Oddziały z Polski, Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, a nawet Finlandii czy Węgier. Czołgiści, ułani, piechota, czechosłowacka partyzantka. Inscenizacje bitew z II wojny światowej, ale też turniej boksu i piłkarski mecz w stylu retro – przez trzy dni w Podrzeczu pod Gostyniem setki rekonstruktorów i tysiące widzów bawili się podczas ósmej edycji „Strefy Militarnej”.
Fot. Adam Szczepaniak / www.facebook.com/militaryzonephoto
– My tu wszyscy jesteśmy z jednej rodziny – uśmiecha się pod wąsem Ireneusz Jędrzejczak. I zaczyna prezentację: brat Jacek, bratowa Joanna, bratanek Jan i sześcioletnia Zosia w pustynnym mundurku, która właśnie rysuje mapy, i jeszcze żona Anna w mundurze pułkownika (bo ktoś tu musi dowodzić). Przyjechali z Trójmiasta, półtora dnia przygotowywali stanowisko, a teraz siedzą w okopie, albo kręcą się przy pomalowanym w wojskowe barwy Land Roverze Defender, który stoi nieopodal znaku wskazującego drogę do Prištiny.
Dziś wcielili się w rolę brytyjskich żołnierzy, którzy latem 1999 roku otrzymali rozkaz zajęcia lotniska w stolicy Kosowa. – To stosunkowo mało znany epizod wojny, którą NATO toczyło z armią byłej Jugosławii – podkreśla Ireneusz Jędrzejczak. Kiedy Brytyjczycy dotarli na miejsce, okazało się, że są tam już Rosjanie. – Ostatecznie odmówili wykonania rozkazu, a tym samym być może zapobiegli wybuchowi trzeciej wojny światowej – przekonuje Jędrzejczak.
Na co dzień jest oficerem floty handlowej, jego brat prowadzi firmę, żona pracuje w telewizji kablowej. W zespole mają też pomocnika dentysty. Wspólnie tworzą grupę rekonstrukcyjną „North Regiment” i odtwarzają epizody z dziejów brytyjskiej armii. Z każdym rokiem coraz wierniej. – Mamy na przykład repliki karabinu szturmowego L85 A1 czy karabinu L86. Naszym najmłodszym dzieckiem jest Land Rover. Pracujemy też nad zrekonstruowaniem samochodu łączności FFR – wylicza Ireneusz Jędrzejczak. – Pochłania to trochę pieniędzy, a na pewno mnóstwo czasu, ale warto. Bo to nie tylko doskonała zabawa, ale też okazja do nauki – dodaje.
Fiński zaciąg
Podobnie o swoim hobby mówi Paweł Zatryb, prawnik z Warszawy. Można powiedzieć, że podczas „Strefy Militarnej” należy on do większości – wskoczył w buty żołnierza z czasów II wojny światowej. Z drugiej jednak strony wraz z koleżankami i kolegami podjął się zadania wyjątkowo ambitnego. Ich grupa nazywa się „Suomen Armeija” i odtwarza oddziały fińskie, które toczyły boje z Armią Czerwoną podczas wojny zimowej, a potem kontynuacyjnej.
– W tym roku współtworzymy projekt „Narody przeciw Stalinowi” – wyjaśnia Zatryb i wskazuje na sąsiednie stanowiska, zwane dioramami. – O, tam ma pan ochotnicze oddziały hiszpańskie, tam dalej Rumunów, Węgrów, Kozaków i Francuzów z Vichy – wylicza. Finowie rozbili obozowisko na skraju parku w Podrzeczu. Siedzą przy drewnianym stole pełnym butelek i gazet. – Udało nam się zdobyć oryginalne fińskie czasopisma z czasów wojny. Dawne etykiety na butelki znajdujemy w Internecie i drukujemy – opowiada Zatryb. – Czapki mamy oryginalne, z fińskiego demobilu. A bluzę… Niech pan zgadnie… Z Hongkongu. Jest tam firma, która na zamówienie szyje wszystkie mundury świata – podkreśla.
– Ale broń wygląda jak zwyczajna sowiecka pepesza... – mówię. – To fiński pistolet maszynowy Suomi, ale istotnie jest podobny. Podczas wojny zimowej Rosjanie przejęli trochę takich i na ich wzór stworzyli pepesze. Zresztą to nie jedyny wojenny wynalazek, który wywodzi się z Finlandii… Wbrew nazwie ze Skandynawii wywodzi się też na przykład koktajl Mołotowa – dodaje Zatryb.
– Skąd akurat taki pomysł na rekonstrukcję? – dopytuję. – Cóż, zawsze podobało mi się to, że armia fińska w dużej mierze oparta była na obywatelskiej aktywności. Zawodowych żołnierzy było tam mało, za to ochotników mnóstwo. W oddziałach była luźna dyscyplina formalna, żołnierze mogli na przykład chodzić w rozpiętych mundurach, za to bardzo duża dyscyplina wojenna. Armia walczyła o swój kraj z ogromnym poświęceniem – tłumaczy Paweł Zatryb.
„Suomen Armeija” współpracuje z fińską ambasadą. – Pomagają nam, podpowiadają na przykład, gdzie zdobywać sprzęt, rekwizyty – mówi rekonstruktor i dodaje, że w ubiegłym roku członkowie grupy odwiedzili Finlandię. – Ludzie dziwili się, że odtwarzamy właśnie ich armię. Ale to jest trochę, jak z Amerykanami, którzy zajęli się polską kawalerią. Tego u nas nie ma, więc jest tym bardziej interesujące – podsumowuje Zatryb.
Trudne życie ułana
Rekonstruktorzy, którzy pojawiają się podczas „Strefy Militarnej” coraz częściej odwołują się do historii, epizodów czy formacji mniej w Polsce znanych. Nie oznacza to jednak, że zaniedbują te, rzec by można, sztandarowe.
Przed II wojną światową Rzeczpospolita słynęła z ułanów. W skład polskiego wojska wchodziło 47 pułków kawalerii, a jednym z najsłynniejszych był 15 Pułk Ułanów Poznańskich. – Jego żołnierze wzięli udział w wojnie 1920 roku i tak bardzo dali się we znaki bolszewikom, że ci nazywali ich „rogatymi, czerwonymi czortami”. Od koloru otoków na ułańskich czapkach – opowiada Grzegorz Szymczak, dowódca pododdziału konnego Towarzystwa Byłych Żołnierzy i Przyjaciół 15. Pułku Ułanów. Siedzimy na drewnianej ławie w drobiazgowo zrekonstruowanym kawaleryjskim obozowisku. Rekonstruktorzy do Podrzecza przywieźli nawet sześć koni. Odtwarzają pułk z okresu Września’39.
– W naszym Towarzystwie mamy około 150 osób. Do niedawna byli w nim także dawni ułani, ale niestety w ubiegłym roku pochowaliśmy ostatniego – wyjaśnia Szymczak. Aby zostać rekonstruktorem-ułanem, trzeba odbyć roczny staż, nauczyć się władać szablą, lancą, strzelać, jeździć konno, ale przede wszystkim zdać egzamin z historii pułku. – Edukacja jest bardzo ważnym elementem naszej działalności. Tym ważniejszym, że wokół kawalerii narosło u nas wiele negatywnych mitów. Niemiecka propaganda przedstawiała ją jako symbol polskiego zacofania, co później po wojnie było powielane. A przecież ułani podczas II wojny światowej walczyli, jak piechota. Konie służyły im głównie do sprawnego przemieszczania się z miejsca na miejsce. Co ciekawe, w III Rzeszy było więcej pułków kawalerii niż w Polsce – podkreśla Szymczak.
Towarzystwo dzieli się na dwie sekcje: pododdział konny i zmotoryzowany. – Osób, które jeżdżą konno jest około dziesięciu. Występują podczas różnego rodzaju uroczystości, biorą udział w zawodach. Niestety, narybku brakuje, bo to hobby wymaga ciężkiej pracy i olbrzymiego zaangażowania – zaznacza Szymczak. – Ale za to ci, którzy jeżdżą, są naprawdę dobrze wyszkoleni. Gdybyśmy przenieśli się w lata 30., to pewnie wstydu byśmy polskiej armii nie przynieśli – przekonuje.
Sherman, Patton i gazety
„Strefa Militarna” w Podrzeczu pod Gostyniem została zorganizowana już po raz ósmy. To jedna z największych tego typu imprez w Europie. Podczas trzech dni zwiedzającym zaprezentowało się 800 rekonstruktorów z różnych stron Polski, ale też z zagranicy. – Zwykle chętnych jest więcej, ale z braku miejsca musimy odmawiać – przyznaje Sławomir Handke ze Stowarzyszenia Historia Militaris, jeden z organizatorów. Do dyspozycji mieli oni sprzęt pochodzący z największych polskich muzeów oraz kolekcji prywatnych. Widzowie mogli zobaczyć między innymi czołgi IS-2, M-60 Patton, Sherman, cztery czołgi T-34, wyrzutnię Katiusza. – Licząc tylko ciężki sprzęt było to kilkanaście sztuk – podkreśla Handke. A do tego trzeba jeszcze dodać samochody terenowe, czy motocykle.
Ozdobą Strefy jak zwykle były odbywające się na dwóch arenach inscenizacje bitew. W tym roku zaprezentowane zostały między innymi epizody walk o Czechosłowację i Budziszyn z 1945 roku, czy też wojny w Wietnamie. Widzowie mogli też obejrzeć pokaz kobiecych mundurów z II wojny światowej, turniej boksu i piłkarski mecz w stylu retro. Warto było odwiedzić kino z lat 30., gdzie wyświetlane były stare filmy oraz poczytać „Wojenne historie” – codzienną gazetę opowiadającą o dziejach wojny i wydarzeniach trzydniowego zlotu, która rozdawana była na terenie Strefy.
– Strefa to doskonała okazja, by zintegrować środowisko rekonstruktorów i kolekcjonerów. Ale też dobra lekcja historii. Nie chcę, by zabrzmiało to nieskromnie, ale myślę, że udało nam się stworzyć naprawdę coś ciekawego – podsumowuje Krzysztof Marzec, jeden z organizatorów.
autor zdjęć: Adam Szczepaniak / www.facebook.com/militaryzonephoto
komentarze