Polska powinna być ambasadorem Ukrainy w Europie i na świecie. Przygotujmy się też na pomoc dla ukraińskich uchodźców – mówi poseł Michał Jach (PiS). Zdaniem przewodniczącego sejmowej Komisji Obrony Narodowej prezydent Władimir Putin nie odważy się zaatakować żadnego z państw należących do Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Czy dzisiejszy atak na Ukrainę to pierwszy krok do wojny NATO–Rosja?
Michał Jach: Nie, absolutnie nie. Władimir Putin doskonale zdaje sobie sprawę z dysproporcji pomiędzy siłami rosyjskimi a siłami Sojuszu Północnoatlantyckiego. Prezydent Rosji chce odbudowania wpływów z czasów wielkiej Rosji i realizuje te plany w myśl doktryny gen. Walerija Gierasimowa, szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. To taktyka prowadzenia wojny wszelkimi dostępnymi środkami, również niewojskowymi, typu ataki hakerskie, rozpowszechnianie fake newsów, sianie chaosu w państwie, które ma być zaatakowane. Dziś każdy racjonalnie myślący musi przyznać, że to, co się działo w ostatnich miesiącach na granicy polsko-białoruskiej, było wstępem do pełnoskalowej wojny z Ukrainą. Nie spodziewam się jednak frontalnego ataku Rosji na państwa należące do Sojuszu.
Chyba najbardziej zagrożone są teraz Litwa, Łotwa i Estonia. Czy Putin nie będzie chciał wejść do państw bałtyckich pod pozorem ochrony mieszkających tam Rosjan? Przypomnę, że na Łotwie mniejszość rosyjska to aż 25%.
Liczba mieszkających tam Rosjan nie ma żadnego znaczenia dla Putina. Jak będzie chciał zaatakować którekolwiek z tych państw, znajdzie pretekst. Niestety, scenariusz odbudowywania wpływów, które Rosja miała jeszcze w czasach sowieckich, realizuje się na naszych oczach od kilkunastu lat. Trudno nie wspomnieć tu słów śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego: „Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę”. Prof. Kaczyński rozumiał, do czego zmierzają działania Rosji, potrafił je analizować i wyciągnąć wnioski. Ale oczywiście Putin pamięta, że państwa bałtyckie należą do Sojuszu.
Czy NATO jest gotowe na wojnę militarnie i mentalnie?
Militarnie na pewno tak. Sądzę, że mentalnie Sojusz także do tego dojrzał. Myśl, że w Europie może wybuchnąć pełnoskalowa wojna, przez wiele lat wydawała się niedorzeczna. To już się zmieniło.
NATO było w ostatnim czasie oskarżane, że jest skostniałe i nie potrafi szybko reagować. Tym razem sojusznicy demonstrują solidarność, a obecność wojsk Sojuszu jest widoczna.
Mam duże zaufanie do NATO. Głosy krytyki i opinie, że nie jest potrzebne, pojawiały się już w 1952 roku, a więc trzy lata po utworzeniu Sojuszu. A jednak przez ten czas NATO pokazało, że w sytuacji kryzysowej potrafi reagować szybko i skutecznie.
Co w takim razie powinno zrobić NATO, a co może zrobić Polska?
Zarówno NATO, jak i Unia Europejska powinny przede wszystkim nałożyć drakońskie sankcje. Powtórzę, drakońskie, a nie symboliczne. Putin się tego boi. Jest człowiekiem racjonalnym i wie, że uderzenie w gospodarkę będzie dla Rosji bolesne. Zachód musi wspomóc Ukrainę wojskowo i gospodarczo. Polska zaś powinna być, jak do tej pory, ambasadorem Ukrainy w Europie. Musimy zrobić wszystko, by świat nie zapomniał o tym, co się stało, by przeciwstawiał się polityce Putina. A w kraju powinniśmy się przygotować na ogromną liczbę uchodźców.
autor zdjęć: Krzysztof Żuczkowski
komentarze