cyklu. W ubiegłym roku mieliśmy 80. rocznicę przemarszu polskich pancerniaków przez zachodnią Europę. Były uroczystości w Bredzie, Falaise. W jakim stopniu ważna jest dla was pamięć o tamtych wydarzeniach?
Kluczowa, to element naszej tożsamości. Dziedziczymy przecież tradycje 10 Brygady Kawalerii Pancernej, sformowanej w czasie II wojny światowej. Brygady, której pierwszym dowódcą był gen. Stanisław Maczek. Bardzo zależało nam na tym, by został on w Świętoszowie godnie upamiętniony. W ubiegłym roku, dzięki wsparciu licznych sponsorów i zaangażowaniu samych żołnierzy, udało nam się postawić przed naszą jednostką pomnik generała. Utrzymujemy stały kontakt z potomkami tych żołnierzy gen. Maczka, którzy po wojnie zdecydowali się zostać na Zachodzie. Odwiedzamy się przy okazji rocznicowych uroczystości. Tak będzie i teraz.
Coroczne święto brygady stało się niemal symbolicznym otwarciem nowego rozdziału w historii jednostki. Jakie więc wyzwania czekają 10 BKPanc w najbliższych miesiącach?
Nie zmieni się jedno: to będzie pracowity czas. Przygotowujemy się m.in. do październikowych ćwiczeń „Dzielny Bóbr”. Nasze czołgi będą forsować Odrę, a na poligonie w Świętoszowie ćwiczyć wspólnie z pododdziałami z Francji. Niebawem czeka nas też certyfikacja kolejnej zmiany PKW Łotwa. Niedawno mieliśmy okazję wziąć udział w operacji „Bezpieczne Podlasie” i dołożyć swoją cegiełkę do ochrony wschodniej granicy. Teraz dostaliśmy polecenie, by pozostać w gotowości do wsparcia Straży Granicznej na zachodzie kraju. Z pewnością będziemy więc mieli co robić.
autor zdjęć: 10 BKPanc, st.szer.spec. Natalia Wawrzyniak, fot. st. kpr. Anna Kuźmiak

komentarze