Choć od straszliwych wydarzeń na Wołyniu, których kulminacją była „krwawa niedziela” 11 lipca 1943 roku, minęło już osiem dekad, wciąż pozostają one bolesną raną. Jednak nawet wtedy żywa wśród Polaków była świadomość, jak bliskie są sobie narody polski i ukraiński. Postacią, która symbolizuje potrzebę porozumienia między nimi, jest Zygmunt Rumel, jedna z ofiar rzezi wołyńskiej.
Mogiła zbiorowa i pomnik Polaków pomordowanych przez UPA w Berezownicy Małej w byłym województwie tarnopolskim, obecnie Ukraina.
Antoni Cybulski „Oliwa”, organizator polskiej konspiracji na terenie powiatu Dubno, później także konspiracyjny starosta powiatowy, podkreśla tę świadomość w swoich wspomnieniach z lat wojny bardzo wyraźnie. Relacjonując prowadzone na początku 1943 roku rozmowy z Zygmuntem Rumlem, komendantem Okręgu Wołyń Batalionów Chłopskich, pisze: „Rozważaliśmy z Rumlem bardzo złożone i drastyczne sprawy ukraińskie, sposoby neutralizowania ich nienawiści do Polaków, podsycanej przez stale napływających z zachodu szowinistycznych agitatorów. Myśleliśmy, jak wykorzystać ich patriotyzm narodowy, jak oprzeć go na bogatej literaturze o przeszłości tego ponadczterdziestomilionowego ukraińskiego narodu. Rozumieliśmy ich pragnienie wolności, samodzielności i niezależności, braliśmy przykład z naszej polskiej historii, gdy nasz naród stracił niezawisłość narodową”. I zaznacza: „Chodziło o to, co zrobić, by te dolne, bardzo dynamiczne warstwy społeczeństwa ukraińskiego zrozumiały, że teraz nie są już czasy ‘chmielnicczyzny’ czy rzezi humańskiej, że Polacy nie są ich wrogami i nie stoją na ich drodze do tworzenia własnego państwa, że nie można na barbarzyństwie, na trupach Żydów i Polaków tworzyć własnej państwowości”.
Zygmunt Rumel, rocznik 1915, wychował się i wyrósł na Wołyniu. Przed wojną żywo interesował się kwestią polsko-ukraińskiego sąsiedztwa. Należał do Wołyńskiego Związku Młodzieży Wiejskiej, który propagował ideę przyjaźni polsko-ukraińskiej oraz dążył do pogłębienia współpracy pomiędzy obydwoma sąsiednimi narodami, członkami związku zaś byli nie tylko Polacy, lecz także wielu Ukraińców. W drugiej połowie lat 30. Rumel należał do redakcji „Drogi Pracy”, która była dodatkiem do miesięcznika „Życie Krzemienieckie”, współredagował też dwujęzyczne, polsko-ukraińskie pismo „Młoda Wieś – Mołode Seło”. W jednym z artykułów opublikowanych na łamach „Drogi Pracy” w 1938 roku Rumel zacytował fragment przemówienia Józefa Piłsudskiego wygłoszonego w Łucku jeszcze w 1920 roku: „Wołyń zaludniony jest przez różne narodowości, religie, języki. Jeśli ludzie nie będą sobie okazywali szacunku i zaufania, to stan dzisiejszy się nie ostanie. Tylko współpraca wszystkich wyznań, stanów i narodowości może go utrzymać”. Słowa te Rumel skomentował następująco: „W tych prostych stwierdzeniach ukazana jest nie tylko rzeczywistość, ale i droga, po której należy iść, by tajemnicę tej rzeczywistości rozwiązać (…). Dziś – gdy przeżywamy ten proces na Wołyniu, w powszechnej skali życia nazywając go skromnym mianem „idei współżycia i współpracy Polaków i Ukraińców – nie zastanawiamy się często nad jego historyczną tradycją i głębokością kulturalną”.
Groza narasta
W styczniu 1943 roku Zygmunt Rumel został przez Kazimierza Banacha – okręgowego delegata rządu RP – podniesiony do rangi komendanta Okręgu Wołyń Batalionów Chłopskich. Był to już czas, gdy sytuacja ludności polskiej gwałtownie na Wołyniu się pogarszała. Zbliżała się ponura fala nienawiści, której kulminacją stała się „krwawa niedziela” 11 lipca 1943 roku. O ile jeszcze jesienią 1942 roku mordy na ludności polskiej miały incydentalny charakter, o tyle już w pierwszych tygodniach 1943 fala przemocy rozlała się coraz szerzej. Zaczęło dochodzić do tak przerażających wydarzeń, jak zbrodnia w Parośli (gmina Antonówka, powiat sarneński) 9 lutego 1943 roku, gdzie zginęło około 150 Polaków, albo w Lipnikach w nocy z 26 na 27 marca, gdzie zamordowano około 180 osób.
Nowy impuls do dalszej eskalacji przemocy przyniósł marzec 1943 roku. Wtedy to wiele ukraińskich oddziałów policji pomocniczej pozostających dotychczas na służbie niemieckiej zdezerterowało. Ludzie ci masowo przeszli do podziemia, wstępując w struktury Ukraińskiej Powstańczej Armii. Zyskując w ten sposób poważne wzmocnienie sił, bojówki UPA przystąpiły do operacji, której celem było całkowite wyniszczenie mieszkającej na terenie Wołynia ludności polskiej.
W związku z tym pierwszoplanową sprawą była dla polskiej konspiracji kwestia organizowania samoobrony, pozwalającej na ochronę ludności polskiej rozproszonej po całym obszarze dawnego województwa wołyńskiego. Równocześnie jednak lokalne komórki polskiej konspiracji próbowały wypracować program, który będzie uwzględniał także kwestię przeciwdziałania ukraińskiemu ruchowi nacjonalistycznemu. W uchwale podjętej przez wołyński oddział ruchu ludowego w kwietniu 1943 roku znalazły się słowa: „Uznając pełne prawo narodu ukraińskiego do wszechstronnego rozwoju na równi z innymi narodami Europy, pragniemy jak najusilniej podkreślić, iż naród ukraiński jest nam bliski jako bratnia, słowiańska, niemal wyłącznie chłopska społeczność i w imię chłopów polskich stanowiących większość narodu polskiego wyrażamy gotowość współpracy z ludem ukraińskim dla dobra odrodzonej Słowiańszczyzny”.
W debatach na temat stosunku do narodu ukraińskiego brał udział także Zygmunt Rumel. Według relacji Antoniego Cebulskiego „Oliwy” zastanawiał się, co można zrobić, by osiągnąć porozumienie. „Zgodziliśmy się – pisze Cebulski w swoich wspomnieniach – że nie jesteśmy nienawistni do całości narodu ukraińskiego, że zagrożonych Ukraińców i ich rodziny musimy też bronić przed ich mściwymi rodakami. (…) W tej naszej rozmowie i polemice wyczuwałem u Rumla duże wyrozumienie i sentyment do narodu ukraińskiego oraz żal i smutek z powodu tego, co się stało, podobnie czułem i ja”.
Na polecenie Kazimierza Banacha Zygmunt Rumel zdecydował się podjąć rozmowy z lokalnymi przywódcami OUN-UPA. Ich celem miało być powstrzymanie rzezi ludności polskiej oraz ewentualnie ustalenie warunków wspólnej walki przeciwko wspólnemu wrogowi – Niemcom. Jak wspominał Teofil Nadratowski, który znał Rumla, „organizowała się samoobrona, ale Rumel i inni ciągle wierzyli, że można się dogadać, że nie wolno przelewać bratniej krwi”. Mimo sceptycyzmu wielu osób z konspiracji, Rumel był co do konieczności podjęcia rozmów przekonany. Udał się na nie wraz z oficerem do zadań specjalnych ppor. Krzysztofem Markiewiczem ps. „Czart”, towarzyszył im woźnica Witold Dobrowolski. Do negocjacji jednak nie doszło: w lasku koło wsi Kustycze delegaci zostali aresztowani, a następnie zamordowani – według późniejszych przekazów przez rozerwanie końmi. Stało się to albo 10 lipca, albo – jak podają inne opracowania – już 11 lipca, a zatem tego samego dnia, który później nazwano „krwawą niedzielą”.
Nieoczywiste losy
Śmierć podporucznika Zygmunta Rumla i pozostałych członków delegacji była jednym z epizodów tej „wołyńskiej apokalipsy”, którą okazała się niedziela 11 lipca 1943 roku. Tego jednego tylko dnia bojówki Ukraińskiej Powstańczej Armii i Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów podjęły skoordynowany atak na wiele zamieszkanych przez ludność polską miejscowości na terenie Wołynia. Szacunki są tu rozbieżne, wspomina się o od 96 nawet do 167 wołyńskich osad, w których doszło do brutalnych mordów na Polakach. Jak się ocenia, w lipcu i sierpniu miało miejsce apogeum mordów, bandy UPA zamordowały w tym czasie ponad 20 tys. osób narodowości polskiej.
Był zatem Zygmunt Rumel ofiarą nienawiści – jednak właśnie historia jego rodziny pokazuje, jak bardzo skomplikowane były to czasy i jak bardzo nieoczywiste są losy Wołyniaków. Otóż Ewa Kaniewska, kuzynka Zygmunta, powiedziała: „Znał język ukraiński, kochał Wołyń, miał wśród Ukraińców wielu przyjaciół (…). Sam zginął, ale jego matkę i siostrę ocalił Ukrainiec, może więc wiara Zygmunta w ludzką dobroć, niezależnie od narodowości, nie była tak naiwna”.
Zygmunt Rumel mocno wierzył w to, że porozumienie między dwoma sąsiednimi narodami jest możliwe. W jednym z artykułów, opublikowanych na łamach pisma „Droga Pracy”, jeszcze w 1938 roku pisał: „Szczęśliwym będę, kiedy nie ja – mały sługa swego narodu – ale przedstawiciele sejmu polskiego i ukraińskiego ustanowią wspólną platformę porozumienia. W imieniu Polski wznoszę okrzyk: ‘Niech żyje wolna Ukraina!’”.
Od chwili, kiedy słowa te zostały zapisane, minęło już 85 lat. Zaledwie pięć lat później doszło do straszliwych zbrodni, których ofiarą został także autor tego wyznania. I choć wciąż pozostaje wiele do zrobienia, zwłaszcza dla upamiętnienia tysięcy niewinnych ofiar tego czasu, to słowa te wciąż pozostają aktualne. Być może właśnie współczesność niesie nadzieję na urzeczywistnienie wizji Rumla, bowiem o porozumieniu w obliczu wspólnego zagrożenia mówią dziś także politycy ukraińscy.
Warto przywołać tu słowa Rusłana Stefanczuka, przewodniczącego ukraińskiej Rady Najwyższej, który podczas swojego wystąpienia w polskim Sejmie 25 maja mówił tak: „Zbliża się 80. rocznica straszliwych wydarzeń na Wołyniu. Rozumiemy wasz ból po stracie swoich najukochańszych. Wszystkim rodzinom i potomkom ofiar ówczesnych wydarzeń na Wołyniu składam wyrazy szczerego współczucia i wdzięczności za podtrzymywanie światłej pamięci o swoich przodkach”. I dodawał: „Pamięć, która nie wzywa do zemsty ani nienawiści, ale służy jako ostrzeżenie, że nic takiego nigdy więcej nie powtórzy się między naszymi narodami. Życie ludzkie jest równie cenne niezależnie od narodowości, płci, rasy czy religii. I z tą świadomością będziemy współpracować z wami, drodzy polscy przyjaciele. Akceptując prawdę, bez względu na to, jak bolesna może ona być. Razem musimy zdać ten niełatwy, ale wyjątkowo niezbędny egzamin. Aby formuła ‘przebaczamy i prosimy o przebaczenie’ zyskała prawdziwy sens i praktyczny wymiar”.
Zatem sformułowana przez Zygmunta Rumla platforma porozumienia powstała. Trzeba wypełnić ją treścią, nie zapominając jednak przy tym o potrzebie godnego uhonorowania ofiar.
Źródła cytatów:
J. Gmitruk, „Zygmunt Rumel. Żołnierz nieznany”, Warszawa 2009
Antoni Cybulski „Oliwa”, „Wspomnienia konspiracyjnego starosty z Wołynia”, Warszawa 2009
autor zdjęć: Wikimedia Commons
komentarze