Choć algierski rząd nie spotka się z międzynarodowym ostracyzmem, odczuje jednak negatywne skutki zdarzeń w rafinerii Tigantourine – napisał Tadeusz Wróbel, publicysta portalu polska-zbrojna.pl.
Od kilku dni wydarzenia na południowym wschodzie Algierii odwracają uwagę mediów od wojny w Mali. Grupa kilkudziesięciu terrorystów wzięła zakładników – kilkuset pracowników pola gazowego.
Szczególny niepokój budził los cudzoziemców, których napastnicy uznali za „krzyżowców”. Sytuacja stała się beznadziejna, gdy armia przystąpiła do odbijania zakładników. Algierscy politycy i wojskowi nie chcieli skorzystać z zagranicznej pomocy, twierdząc, że mają prawo do podejmowania samodzielnie działań. Jednak ich akcja zakończyła się niepowodzeniem.
Obowiązuje zasada, że oddziały wojsk specjalnych starają się zlikwidować terrorystów jak najszybciej, by ci nie mieli czasu na zabicie zakładników. Tymczasem operacja rozpoczęta w czwartek przeciągnęła się aż do soboty, co pozwoliło islamistom wymordować wielu z przetrzymywanych. Prawdopodobnie część zakładników zginęła z rąk żołnierzy. Wojsko bowiem celowało do samochodów, w których się znajdowali. Ci, którym udało się przeżyć, relacjonowali, że żołnierze strzelali do wszystkiego, co się ruszało.
Algierskie władze zareagowały w typowy dla siebie sposób – zero negocjacji z terrorystami. Takimi brutalnymi metodami algierski rząd walczy od prawie 20 lat z islamistami. W tej wojnie rzadko bierze się jeńców. Konflikt, o którym świat ledwo już pamięta, pochłonął 200 tysięcy ofiar.
Tym razem o akcji terrorystów stało się głośno, ponieważ wśród zakładników było wielu cudzoziemców, a metody rządu Algierii wzbudziły protesty. Najostrzej zareagowali Japończycy, wzywając na rozmowę algierskiego ambasadora w Tokio. Krytyczne głosy słychać było z Londynu i Oslo. Tylko francuscy politycy bronili Algieru, twierdząc, że władze tego kraju miały do czynienia z „mordercami”. Nie było tu miejsca na negocjacje. Dyplomaci europejscy nie zdecydowali się na otwarte potępienie algierskiego rządu. Ta wstrzemięźliwość wynika ze świadomości, że algierskie siły bezpieczeństwa eliminują terrorystów, dla których głównym wrogiem jest świat zachodni. Algieria jest zatem zbyt ważnym sojusznikiem, by się na niego obrażać.
Choć algierski rząd nie zostanie poddany międzynarodowemu ostracyzmowi, to odczuje negatywne skutki zdarzeń w Tigantourine. Cios terrorystów został wymierzony bardzo celnie. Przemysł wydobywczy ma kluczowe znaczenie dla gospodarki kraju. Tymczasem atak na pole gazowe oraz kilkudniowa bitwa o nie spowodowały już exodus z Algierii zagranicznych specjalistów, bez których trudno będzie utrzymać dotychczasowy poziom produkcji. I choć terroryści wysunęli jako jedno z głównych żądań przerwanie przez Francję „krucjaty” w Mali, wiele wskazuje na to, że atak na pole gazowe był zaplanowany znacznie wcześniej niż interwencja Paryża u sąsiada Algierii. Prawdziwym celem terrorystów jest osłabienie gospodarcze kraju, które spowoduje wzrost niezadowolenia społecznego i przyciągnie w ich szeregi nowych ochotników.
Więcej o okupacji rafinerii gazu i akcji algierskich sił specjalnych na portalu polska-zbrojna.pl.
Krwawa operacja odbicia zakładników
Ostateczna rozprawa z islamistami |
komentarze