25 lat temu oczekiwaliśmy od NATO „tylko” gwarancji bezpieczeństwa. Dziś Polska stanowi jeden z jego filarów w regionie. Ta metamorfoza to nie kwestia przypadku, lecz ciężkiej pracy wojskowych, którzy swoje życie zawodowe związali z sojuszniczymi instytucjami. – Pokazaliśmy, że jesteśmy silnym sojusznikiem, na którym zawsze można polegać – mówi gen. broni Piotr Błazeusz.
– Latem 1997 roku do 6 Brygady Desantowo-Szturmowej, w której wówczas byłem dowódcą plutonu, przyszedł szyfrogram. Wynikało z niego, że jak najszybciej mam zameldować się w Warszawie. Zabrałem mundur galowy i ruszyłem. Dowiedziałem się tam, że jako pierwszy polski absolwent Akademii Sił Powietrznych USA w Colorado Springs mam napisać, a następnie wygłosić przemówienie na placu Zamkowym w Warszawie. Tak też się stało, a okazją ku temu była wizyta prezydenta Billa Clintona w Polsce – opowiada gen. broni Piotr Błazeusz, dziś I zastępca szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.
Mamy ugruntowaną pozycję
10 lipca 1997 roku amerykański przywódca w swoim warszawskim wystąpieniu mówił do Polaków, Czechów i Węgrów „jako przyszłych członków NATO i sojuszników USA”. – To było chyba moje pierwsze zetknięcie z „wielkim” NATO. Kolejne przyszło dwa lata później. Z 6 BDSz skierowano mnie na praktykę do biura sekretarza stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej. Wszedłem do pokoju pełnego akt i usłyszałem: „To są dokumenty, które przyszły z NATO. Proszę je uporządkować i jak najszybciej wysłać do właściwych instytucji”. Wtedy bardzo dobrze poznałem struktury Sojuszu – wspomina z uśmiechem gen. Błazeusz.
Polskie początki w NATO nie były łatwe, ponieważ członkostwo w Sojuszu wymagało od nas głębokich zmian niemal w każdej sferze. Modyfikacji uległy nie tylko doktryny, struktura kierowania i dowodzenia armią, lecz także kształt sił zbrojnych na poziomie operacyjnym i taktycznym. NATO wpłynęło również na wojskową infrastrukturę, sposób kształcenia i szkolenia żołnierzy, poza tym powoli rozpoczęto wdrażanie zachodniego modelu przywództwa. – Musieliśmy się Sojuszu nauczyć, poznać jego mechanizmy, prawa, jakimi się rządzi, a także to, czym jest konsensus. Mieliśmy przyzwyczajenia z Układu Warszawskiego, gdzie wszystko było nakazane z góry. Sojusz tak nie działał, bo NATO jedynie wytycza i wskazuje kierunki. Dla nas, wychowanych w innym systemie, była to kolosalna zmiana. Okazało się, że „nasz głos ma znaczenie” – mówi I zastępca szefa SGWP.
Te słowa potwierdza gen. broni Janusz Adamczak, dyrektor generalny Międzynarodowego Sztabu Wojskowego w Kwaterze Głównej NATO. – Gdy wstępowaliśmy do Sojuszu, byliśmy trochę jak Kopciuszek: młody sojusznik, nie do końca pewny swojej wartości. Byliśmy zainteresowani gwarancjami bezpieczeństwa, a nie tym, by budować Sojusz i mówić o kierunkach jego rozwoju. Z czasem wszystko zaczęło się zmieniać – przyznaje gen. Adamczak. Oficer zwraca uwagę także na transformację samego Sojuszu. – 25 lat temu NATO było nastawione głównie na misje kryzysowe poza granicami swojej odpowiedzialności, ale po 2014 roku, gdy Rosja zajęła Krym, cele organizacji zaczęły się zmieniać. Rozumiemy dziś, że każdy sojusznik jest odpowiedzialny nie tylko za siebie, lecz także za innych. W tym aspekcie nie mniej istotne jest również rozumienie artykułu 3 traktatu waszyngtońskiego, który mówi o konieczności rozwijania własnych zdolności obronnych – ocenia. Wtóruje mu gen. broni Sławomir Wojciechowski, polski przedstawiciel wojskowy przy Komitetach Wojskowych NATO i UE, który dodaje: – Przez te 25 lat staliśmy się dojrzałym, pełnoprawnym i świadomym członkiem Sojuszu. Okres dziecięcy mamy już za sobą. Nie musimy już niczego nikomu udowadniać, z nikim konkurować czy się ścigać. Mamy swoje miejsce w NATO, ugruntowaną pozycję, a nasz głos ma znaczenie. Budujemy dziś bezpieczeństwo całego Sojuszu.
Nasi w strukturach
To, że nasz kraj i polska armia jawi się dziś jako wiarygodny sojusznik, na którego można liczyć, jest zasługą tysięcy Polaków, którzy służyli w Iraku, Afganistanie, w państwach bałtyckich i na Bałkanach, w natowskich lub sojuszniczych operacjach lądowych, powietrznych i morskich. To także zasługa tych, którzy w strukturach i dowództwach międzynarodowych zajmowali kluczowe stanowiska. Nie sposób tu wymienić wszystkich, bo lista polskich oficerów i podoficerów, którzy wnieśli swój wkład do Sojuszu Północnoatlantyckiego, jest bardzo długa. Dość wspomnieć gen. w st. spocz. Mieczysława Bieńka, który był zastępcą dowódcy strategicznego NATO ds. transformacji w Norfolk, cytowanego już gen. broni Piotra Błazeusza, który zajmował stanowisko zastępcy szefa sztabu ds. strategicznego rozwoju i przygotowań w Naczelnym Dowództwie Sojuszniczych Sił Zbrojnych NATO w Europie, wspomnianego gen. broni Janusza Adamczaka czy gen. broni Sławomira Wojciechowskiego. Na uwagę zasługują także gen. dyw. Zenon Brzuszko, do niedawna polski przedstawiciel wojskowy przy Naczelnym Dowództwie Sojuszniczych Sił Zbrojnych NATO w Europie, gen. broni Adam Joks, który był zastępcą dowódcy V Korpusu Armii Stanów Zjednoczonych, a wcześniej dowódcą Centrum Szkolenia Sił Połączonych NATO w Bydgoszczy, gen. dyw. rez. Andrzej Reudowicz, niegdyś dowódca Centrum Przygotowania Bojowego NATO w Stavanger w Norwegii, i gen. bryg. Stanisław Kaczyński, który do 2022 roku służył w Dowództwie Sił Lądowych NATO w Izmirze.
Nie brakuje także przykładów wśród podoficerów: mł. chor. rez. Łukasz Sikora, były żołnierz Jednostki Wojskowej Komandosów, współtworzył program szkolenia medyków w Międzynarodowym Centrum Szkolenia Sił Specjalnych NATO w Niemczech i tam też wykładał; plut. Maciej Biardzki, który stworzył program do planowania misji rozpoznawczych bezzałogowców Global Hawk RQ-4D, czy plut. Paweł Galek, którego głównodowodzący NATO wyróżnili m.in. za tworzenie instrukcji i programów dotyczących odzyskiwania utraconych dronów.
Gen. dyw. Maciej Klisz, dziś dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych, a w 2015 roku szef sztabu Komponentu Dowództwa Operacji Sił Specjalnych NATO w Afganistanie (był trzecim przedstawicielem naszego kraju na tym stanowisku), podkreśla, że dla Polaków współdziałanie w środowisku międzynarodowym początkowo było nie tylko kwestią prestiżu, lecz także przede wszystkim szansą na zdobywanie nowych umiejętności. – Odpowiadałem wówczas za 19 państw, bo tyle nacji tworzyło w Afganistanie komponent sił specjalnych. Z wiedzy, którą wówczas zdobyłem, korzystam do dziś – mówi gen. Klisz i wskazuje na pewną zależność: – Przez lata budowaliśmy interoperacyjność z sojusznikami. Efektem wysiłku licznych polskich oficerów i podoficerów jest dziś to, że w Polsce swoją siedzibę ma wiele międzynarodowych lub stricte natowskich dowództw i instytucji. Rozpoznawalnymi z poziomu NATO jednostkami, czy to w Krakowie, czy Elblągu, dowodzą polscy oficerowie, jesienią po raz kolejny Polak stanie na czele korpusu w Szczecinie [Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego – przyp. red.], Polak dowodzi Eurokorpusem w Strasburgu. To nie jest przypadek. To wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie nasze dotychczasowe zaangażowanie w NATO.
Szeroka perspektywa
Niemal cały zawodowy życiorys gen. Mieczysława Bieńka był związany z NATO. Na rok przed wejściem Polski do Sojuszu oficer został dowódcą Brygady Nordycko-Polskiej, która stacjonowała w Bośni i Hercegowinie. – Moim przełożonym był wówczas Amerykanin, pod swoją komendą miałem zaś dowódców z Danii, Norwegii, Szwecji, USA i Finlandii. A przypominam, że Polska nie była jeszcze wówczas w NATO i nie mieliśmy niemal żadnych doświadczeń we współpracy z armiami natowskimi. Wszystko to, co robiliśmy pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, było pionierską, ciężką pracą – wspomina gen. Bieniek.
Kilka miesięcy po wstąpieniu Polski do NATO, we wrześniu 1999 roku, przełożeni wyznaczyli gen. Mieczysława Bieńka na szefa Pionu Szkolenia i Ćwiczeń w Naczelnym Dowództwie Sojuszniczych Sił Zbrojnych NATO w Europie. – Byłem pierwszym polskim generałem, który służył w dowództwie strategicznym na stanowisku natowskim. Traktowałem tę nominację jako wyzwanie i ogromną odpowiedzialność. Byliśmy krótko w NATO, nie mieliśmy niemal żadnych doświadczeń, a ja na nowym stanowisku pod sobą miałem pięć wydziałów, które odpowiadają za szkolenia, treningi i ćwiczenia, również te, które zakładały procedury użycia broni konwencjonalnej i nuklearnej. Dowodziłem Amerykanami, Brytyjczykami, Niemcami. Obszar odpowiedzialności miałem więc ogromny – opowiada gen. Bieniek. Oficer był także zastępcą dowódcy korpusu sił szybkiego reagowania NATO w Turcji, potem sprawdził się jako dowódca wielonarodowej dywizji w Iraku. Po powrocie z misji dowodził 2 Korpusem Zmechanizowanym, który był przeznaczony do współdziałania w ramach NATO, a następnie w imieniu dowódcy NATO został doradcą ministra obrony w Afganistanie. Do najważniejszych wyzwań zawodowych gen. Bieniek zalicza służbę w Norfolk w USA, czyli czas, gdy pełnił funkcję wiceszefa w Sojuszniczym Dowództwie ds. Transformacji NATO. Był pierwszym i jak do tej chwili jedynym Polakiem, który zajmował tak wysokie stanowisko w dowództwie Sojuszu. – NATO opracowuje system planów obronnych, teraz regionalnych, które kierują siły i środki na zagrożone tereny. To są bardzo skomplikowane systemy, w ramach których trzeba dopasować do siebie elementy z wówczas 28, a dziś 32 państw członkowskich. Moim zadaniem było m.in. uzgodnienie tych planów z osobami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo w danym kraju NATO. Zajmowałem się również koordynacją współpracy z krajami partnerskimi – opisuje generał.
O swoich doświadczeniach ze służby w strukturach natowskich opowiada także gen. broni Janusz Adamczak. W 2014 roku oficer został szefem sztabu Sojuszniczego Dowództwa Sił Połączonych NATO w Brunssum. – Na pewno było to dla mnie ogromne wyróżnienie. Objąłem stanowisko typowo operacyjne, na którym mogłem wykorzystać swoje doświadczenie z dowodzenia 2 Korpusem Zmechanizowanym, a wcześniej 11 Dywizją Kawalerii Pancernej i 12 Brygadą Zmechanizowaną – wspomina generał. Cztery lata później oficer zaczął już służbę jako polski przedstawiciel przy Komitetach Wojskowych NATO i UE. – To już była służba bardziej dotykająca wojskowej dyplomacji – przyznaje gen. Adamczak. W Brukseli generał reprezentował szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego na arenie NATO i Unii Europejskiej. Kolejne wyzwanie przyszło bardzo szybko. Do pełnienia obu funkcji generała wyznaczył polski minister obrony narodowej. Ale w 2022 roku o jego karierze zawodowej zdecydowali wszyscy natowscy szefowie obrony. Wówczas został on dyrektorem generalnym Międzynarodowego Sztabu Wojskowego w Kwaterze Głównej NATO. – W instytucji, którą dziś kieruję, służy niemal 500 osób, w większości są to wojskowi. Naszym zadaniem jest wspieranie Komitetu Wojskowego NATO i jest to działanie dwukierunkowe. Przekładamy decyzje podejmowane przez polityków Rady Północnoatlantyckiej na działania wojskowe. Z drugiej strony zajmujemy się wypracowywaniem dokumentów strategicznych dla Rady Północnoatlantyckiej. A więc wszystkie decyzje, które są podejmowane przez NATO, przechodzą przez Międzynarodowy Sztab Wojskowy Kwatery Głównej NATO, zanim są procedowane na poziomie politycznym – wyjaśnia generał. – Zadanie bywa trudne, bo musimy przekładać decyzje polityczne tak, by mogły one zostać zrealizowane przez wojsko. Na pewno pomaga mi to, że wcześniej służyłem na stanowisku tak naprawdę wojskowego dyplomaty, więc rozumiem dynamikę wydarzeń politycznych – dodaje i żartuje, że w wojskowym systemie edukacji przydałaby się szkoła przygotowująca oficerów do pełnienia służby na takich stanowiskach w strukturach natowskich. – Wojskowe doświadczenie jest tu oczywiście niezbędne, ale czasami to za mało. Trzeba rozumieć dynamikę procesów polityczno-wojskowych na szczeblu strategicznym oraz to, że każdy kraj ma prawo do własnych poglądów. Dlatego konieczne jest wypracowanie takich decyzji, które nawet przy rozbieżnych stanowiskach członków NATO są spójne. Mamy tu takie powiedzenie, które powtarzamy w formie żartu: skoro nie możemy zadowolić wszystkich, zróbmy chociaż tak, by wszyscy byli jednakowo niezadowoleni, określając jakiś wspólny punkt widzenia – mówi z uśmiechem gen. Janusz Adamczak.
Halo, NATO, jak nas słychać?
Pytany o natowską służbę gen. broni Piotr Błazeusz wskazuje na swoje doświadczenia operacyjne, czyli np. służbę w ramach misji ISAF. Dowodził X zmianą PKW w Afganistanie i Polskimi Siłami Zadaniowymi „White Eagle”. – Miałem możliwość, by swoją wiedzę i doświadczenie sprawdzić w praktyce, w środowisku międzynarodowym. Współpracowaliśmy w Afganistanie z sojusznikami, działaliśmy razem i wspieraliśmy się w ramach operacji, wykorzystywaliśmy też sojusznicze uzbrojenie – wspomina oficer. Po powrocie z misji decyzją ministra obrony narodowej gen. Błazeusz objął stanowisko w strukturach międzynarodowych: został szefem pionu operacyjnego do spraw NATO – zastępcą polskiego przedstawiciela przy Komitetach Wojskowych NATO i UE. – To było bardzo ciekawe doświadczenie, ponieważ brałem udział w przygotowaniu i negocjowaniu zapisów ważnych dokumentów. Dbając o polskie interesy, niejednokrotnie spierałem się z sojusznikami. Uczestniczyłem w procesie decyzyjnym na najwyższych szczeblach. Wtedy w detalach poznałem, jak działa NATO – wspomina generał. Doświadczenie operacyjne bardzo mu wtedy pomagało. – Siła argumentu jest znacznie większa, gdy jest on poparty własnym doświadczeniem – przyznaje.
Kilka lat później, w 2019 roku, objął stanowisko zastępcy szefa sztabu ds. strategicznego rozwoju i przygotowań w Naczelnym Dowództwie Sojuszniczych Sił Zbrojnych NATO w Europie. – Podlegało mi wówczas kilka zarządów, m.in. planowania operacyjnego, szkolenia i ćwiczeń oraz strategicznego rozwoju. Współtworzyliśmy nowe lub aktualizowaliśmy te istniejące plany operacyjne NATO dotyczące misji czy implementacji zasad polityki odstraszania i obrony w obszarze euroatlantyckim. Nadzorowałem też sprawy związane ze stopniem gotowości bojowej, certyfikacją sił, wypracowywaliśmy również decyzje dotyczące uznania kosmosu za nową domenę operacyjną NATO – opowiada generał.
Polscy oficerowie dzielą naszą obecność w Sojuszu na trzy etapy: pierwszy, gdy poznawaliśmy jego struktury, drugi, gdy czuliśmy się w nich już pewnie, i trzeci, trwający od kilku lat, w którym to Polska stała się liderem wschodniej flanki NATO. – Jesteśmy w pierwszej lidze. Teraz to my wskazujemy kierunki rozwoju Sojuszu. Nasz głos jest słyszalny i traktowany bardzo poważnie. Pokazaliśmy, jako Polska i jako Siły Zbrojne RP, że jesteśmy wiarygodnym i silnym sojusznikiem, na którym zawsze można polegać – podkreśla gen. Błazeusz.
Z taką oceną zgadza się gen. broni Sławomir Wojciechowski, niegdyś dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych oraz dowódca Wielonarodowego Korpusu Północny Wschód w Szczecinie. Oficer reprezentuje szefa SGWP na forum UE i NATO, na co dzień współpracuje z ambasadorem RP przy NATO i zajmuje się m.in. kwestiami związanymi z planowaniem obronnym, kierunkami rozwoju Sojuszu w bliższej i dalszej perspektywie, szczytami NATO, spotkaniami ministrów obrony państw członkowskich czy wsparciem dla Ukrainy. – Skupiamy się na kolektywnych sprawach dotyczących chociażby logistyki, zintegrowanej obrony powietrznej czy kwestii związanych ze wsparciem państwa gospodarza, czyli HNS [Host Nation Support] – wylicza gen. Wojciechowski. Podkreśla też wysoką pozycję Polski w Sojuszu Północnoatlantyckim. – Po 25 latach jesteśmy świadomym sojusznikiem, który rozumie politykę NATO nie tylko przez pryzmat interesów Polski, lecz także globalnego bezpieczeństwa. Mamy wpływ na rzeczywistość, która nas otacza. Jesteśmy nie tylko konsumentem, jeśli chodzi o kwestie związane z bezpieczeństwem, ale też jego świadomym twórcą – zaznacza generał i dodaje: – Kilka lat temu niewiele krajów rozumiało, dlaczego widzimy w Rosji zagrożenie. To się zmieniło, gdy ta zaatakowała Ukrainę. I choć to przykre, to dodaje nam wiarygodności w każdym wymiarze.
Nie jedziemy na gapę
Obecność polskich oficerów i podoficerów w strukturach NATO jest nie tylko wypadkową ambicji Wojska Polskiego – to także kwestia odpowiedzialności za bezpieczeństwo i jednocześnie pełnoprawnego uczestnictwa we Wspólnocie. – Przeznaczamy na Sojusz część swojego budżetu, uczestniczymy w natowskich operacjach, delegujemy żołnierzy poza granice kraju. Współtworzymy Sojusz, nie jesteśmy jak gapowicz, który chce się dostać do elitarnego klubu – mówi gen. Wojciechowski.
Z kolei gen. Adamczak dopowiada, że zależy mu na tym, by każdy polski żołnierz identyfikował się także jako żołnierz natowski. – Niestety, nie do wszystkich ta świadomość dociera i ciągle spotykam się z tym, że na Sojusz patrzy się jak na coś odległego. Tymczasem niesamowicie ważne jest to, byśmy rozumieli, że NATO to my.
autor zdjęć: Hans Lucas Agency / Forum
komentarze