Ujść przed obławą i nie trafić do niewoli to zaledwie połowa sukcesu – mówią instruktorzy kursu przetrwania. W Górach Świętokrzyskich przeszło go 18 żołnierzy, którzy szykują się na misję do Bośni i Hercegowiny. Przez tydzień uczyli się, jak przeżyć zimą w lesie, zbudować improwizowaną broń lub rozpalić ogień używając… baterii telefonu.
Do Kielc przyjechali żołnierze, którzy na przełomie lutego i marca wyjadą na VII zmianę polskiego kontyngentu do Bośni i Hercegowiny. Na europejskiej misji wejdą w skład Mobilnych Zespołów Szkoleniowych oraz Zespołów Łącznikowo-Obserwacyjnych.
W kieleckim Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznych 18 żołnierzy przeszło kurs SERE (Survival, Evasion, Resistance, Escape – przetrwanie, unikanie, opór w niewoli oraz ucieczka). To obowiązkowy element szkolenia dla wyjeżdżających na misję. Ma nauczyć żołnierzy zasad przetrwania na wrogim terytorium. Zajęcia trwały tydzień i podzielone były na część teoretyczną i praktyczną.
Najpierw żołnierze poznawali procedury. Uczyli się jak postępować podczas odbijania osób, unikać pojmania i jak zachowywać się, gdy trafi się do niewoli.
Poznali też zasady rozpalania ognia przy użyciu krzesiwa lub baterii z telefonu komórkowego i udzielania pomocy medycznej samemu sobie. Na naukę teorii instruktorzy poświęcili 20 godzin. Dwa razy więcej – na ćwiczenia w terenie.
– Część teoretyczna była stosunkowo łatwa. Trudniejsze było zastosowanie w praktyce tego, czego żołnierze nauczyli się na wykładach. Najpoważniejszym testem były dla nich trwające ponad dobę zajęcia w Górach Świętokrzyskich – mówi kierownik kursu kpt. Michał Bech.
Każdy uczestnik kursu musiał sam przetrwać dwa dni i noc pod gołym niebem. Aby urealnić zajęcia, żołnierze zostali wywiezieni w nieznany teren, gdzie musieli m.in. ujść przed obławą zorganizowaną przez grupy pościgowe nieprzyjaciela.
– Nie dać się wziąć do niewoli, to zaledwie połowa sukcesu. Podczas kolejnych etapów ćwiczeń każdy żołnierz miał udowodnić, że potrafi przetrwać na wrogim terytorium. Musiał znaleźć dla siebie bezpieczną kryjówkę i dobrze ją zamaskować. Chcąc się ogrzać lub napić ciepłej herbaty, musiał rozpalić ogień wykorzystując jedynie to, co miał przy sobie lub znalazł w okolicy – opowiada kpt. Bech.
Ppłk Krzysztof Karczewski, dowódca kontyngentu, używając krzesiwa rozpalił ognisko i przygotował sobie ciepły napój. Ale dla niektórych żołnierzy zadanie wcale nie było łatwe. – Jako dowódca chciałem dać przykład. Brałem już udział w misji na Bałkanach i wiem, że mogą się tam wydarzyć różne sytuacje i takie umiejętności bywają bardzo przydane – mówi ppłk Karczewski.
W trakcie zajęć w terenie instruktorzy sekcji szkolenia taktycznego z Kielc sprawdzali, czy ich podopieczni potrafią zatamować krwotok, opatrzyć złamaną nogę nie mając apteczki. Żołnierze nauczyli się także gromadzić zapasy wody, którą musieli wcześniej oczyścić, i budować improwizowaną broń, na przykład nóż, włócznię, łuk czy maczugę. By przetrwać noc w górach, musieli zbudować sobie szałas i zamaskować go.
Żołnierze musieli też przećwiczyć sytuacje na wypadek, gdyby trafili do niewoli. Uczyli się, jak biernie stawiać opór, przetrwać przesłuchanie i wywieranie presji psychologicznej. Instruktorzy pokazywali im, jak będąc w niewoli mogą nawiązać kontakt z siłami odbijającymi zakładników i przygotować ucieczkę.
Kurs był przeznaczony dla żołnierzy, których działania objęte są średnim poziomem ryzyka, że zostaną odizolowani od oddziału.
Polski Kontyngent Wojskowy PKW EUFOR/MTT (ang. Mobile Training Teams) służy w Bośni i Hercegowinie od grudnia 2010 roku. W jego skład wchodzą cztery Mobilne Zespoły Szkoleniowe oraz dwa Zespoły Łącznikowo-Obserwacyjne, razem blisko 50 żołnierzy. Polacy służą także w kwaterze Sił EUFOR oraz w Europejskim Oddziale Żandarmerii Wojskowej. Głównymi zadaniami kontyngentu jest szkolenie i wspieranie Sił Zbrojnych Bośni i Hercegowiny oraz współpraca z przedstawicielami lokalnych władz, instytucjami publicznymi, organizacjami pozarządowymi. |
autor zdjęć: kpt. Michał Bech
komentarze