Nie samym Krabem żyją artylerzyści – w dniu ich święta warto przypomnieć jak przed wiekami walczyli puszkarze, kogo nazywano kanonierem, a kogo ogniomistrzem oraz jakie były możliwości bojowe przedwojennych armat. Ale przede wszystkim życzę artylerzystom utrzymania wysokiego poziomu profesjonalizmu oraz pełnienia służby na nowoczesnym sprzęcie!
Patronką artylerzystów jest św. Barbara. Dlaczego? By to wyjaśnić trzeba sięgnąć aż do XV wieku. Wtedy to właśnie – ze względu na częste, zbyt częste, przypadki rozrywania się luf armatnich podczas strzału – rozpowszechniła się opinia, że broń ta jest bardziej niebezpieczna dla puszkarzy niż dla przeciwników. Artylerzyści (puszkarze) radzili sobie jak mogli. Zgodnie z ówczesnymi odpowiednikami dzisiejszych SOP-ów (Standing Operational Procedure – Stała Procedura Operacyjna), „przed oddaniem strzału z dział odmawiano pacierze do św. Barbary (patronki dobrej śmierci i trudnej pracy), żegnano działo znakiem krzyża, obsługa ukrywała się za wały i w schrony, i dopiero wtedy puszkarz udzielał ognia nabojowi za pomocą rozpalonego końca długiego pręta żelaznego”. Z upływem lat i wieków sprzęt artyleryjski stawał się coraz bardziej bezpieczny, jednak patronat św. Barbary pozostał. I to pomimo braku podstaw prawnych.
Trwająca seryjna produkcja armatohaubicy samobieżnej 155 mm Krab oraz podana do wiadomości publicznej informacja o przewidywanym zwiększeniu zamówienia ze 120 do 500 tych dział oznacza nie tylko skok jakościowy, ale i ilościowy rozwój polskiej artylerii. Taka liczba pozwoli na sformowanie 20 dywizjonów artylerii samobieżnej, a AHS Krab będzie najliczniej reprezentowanym działem w Polsce. Dla porządku zaznaczę, że armatohaubica to działo łączące cechy armaty (długa lufa, duża prędkość początkowa pocisku i strzelanie ogniem płaskotorowym) i haubicy (krótka lufa, mała prędkość początkowa pocisku i strzelanie ogniem stromotorowym). Przy lufie Kraba o długości 52 kalibrów jego maksymalna donośność przy strzelaniu pociskami z gazogeneratorem wynosi ok. 40 km.
XX i… XIX-wieczne poprzedniczki Kraba
Krab nie jest pierwszą armatohaubicą, która weszła na uzbrojenie polskiej artylerii. Od blisko czterdziestu lat WP użytkuje czechosłowacką armatohaubicę wz. 77 Dana zwaną pieszczotliwie „Danuśką”. Działo ma lufę o długości 36,6 kalibra, a donośność maksymalna pocisku odłamkowo-burzącego wynosi ok. 18 566 m. Wcześniej, od 1944 roku, korzystano z sowieckiej haubicoarmaty kal. 152,4 mm wz. 37/85 (MŁ-20). Przy długości lufy 32 kalibrów jej donośność wynosiła 17 230 m. Została wycofana z uzbrojenia w 2001 roku.
Podczas drugiej wojny światowej zasadniczym sprzętem artyleryjskim pułków artylerii lekkiej Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie była słynna i popularna brytyjska 25-funtówka, czyli armatohaubica kal. 87,6 mm. Przy lufie o długości 28 kalibrów i kącie podniesienia 450 jej donośność wynosiła 12 253 m. Występowała również w wersji samobieżnej, na podwoziu kanadyjskiego czołgu RAM, pod nazwą „Sexton” („Zakrystian”). W PSZ „Sextony” znajdowały się na uzbrojeniu 1 Pułku Artylerii Motorowej z 1 Dywizji Pancernej i 7 Pułku Artylerii Konnej z 2 Korpusu Polskiego.
Jednak pierwszą armatohaubicą, która w 1934 roku weszła na uzbrojenie Wojska Polskiego, była, zmodernizowana w 1931 roku, francuska dziewiętnastowieczna armata de Bange’a kal. 120 mm wz. 78. Skonstruowana w II połowie XIX wieku, wyglądała jak działo z wojen napoleońskich. Swoją drugą młodość przeżyła podczas Wielkiej Wojny, gdy znaczne ilości tych armat wyciągnięto z magazynów i skierowano na front. Przy lufie o długości 27 kalibrów i maksymalnym kącie podniesienia 300 miała donośność 9 000 – 10 000 m. Armaty były dramatycznie przestarzałe i z innej epoki, lecz miały lufy doskonałej jakości i to było powodem podjęcia decyzji o ich dalszym wykorzystaniu. Polska modernizacja polegała na położeniu lufy tej armaty na łożu (z oporopowrotnikiem) rosyjskiej sześciocalowej haubicy Schneidera wz. 09. Tym sposobem uzyskano maksymalny kąt podniesienia 410, co pozwoliło na zwiększenie donośności do 12 400 m, czyli o 24%. Okazało się, że powstała w ten sposób armata wz. 78/09/31 miała lepsze osiągi balistyczne niż użytkowana w pułkach artylerii ciężkiej WP dalekonośna armata Schneidera kal. 105 mm wz. 13. Mimo że dalej nosiła oficjalnie nazwę armaty, to po modernizacji (lufa armaty na łożu haubicy) można ją faktycznie uznać za pierwszą armatohaubicę w polskiej artylerii XX wieku.
Powrót kanonierów
Od początku istnienia artylerii polskiej aż do lat dziewięćdziesiątych XX wieku działa obsługiwane były przez kanonierów, bombardierów i ogniomistrzów. W pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych jakiś skrupulatny osobnik posiadający moc decyzyjną stwierdził, że tradycyjne nazwy stopni wojskowych w artylerii nie mają podstaw prawnych. I zamiast te podstawy stworzyć poprzez projekt nowelizacji ustawy o powszechnym obowiązku obrony lub rozporządzeń, uznał że łatwiej, prościej, przyjemniej i bezproblemowo będzie wprowadzić do artylerii stopnie piechoty zakazując używania nazw tradycyjnych.
Z okazji „Barbarki” można przypomnieć pierwszą podstawę prawną stosowania tradycyjnych nazw stopni w artylerii. Tym aktem była „Reprezentacja do stanów koronnych” przedłożona Sejmowi przez Komisję Wojskową i uchwalona w 1765 roku. Znalazły się tu artykuły zawierające ówczesną wersję „Karty opisu stanowiska służbowego” artylerzystów od kanoniera do gen. artylerii. Kanonier – „powinien być wyszkolony w użyciu każdego działa i znać wszystkie kalibry takowych: 1) jaką kulą jakie działo strzela i 2) powinien znać pomiarkowanie jak do zamierzonego miejsca dostać wystrzałem”. Bombardier – „był pomocnikiem fejerwerkera i powinien znać się nie tylko na sposobach nabijania armat, ale i moździerzy, winien był być obeznany z każdego rodzaju bombami, granatami, z proporcjami moździerzy, komorami i osadami (…).” Fejerwerker – powinien znać obowiązki kanoniera i bombardiera, a ponadto umieć przygotowywać sztuczne ognie, petardy i „inne machiny ogniste czynić”. Oprócz tego pełnił przy kompanii służbę unteroficera i musztrował żołnierza.
W obecnie procedowanej nowelizacji Ustawy o powszechnym obowiązku obrony zawarte są zapisy legalizujące tradycyjne nazwy stopni wojskowych w artylerii. Tegoroczną „Barbarkę” świętują jeszcze szeregowi i sierżanci. Następną „Barbarkę” obchodzić już będą m.in. kanonierzy, bombardierzy i ogniomistrze. Konsekwentnie piszę „Barbarkę” ponieważ „Barbórkę” świętują górnicy.
Wnioski mjr. Kiersnowskiego
W zapomnianej dziś pracy „Historia rozwoju artylerii” z 1925 roku mjr Aleksander Kiersnowski opisał dzieje artylerii europejskiej i polskiej nie stroniąc od własnych wniosków i przemyśleń. Jednym z nich była obserwacja, że „… posiadanie silnej artylerii częstokroć stanowi rękojmię utrzymania pokoju i powściągnięcia zaborczych apetytów zbyt chciwych sąsiadów”. Ostatnie zdanie z jego pracy pozwolę sobie przytoczyć w całości, ponieważ jest to apel do współczesnych i potomnych: „Pomny na przestrogi historii, każdy zamiłowany artylerzysta polski powinien, jakby promieniując naokół, zaznajomić społeczeństwo z chlubną przeszłością naszej artylerii i, dokładnie uzasadniając nieodzowną potrzebę jej potęgi, wpoić zrozumienie faktu, że artylerii nie buduje się z dnia na dzień, ani z roku na rok, a na stworzenie jej w krytycznej chwili może nie starczyć najszczerszych wysiłków całego narodu wraz z doraźną pomocą dalekich przyjaciół i najwierniejszych sprzymierzeńców”.
komentarze