Zatrzymać nieprzyjacielski atak, wyprowadzić natarcie, nauczyć się obsługi wyrzutni Javelin i zasad pierwszej pomocy na polu bitwy – tak ukraińscy żołnierze w ramach unijnej misji przygotowują się do działania na froncie. Mieliśmy rzadką okazję przyjrzeć się szkoleniu z bliska.
Dwadzieścia kilka lat, pomalowane paznokcie, na głowie hełm, a w rękach karabinek. Przechadza się wśród biwakujących na polance żołnierzy, od czasu do czasu zamieniając z nimi dwa słowa. Daria ma stopień porucznika i jest zastępcą dowódcy jednej z ukraińskich kompanii. „Solidna firma”, kiwa głową sam dowódca i dorzuca, że kobiety w ukraińskiej armii to nie taka znów rzadkość. Na samej linii frontu jest ich kilka tysięcy.
Tymczasem ruszamy w głąb lasu. W towarzystwie polskich instruktorów idziemy obejrzeć, w jaki sposób zostało zabezpieczone obozowisko. Mijamy kolejne zamaskowane stanowiska, z których żołnierze obserwują pobliską drogę i wijące się wśród drzew ścieżki. Dzięki nim żołnierze na polance mają chwilę spokoju, by zjeść obiad, zebrać myśli i... przygotować się do czekającego ich natarcia.
Kompania w natarciu
Ukraińcy ćwiczą na jednym z poligonów zachodniej Polski. Samo szkolenie zostało zorganizowane przez CAT-C – jedno z dwóch dowództw unijnej misji EUMAM Ukraine (EU Military Assistance Mission). Jego siedziba mieści się w Żaganiu. – Misja wystartowała w październiku 2022 roku. Do tej pory tylko w Polsce przeszkoliliśmy ponad 13 tys. żołnierzy – informuje mjr Artur Pinkowski, rzecznik CAT-C. Wśród nich znaleźli się czołgiści, przeciwlotnicy, saperzy, żołnierze piechoty zmechanizowanej czy specjaliści od medycyny pola walki. Niektórzy byli nowicjuszami, dopiero poznającymi wojskowe rzemiosło, inni rezerwistami, którzy musieli sobie co nieco przypomnieć, jeszcze inni żołnierzami z doświadczeniem na froncie, którzy na Zachód przyjechali, by poznawać nowe dla siebie procedury i sprzęt. – Szkolimy specjalistów, ale też całe formacje do szczebla batalionu. Zgrywamy ze sobą drużyny, plutony, kompanie. Zajmują się tym instruktorzy z blisko 20 państw Unii Europejskiej, we współpracy z instruktorami armii ukraińskiej – wyjaśnia mjr Pinkowski.
My przyjechaliśmy na poligon, by obejrzeć szkolenie batalionu zmechanizowanego, który składa się z żołnierzy dopiero co wcielonych do armii. I to właśnie jedna z jego kompanii stacjonuje teraz na śródleśnej polance. Pierwszy raz w akcji widzieliśmy ją już wczoraj. Ze wzgórza obserwowaliśmy otwartą przestrzeń i okopy. Naraz ciszę popołudnia przerwał warkot silników. Z pobliskiego lasu wyjechały bojowe wozy piechoty, które zajęły stanowiska kilkaset metrów od nas. Z pojazdów wysypali się żołnierze, którzy zamarli w oczekiwaniu. Kiedy przyszedł sygnał od dowódcy, w powietrzu zaroiło się od pocisków. Działonowi z BWP-ów strzelali do stojących w oddali wraków, piechurzy do podnoszonych automatycznie tarcz. Nad całością czuwał dowódca kompanii, który kierował ogniem ze swojego wozu dowodzenia. Na bieżąco rozstrzygał, kto w danej chwili ma strzelać, by jak najskuteczniej razić przeciwnika. Kilkadziesiąt minut później żołnierze zostali zluzowani przez swoich kolegów z kolejnej kompanii.
– Dziś sprawdzamy, jak poszczególne pododdziały radzą sobie w obronie – tłumaczył oficer, instruktor CAT-C (na życzenie CAT-C nie podajemy nazwisk). –Ten element ćwiczyliśmy już wcześniej, tyle że bez użycia ostrej amunicji. Kompaniom podrzucaliśmy za to inne zadania. Żołnierze, wychodząc na pozycje, wpadali w zasadzkę przygotowaną przez przeciwnika i musieli się z niej wydostać. Na trasie przemarszu umieszczaliśmy też atrapy improwizowanych ładunków wybuchowych... – wylicza oficer. I tak właśnie, krok po kroku, Ukraińcy przeszli do realnych strzelań.
W myśl scenariusza atak przeciwnika udało się zatrzymać. Teraz przyszedł czas na wyprowadzenie kontrnatarcia i do tego właśnie sposobią się żołnierze zgromadzeni na polance. – Znajdujemy się w rejonie wyjściowym. Zanim kompania wyruszy do boju, jej dowódca musi skontrolować stan pojazdów, sprawdzić, czy wszyscy żołnierze mają broń, odpowiednią ilość amunicji, w jaki sposób wykonują poszczególne polecenia, czy środki łączności są sprawne. Słowem przyjrzeć się całej masie drobiazgów, które podczas bitwy mogą okazać się niezwykle istotne – podkreśla instruktor.
Kilkanaście minut później stojące w cieniu drzew BWP-y odpalają silniki i kolejno zawracają, po czym formują kolumnę. Do ich wnętrza wskakują żołnierze, a pojazdy leśną drogą suną pod górę. Wkrótce ruszą do natarcia. Wychodzimy na otwartą przestrzeń. W oddali widać już tylko wzbijające się spod gąsienic kłęby kurzu. – Nie mamy dużo czasu, więc staramy się wykorzystać go najlepiej, jak tylko można – rzuca jeden z instruktorów.
Szare kropki
Siadam na krześle, ręce opieram na blacie, do oczu przystawiam lornetkę. Na sąsiednim stole rząd maleńkich figurek. Wiem, że przedstawiają rosyjskie czołgi, wyrzutnie rakiet, transportery opancerzone. Podobne stoją przede mną, a każda została dokładnie opisana. Teraz próbuję nazwać te, które widzę przez lornetkę, tyle że nie jest to takie proste. Dla mnie to tylko szare kropki... Ale żołnierze muszą sobie z tym problemem poradzić. – Dla operatora systemu Javelin szybka identyfikacja celu to rzecz fundamentalna – podkreśla kolejny instruktor CAT-C, który szkoli z obsługi amerykańskich wyrzutni przeciwpancernych. – Przede wszystkim żołnierz musi mieć pewność, że strzela do pojazdu przeciwnika. Poza tym powinien prawidłowo ocenić, jaką wartość cel przedstawia. Pocisk kosztuje sporo. Raczej nie opłaca się go kierować przeciw ciężarówce, ale już przeciw czołgowi, który przecież może nam zadać spore straty – jak najbardziej – dodaje żołnierz.
Ukraińcy identyfikowanie pojazdów ćwiczą z wykorzystaniem nowatorskiego, a zarazem niezwykle prostego pomysłu. Wspomniane figurki odwzorowują rosyjski sprzęt w skali 1:285. Stoły dzieli 5 m. Lornetka została wyregulowana tak, że ów dystans przekłada się na 1300 m w terenie. W rzeczywistości więc choć siedzimy pod dachem, sytuacja ma w sobie sporą dawkę realizmu.
Tymczasem przechodzimy dalej. W drugim końcu sali przyszli operatorzy Javelinów ćwiczą na symulatorach. Na podwyższeniu stoi monitor, po którym przesuwa się jasny kształt. „Widzisz czołg?”, zwraca się instruktor do żołnierza, który siedzi na podłodze, dzierżąc na ramieniu pokaźnych rozmiarów tubę. „Dobrze, to teraz spokojnie”. Żołnierz wolno przesuwa tubę w prawo, a potem jeszcze w górę. Po ekranie sunie jasny prostokąt, który zahacza o sylwetkę pojazdu. „Teraz!”, woła instruktor, a żołnierz naciska spust. Niestety, chybia. Podobnie jest za drugim razem. Udana okazuje się dopiero trzecia próba.
Ukraińcy trenują strzelanie także na zewnątrz. Trzej żołnierze przywierają twarzami do prostokątnych skrzyneczek z obiektywem. To CLU (Command Launch Unit), czyli jednostka sterowania wyrzutnią. Dzięki niej można przeprowadzić rozpoznanie, oszacować odległość do celu, przyjrzeć się jego poszczególnym elementom. A potem przypiąć skrzyneczkę do wyrzutni i odpalić pocisk. Oczywiście całą procedurę można przeprowadzić bez wypięcia CLU, tyle że wyrzutnia lekka nie jest. Całość waży 23,5 kg. Jeśli więc żołnierz ma dostatecznie dużo czasu, może zastosować procedurę, taką jak ta obserwowana. A tym samym zadbać o swój bark. – Javelin to broń prosta w obsłudze, a zarazem skuteczna. Przyrządy optyczne pozwalają rozpoznać cel na dystansie 2,5 km. Z kolei wyszkolenie operatora zajmuje co najwyżej kilka dni – zaznacza instruktor.
Ukraińscy żołnierze uczą się nie tylko taktyki i obsługi uzbrojenia. Zanim wyruszą na front, muszą też opanować podstawy ratownictwa. Idziemy przyjrzeć się, jak takie szkolenie prowadzą instruktorzy oddelegowani przez czeską armię. W cieniu drzew, na niewielkim placyku stoją Ukraińcy w pełnym oporządzeniu. Plecaki, karabiny, hełmy, kamizelki... Wokół przechadza się podoficer prowadzący zajęcia. W pewnym momencie rzuca hasło, a szkoleni padają na ziemię i odwracają się na plecy. Każdy z nich musi błyskawicznie sięgnąć po opaskę uciskową, założyć ją na udo i zacisnąć. To pierwszy warunek, by przetrwać, zanim dotrze pomoc. Pomóc może także kolega, musi jednak wiedzieć jak. Teraz instruktor wybiera ochotnika, kładzie go na ziemi i pokazuje, w jaki sposób powstrzymać krwawienie z tętnicy za pomocą zwyczajnego bandaża. I tak od rzeczy prostych przechodzi do bardziej skomplikowanych.
Szkolenie batalionu w sumie zostało rozpisane na kilka tygodni. Kiedy przyjeżdżamy na poligon, jest już niemal na finiszu. Jeszcze kilkanaście dni i Ukraińcy wrócą do siebie. Tam będą się szkolić dalej.
Struktury od zera
EUMAM w myśl pierwotnego założenia miała potrwać do 2024 roku. Jej mandat jednak najpewniej zostanie wkrótce przedłużony o kolejne dwa lata. – Od początku misja wiązała się z ogromnym wysiłkiem organizacyjnym, ale myślę, że dziś możemy mówić o sukcesie – przyznaje płk Robert Woźniak, zastępca dowódcy CAT-C. Łącznie w jej ramach instruktorzy przeszkolili 46 tys. ukraińskich żołnierzy. Przez polskie poligony przewinęło się niemalże 25% z nich. – W krótkim czasie musieliśmy tworzyć od zera zupełnie nową, międzynarodową strukturę. W żagańskim sztabie, oprócz Polaków, mamy 21 obcokrajowców. Ramię w ramię z naszymi instruktorami pracuje 500 specjalistów z zagranicy. I cały ten mechanizm funkcjonuje sprawnie – podkreśla płk Woźniak. CAT-C na bieżąco odpowiada na zapotrzebowanie zgłaszane przez Ukraińców. – Musimy dostosowywać szkolenie do zmieniającej się sytuacji na froncie, a to na pewno duże wyzwanie – zaznacza oficer. A Ukraińcy? – Trafiają do nas tacy żołnierze, jakich strona ukraińska jest w stanie przysłać. Reprezentują zróżnicowany poziom wyszkolenia. Na pewno jednak nie można im odmówić zaangażowania. Widać, że im po prostu się chce, bo wiedzą, że wyniki osiągnięte podczas szkolenia będą potem weryfikowane w boju – podsumowuje płk Woźniak.
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze