moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Polscy siłacze dawnych wieków

Ludzie o nadzwyczajnej sile zwracają na siebie uwagę nie tylko obecnie, było tak również w minionych wiekach. Polscy kronikarze, heraldycy, pamiętnikarze i historycy odnotowali imiona wielu takich postaci. Niektóre z opisanych przez nich wyczynów wydają się wiarygodne, inne można uznać za wyolbrzymione.


Marynarze przed działem „Gryfa”. Drugi od Pierwszy od lewej to znany w całej marynarce siłacz - mat Wincenty Andruszkiewicz. Foto archiwum Piotra Korczyńskiego

W dawnych czasach warunki życia były surowe, a wieku dorosłego dożywała tylko część populacji. Życie blisko natury wymagało od człowieka intensywnej aktywności fizycznej, znoszenia trudów i pokonywania niebezpieczeństw. Ludzie nie byli co prawda wysocy, ale za to bardziej muskularni, wytrzymali, silni i odporni. Dodatkowo poprzez ćwiczenia rycerskie i służbę wojskową wyrabiali w sobie dużą sprawność fizyczną.

 

W czasach Piastów i Jagiellonów

Pierwszym odnotowanym przez źródła siłaczem jest żyjący w XIV wieku Stanisław Ciołek herbu Ciołek z Żelechowa, syn wojewody mazowieckiego, przyboczny rycerz króla Kazimierza Wielkiego. Już w dzieciństwie nosił na rękach swoich rówieśników. Jako chłopiec stawał na podwyższeniu, chwytał w każdą rękę mężczyznę i uderzał jednego o drugiego. W wieku dorosłym potrafił przewrócić drewniany budynek łaźni. Kiedy podczas budowy młyna chłopi męczyli się, niosąc potężną belkę, kazał im podnieść jeden jej koniec, a sam chwycił za drugi. Później sam osadził belkę na budowanej ścianie. Potrafił też przenieść w ręku spiżowy dzwon kościelny i wycisnąć sok z kawałka świeżo ściętego drzewa. Zrywał grube sznury plecione, podkowy rozginał, a noże i monety łamał w dłoniach. Głownię miecza skręcał w ręku jak postronek, a „mocne” kusze naciągał bez użycia lewara. Nawet dwunastu ludzi trzymających sznur nie potrafiło wyciągnąć Ciołka z koła zakreślonego na ziemi krótkim mieczem.

W 1356 roku na zaręczynach króla Kazimierza Wielkiego w Pradze podczas pokazowego pojedynku z czeskim rycerzem pochwycił go i ścisnął tak mocno, że ten ducha wyzionął. Szczęście opuściło jednak Stanisława Ciołka w tym samym roku, gdy wysłany przez króla do obrony zamku we Włodzimierzu na Wołyniu, poległ w walce z Tatarami.

Jan Długosz opisał wyczyn rycerza Świętosława herbu Łada, zwanego „Szczenięciem”. Po klęsce króla Węgier Zygmunta Luksemburskiego w bitwie z Turkami pod Nikopolis (25 września 1396 roku), kiedy Świętosława nie wpuszczono do łodzi przeprawiającej się przez Dunaj, ufając swej krzepie, wskoczył w zbroi do rzeki i przepłynął ją, ratując życie.

Może nie tyle siłą, ile raczej wytrzymałością na ból wykazał się rycerz Jan Włodkowic herbu Sulima po klęsce rycerstwa polskiego w starciu z Tatarami w czerwcu 1438 roku na Podolu. Wielokrotnie raniony, leżał wśród poległych i udawał martwego. Tatarzy tymczasem rabowali zabitych i dobijali rannych. W końcu przyszła kolej i na niego. Tatarzy ściągnęli z niego zbroję i ubranie. Tnąc nożem sznurowane buty, dotkliwie poranili nogi rycerza. Nie mogąc ściągnąć pierścienia z jego dłoni, odrąbali palec wraz z nim. Włodkowic mimo cierpień nie okazał żadnym odruchem, że żyje. Przetrwał i powrócił do swoich.

Król Aleksander Jagiellończyk podczas wizyty w kopalni soli w Wieliczce oglądał popis szlachcica Jana Jordana, który w ciężkiej zbroi potrafił przeskoczyć szeroki szyb w kopalni. Mianowano go za to żupnikiem.

Jan Tarło herbu Topór, krajczy koronny, był mistrzem konnych turniejów. Zapisano, że potrafił porwać przeciwnika z konia i rzucić go na ziemię. Drzwi żelazne i zamki rozbijał uderzeniem ręki. Zginał też sztaby żelazne. Mocowanie się z nim było ryzykowne, bo zwykle kończyło się złamaniem ręki. Na polowaniach zabijał rozjuszone niedźwiedzie oszczepem lub nawet gołą pięścią.

Z siły zasłynął również Wojciech Brudziński herbu Prawdzic, dworzanin królów Aleksandra Jagiellończyka i Zygmunta I Starego. Podobno miał tak silne ramiona, że mógł unieść sześciu zbrojnych ludzi. Siedząc na koniu, umiał ścisnąć rumaka nogami, chwycić się belki podniesionej bramy zamkowej i podciągnąć się na niej wraz z koniem. Ów Brudziński, jak pisano, napotkawszy raz w kniei niedźwiedzia, zwarł się z nim i udusił go gołymi rękami.

Podobne rzeczy potrafił także znany z wielkiej krzepy Piotr Wiesiołowski herbu Ogończyk, zwany „Starszym” (1482−1556), zaufany dworzanin królów Zygmunta I Starego i Zygmunta Augusta. Słynął z tego, że zatrzymywał pędzące wozy, chwytając je za tylne koła. Powalił też oszczepem żubra, który zaatakował króla Zygmunta Augusta. Zmarł w 1556 roku i pochowany został w Wilnie. Mimo magnackiej fortuny jego szczątki spoczywały długo pod ołtarzem bez żadnego nagrobka. Dopiero blisko osiemdziesiąt lat później jego wnukowie Krzysztof i Mikołaj ufundowali mu okazały nagrobek, na którym wykuto słowa: „Tu pogrzebion Piotr Wiesiołowski oboźny, starosta mścibowski, siemeński, meteński, mąż wielą cnotami sławny, lecz najbardziej swoją siłą. Piszą, że siedząc na koniu, płatwy [belki dachowej] się ująwszy, podnosił go od ziemi, powozy rozpędzone wstrzymywał, żubra który tylko co nie uderzył na Zygmunta Augusta na oszczepie osadził. Miły też był Staremu Zygmuntowi i jego następcy. Od roku pogrzebienia 1556 leżał pod ołtarzem bez nagrobka, dopiero w roku 1634 Krzysztof i Mikołaj Wiesiołowski wnuki jego uczynili mu tę pamiątkę”.

Według zapisów Wojciech Łochocki herbu Junosza, zwany „Szalą”, cześnik ziemi dobrzyńskiej, potrafił w zbroi przeskoczyć konia lub jadący szybko wóz.

W czasach króla Zygmunta Augusta z wielkiej siły zasłynął Stanisław Radzimiński herbu Brodzicz, kasztelan zakroczymski i starosta liwski. Podobno stojąc na jednej nodze, potrafił unieść na ręku mężczyznę. Umiał też okiełznać nieujeżdżonego konia, ściskając mocno łeb i uszy zwierzęcia.

Marcin Brzozowski herbu Bylina, zwany „Kapturem”, pochodzący z Brzozowa Starego w ziemi gostynińskiej na Mazowszu, wykazał się umiejętnościami nie tyle rycerskimi, ile raczej biesiadnymi. Z beczką piwa na ramieniu swobodnie tańcował dookoła stołu.

O Wojciechu Chodzickim herbu Kościesza z ziemi kaliskiej na Pałukach pisano, że głową solidne drzwi rozbijał i gołymi rękami obalał mężczyznę w zbroi.

Mocarni władcy

Król Zygmunt I Stary gołymi rękami łamał żelazne podkowy, zrywał postronki i łańcuchy, rozbijał najmocniejsze bramy, rękoma przedzierał na pół talię kart i napinał kuszę bez użycia lewara.

Janusz III (1502–1526), ostatni książę mazowiecki z dynastii Piastów, wedle przekazów był człowiekiem odważnym, ogromnej siły i potężnej budowy ciała. Pisano, że miotał na odległość ogromne kule, głazy i koła od wozów. Rwał grube powrozy i łamał podkowy. Rzucał daleko oszczepem, napinał bez trudu „mocne” łuki, a jedną ręką potrafił unieść za sztych głowni dwadzieścia mieczy.

Silne białogłowy

Postać krzepkiej Jagienki z Krzyżaków Henryka Sienkiewicza nie wzięła się znikąd. Kobiety nie były gorsze od mężczyzn-rycerzy. 21 maja 1363 roku w Krakowie odbyło się wesele Elżbiety Pomorskiej, wnuczki Kazimierza Wielkiego, z królem Czech i cesarzem Karolem IV Luksemburskim. Tam właśnie znana z siły Elżbieta na prośbę męża na pokaz rozłamała grubą podkowę, zagięła ostrza kucharskich tasaków i rozdarła „jak koszulę” na pół napierśnik zbroi, wzbudzając tym podziw zebranych książąt i panów.

Siłą imponowała też Cymbarka, córka Siemowita IV, księżniczka mazowiecka z dynastii Piastów, która poza tym słynęła z pobożności i urody. Podobno w ręku zgniatała orzechy laskowe i włoskie, wyciskając z nich olej, dłonią wbijała gwoździe, łamała podkowy i pancerze.

Orzechy miażdżyły także szlachcianka Grabowska z województwa poznańskiego i panna Barska z województwa kaliskiego. A pani Lacka, wojewodzina, potrafiła obydwoma rękami chwycić stół z zastawą za jego koniec i podnieść go przed sobą, nie rozlewając przy tym napitków.

Za Batorego i Wazów

Prokop Sieniawski herbu Leliwa (zm. 1596), marszałek nadworny koronny, zatrzymywał rozpędzone karety zaprzężone w sześć koni, chwytając je za tylne koło.

Teodor Lacki herbu własnego (ok. 1550–1616), pisarz polny, znakomity wojownik z czasów króla Stefana Batorego i Zygmunta III, zasłynął z olbrzymiej siły nie tylko w Polsce, lecz także za granicą. Był doskonałym szermierzem i zapaśnikiem. Zrywał grube liny, potrafił jedną ręką przewrócić kilku ludzi, unieść na dłoniach stojącego chłopa i podobnie jak Sieniawski zatrzymać rozpędzony powóz z szóstką koni, chwytając go jedną ręką za koło. Młody dąb wyrywał z ziemi z korzeniami jedynie siłą swej ręki. Podobnie obalał na ziemię dzikiego wołu, chwyciwszy go wpierw za rogi. Walczyć z ludźmi też potrafił – oparty o ścianę był w stanie sprostać kilku przeciwnikom. Za celne strzelanie z łuku przy pośle tatarskim król Stefan Batory podarował mu pięknego rumaka. W bitwie pod Kircholmem mimo dwukrotnego postrzału w udo nie zsiadł z konia i jeszcze dwie mile ścigał uciekających Szwedów.

Za panowania króla Stefana Batorego Mikołaj Pieniążek herbu Odrowąż zasłynął tym, że potrafił wysoko podskoczyć w ciężkiej zbroi. Nikodem Pieniążek z tego samego rodu w zbroi husarskiej przeskakiwał konia.

Do słynnych siłaczy zaliczyć można także księcia Janusza Ostrogskiego (ok. 1554–1620). Znany był z tego, że doskonale posługiwał się „mocnym” łukiem refleksyjnym, napinając tę broń z wielką siłą. Dla rozrywki przestrzeliwał strzałą najgrubsze księgi. Gdy poseł chana tatarskiego ofiarował królowi Zygmuntowi III „potężnej mocy” łuk, twierdząc, że żaden Polak nie zdoła napiąć jego cięciwy, Ostrogski podjął to wyzwanie i łuk napiął. Wysiłek ten przypłacił krwotokiem z nosa i ust oraz krótkim zasłabnięciem. Obronił jednak honor Polaków.

Szlachcic Smulski z Sandomierza miał głowę tak mocną, że uderzywszy nią we wrota, potrafił je rozbić jak taranem. Byli w tamtych czasach też podobno husarze, którzy pięć kopii chwyconych za grot jedną ręką podnosili. Szlachcic Komorowski z Komorowa na Kujawach podkowy łamał bez wysiłku. Szlachcic litewski Żagiel herbu Trąby potrafił wziąć na barki czterech ludzi i z takim obciążeniem podskoczyć. Proboszcz bochotnicki Druszkowski, kiedy mu nawpuszczano cudzych koni do ogrodu, powyrzucał je przez mur.

Tęgie rębajły

Spośród polskiej szlachty wielu było mistrzów miecza i szabli. Ludzie o dużej sile w ręku potrafili tą bronią dokonywać rzeczy naprawdę strasznych. I tak Wojciech Padniewski herbu Nowina zasłynął siłą cięcia, gdy w bitwie na Wołoszczyźnie jednym zamachem miecza ściął wojownikowi tureckiemu głowę razem z ręką aż do pachy. Z kolei Tomasz Olędzki herbu Rawicz (1615–1678), kasztelan zakroczymski, potrafił szablą przeciąć na pół pięć talarów ułożonych jeden na drugim. Podobne przypadki odnotowano też w późniejszych czasach saskich, o czym dalej.

Polowania z adrenaliną

Częstym zajęciem w dawnych wiekach były polowania. Niektórzy sporo podczas nich ryzykowali. Wiadomo, że Eustachy Tyszkiewicz herbu Leliwa (1571–1631), wojewoda brzesko-litewski, wypraktykował sobie szczególny sposób polowania na niedźwiedzie. Spotkawszy zwierzę, najpierw drażnił je, a gdy niedźwiedź stanął na łapach do pionu, wtedy łeb mu ścinał. Szlachcic litewski Odyniec zapisał się w pamięci współczesnych tym, że chodził z oszczepem na samotne polowanie na niedźwiedzia i zawsze z tych niebezpiecznych wypraw powracał.

Za króla Sasa

August II Sas od wielkiej siły fizycznej w rękach dostał nawet przydomek „Mocnego”. Potrafił zgnieść w jednej dłoni srebrny kielich, jakby był wykonany z wosku. Zginał grube szyny żelazne i podkowy gołymi rękami. W Gdańsku działko falkonetem zwane podnosił jak pistolet. Potrafił też potężnie ciąć szablą − popisał się tym na zjeździe z carem Piotrem I w Rawie Ruskiej (1698), zabijając wołu jednym cięciem pałasza. Podczas pobytu w Hiszpanii na walce byków osobiście wystąpił na arenie i bykowi, któremu najlepsi torreadorzy rady dać nie mogli, uciął łeb jednym cięciem szabli.

Przewyższał jednak tego króla siłą szlachcic Marcin Cieński herbu Pomian z Cieni w Sieradzkiem (1640−1719), zasłużony żołnierz, rotmistrz chorągwi husarskiej z czasów Jana III Sobieskiego i regimentarz za Augusta II. Król, ciekaw jego siły, wezwał go do siebie i wręczył mu dwie sztaby żelazne. Cieński pozakręcał je na szyi dwóm królewskim wartownikom. Gdy król sam nie dał rady sztab tych zdjąć, sprowadzono znanego z siły kowala. Ale i ten nie potrafił tego zrobić, chyba że, jak stwierdził, po wsadzeniu ich do ognia. Wtedy dopiero Cieński rozgiął sztaby z łatwością, pokazując, że jest silniejszy od króla i kowala. Córka Cieńskiego odziedziczyła po ojcu niezwykłą krzepę. Opowiadano, że gdy pewnego razu w jej domu powadziło się dwóch szlachciców, wzięła ich razem za pasy i wyrzuciła przez otwarte okno do ogrodu.

Helena Ogińska (1700–1790), córka Kazimierza Dominika Ogińskiego, wojewody wileńskiego, słynęła nie tylko z wszelkich cnót niewieścich, lecz także nadzwyczajnej siły fizycznej. Podczas uroczystości weselnych po ślubie królewicza saskiego Fryderyka Augusta Wettyna z Marią Józefą, na konnym turnieju w Dreźnie w 1719 roku, wygrała wszystkie konkurencje, pokonując męskich
przeciwników. Otrzymała pierwszą nagrodę. W podeszłym wieku bez trudu talerze srebrne w trąbki zwijała i rozwijała, a monety łamała w palcach. Żyła lat dziewięćdziesiąt i do śmierci zachowała sprawność.

Historia utrwaliła także Jana Kopczaka, dworzanina króla polskiego Stanisława Leszczyńskiego. Człowiek ten w pojedynkę wyciągnął ugrzęzłą w błocie karetę ministra Henryka Brühla, której sześć koni ruszyć nie mogło.

Królowie żelaza

Przytoczenie postaci słynnych z siły Polaków w burzliwym dla nas wieku XIX wymagać będzie jeszcze długotrwałej kwerendy w piśmiennictwie tej epoki. Gotowych przykładów dostarcza wiek XX. W okresie międzywojennym w Polsce istniało Polskie Towarzystwo Atletyczne. Na arenach występowali liczni siłacze polscy i żydowscy – Władysław Pytlasiński, Stanisław Cyganiewicz „Zbyszko”, Adam Sasorski, Teodor Sztekker, Perec Grinberg, Zishe Breitbart (protoplasta komiksowego Supermana), Szolim Osiński, Misza Biterman, Salomon Fajl oraz gościnnie zawodnicy innych narodowości. Brali oni udział w pokazowych walkach zapaśniczych różnych stylów i szkół. Dla publiki rozrywali podkowy, rwali łańcuchy i blachę jak papier, zginali szyny, ręką wbijali gwoździe w deski i blachę, rękami także zatrzymywali samochody, wprowadzając publiczność w zachwyt. Niektórzy z nich wyjeżdżali za granicę, szukając tam możliwości zrobienia kariery i zdobycia sławy, „by imię Polski było na ustach świata”. Z siły słynęli żydowski chłopak Misza Geler z Wilna czy marynarz Stanisław Radwan służący na kanonierce ORP „Komendant Piłsudski” i niszczycielu ORP „Grom”. Tragiczną postacią był żydowski siłacz Jakub (Yakov) Kozalczyk, więzień (kapo) w KL Auschwitz, który po wojnie pod presją oskarżeń o kolaborację z Niemcami w Izraelu w 1953 roku odebrał sobie życie.

Polsko-kanadyjski bohater

Niespodziewany przykład żołnierza o ponadprzeciętnej sile fizycznej i na dodatek odwadze i poświęceniu w walce nadesłał Tadeusz „Ted” Krasicki, kanadyjski historyk z „XII Manitoba Dragoons and 26 Field Regiment Museum” w Brandon w Kanadzie. Historia ta dotyczy zupełnie nieznanego w Polsce żołnierza armii kanadyjskiej kaprala Waltera Johna Klosa, który urodził się co prawda w Kanadzie, ale jego rodzice Joseph i Antonia Klos (Kłos) pochodzili z Przeworska na Podkarpaciu, skąd około 1910 roku wraz z dwójką dzieci wyruszyli „za chlebem” za ocean. Walter J. Klos urodził się już w Kanadzie jako przedostatni z siódemki rodzeństwa. Wstąpił do armii kanadyjskiej 20 czerwca 1940 roku.

Został żołnierzem The Royal Winnipeg Rifles i wraz z wojskami kanadyjskimi przerzucono go do Wielkiej Brytanii. Ze wspomnień jego kolegów wiadomo, że był wielkim i silnym facetem. Łatwo wygrywał w konkursach przeciągania liny. Stąd wzięło się jego przezwisko „Bull”, czyli „Byk”. W czasie D-Day 6 czerwca 1944 roku jego oddział wylądował pod silnym ogniem nieprzyjaciela na plaży Juno w Normandii. Podczas opuszczania barki desantowej, brnąc przez głęboką wodę, kapral Klos został postrzelony w brzuch i nogę. Mimo odniesionych ran, na plaży odciągnął spod ostrzału w bezpieczne miejsce rannego kolegę. Potem ruszył dalej do natarcia. Jego ostatnia walka miała dramatyczny przebieg. Świadkowie mówili, że Klos wspiął się na wydmę i dopadł do bunkra, w którym zastrzelił obsługę działa i stoczył walkę wręcz z trzema niemieckimi żołnierzami. Dwóch zabił nożem, a trzeciego udusił, zanim sam zginął. Jak wspominał potem jego dowódca, „widok kaprala Klosa leżącego bez broni z rękami zaciśniętymi na gardle martwego Niemca mroził krew w żyłach”. Pogrzebano go wraz z innymi poległymi na kanadyjskim cmentarzu wojskowym w Bény-sur-Mer w Calvados we Francji.

Teraz po raz pierwszy przypominamy o tym nieznanym polsko-kanadyjskim bohaterze polskim Czytelnikom.

Wojciech Krajewski

autor zdjęć: archiwum Piotra Korczyńskiego, zbiory rodzinne Wojciecha Krajewskiego

dodaj komentarz

komentarze

~Piotr
1695219300
A co o tych takich jak , Mighty Atom cy Stanley Radwan, bliżej tych czasów, Są na gogle.
65-23-26-00

Do czterech razy sztuka, czyli poczwórny brąz biegaczy na orientację
 
Kamień z Szańca. Historia zapomnianego karpatczyka
Rumunia, czyli od ćwiczeń do ćwiczeń
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
„Bezpieczne Podlasie” na półmetku
Olympus in Paris
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Rosyjskie wpływy w Polsce? Jutro raport
Polsko-czeska współpraca na rzecz bezpieczeństwa
Ostrogi dla polskich żołnierzy
Polskie mauzolea i wojenne cmentarze – miejsca spoczynku bohaterów
Jak dowodzić plutonem szturmowym? Nowy kurs w 6 BPD
Odznaczenia dla amerykańskich żołnierzy
Rosomaki na Litwie
Strategiczne partnerstwo
Witos i spadochroniarze
Snipery dla polskich FA-50
Polskie „JAG” już działa
Zapomogi dla wojskowych poszkodowanych w powodzi
Ostre słowa, mocne ciosy
Ile GROM-u jest w „Diable”?
Żeby nie poddać się PTSD
Miliony sztuk amunicji szkolnej dla wojska
Rozkaz: rozpoznać przeprawę!
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Kto dostanie karty powołania w 2025 roku?
Kleszcze pod kontrolą
Polska liderem pomocy Ukrainie
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Złoty Medal Wojska Polskiego dla „Drago”
Niepokonany generał Stanisław Maczek
Rajd pamięci i braterstwa
Zagrożenie może być wszędzie
Jacek Domański: Sport jest narkotykiem
Breda w polskich rękach
Nominacje generalskie na 106. rocznicę odzyskania niepodległości
Szkolenie 1000 m pod ziemią
Namiastka selekcji
Polski wkład w F-16
Karta dla rodzin wojskowych
Rozliczenie podkomisji Macierewicza
Po pierwsze: bezpieczeństwo granic
Polski producent chce zawalczyć o „Szpeja”
Nowe pojazdy dla armii
Czas „W”? Pora wytropić przeciwnika
„Złote Kolce” dla sportowców-żołnierzy
Czworonożny żandarm w Paryżu
Szef MON-u o podkomisji smoleńskiej
Ogień nad Bałtykiem
Wojskowi rekruterzy chcą być (jeszcze) skuteczniejsi
Zmiana warty w PKW Liban
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Centrum Robotów Mobilnych WAT już otwarte
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Olimp w Paryżu
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Święto marynarzy po nowemu
Żołnierze, zdaliście egzamin celująco
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Komisja bada nielegalne wpływy ze Wschodu
Byłe urzędniczki MON-u z zarzutami
The Power of Buzdygan Award

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO