Okręty obydwu polskich flotyll, lotnictwo morskie, wojska specjalne, a także jednostki Morskiego Oddziału Straży Granicznej wzięły udział w ćwiczeniu „Strażnik Bałtyku-25”, które zostało przeprowadzone w poniedziałek na Zatoce Gdańskiej. Cel: trening procedur związanych z ochroną infrastruktury krytycznej.
Na pokład fregaty rakietowej ORP „Gen. T. Kościuszko” wchodzimy jeszcze przed świtem. Zanim dzień wstanie na dobre, okręt mija główki gdyńskiego portu. Nie zmierzamy daleko. Ćwiczenie „Strażnik Bałtyku-25”, które będziemy obserwować, rozegra się na wodach Zatoki Gdańskiej. Mniej więcej kwadrans później w oddali zaczyna rysować się sylwetka statku „Zodiak II”. Jednostka należąca do Urzędu Morskiego w Gdyni wcieli się dziś w rolę czarnego charakteru. A ściślej mówiąc, niezidentyfikowanego statku, który wykonuje podejrzane manewry w okolicach platform wiertniczych, czym od razu wzbudza zainteresowanie straży granicznej i marynarki wojennej. – W takich przypadkach sygnałem ostrzegawczym stają się dla nas gwałtowne zmiany kursu czy prędkości, ale też sytuacje, kiedy załoga statku wyłącza system AIS, który pozwala na identyfikację statku. Cywilne jednostki są zobowiązane korzystać z niego przez cały czas – wyjaśnia kmdr Artur Kołaczyński, szef sztabu Centrum Operacji Morskich – Dowództwa Komponentu Morskiego, organizatora ćwiczenia.
W stronę „Zodiaka” ruszają dwie jednostki pływające Morskiego Oddziału Straży Granicznej – patrolowa i pościgowa. Cel: nawiązać kontakt z jego załogą statku. Tyle że marynarze z „Zodiaka” nie odpowiadają na wezwania przez radio. Nie pozwalają też, by funkcjonariusze straży granicznej weszli na pokład jednostki. Statek robi uniki, manewruje, by zgubić pogoń. Widzimy go to po prawej, to po lewej burcie fregaty. – Nasze jednostki okazały się zbyt małe, by go zablokować. Zgodnie z procedurami poprosiliśmy więc siły zbrojne o wsparcie – tłumaczy mł. chor. Katarzyna Przybysz, rzeczniczka prasowa Morskiego Oddziału Straży Granicznej.
Wtedy do akcji rusza fregata. ORP „Kościuszko” podchodzi do „Zodiaka”, a wydzielona z załogi okrętu grupa boardingowa rozpoczyna przygotowania do akcji. Marynarze pobierają z magazynu broń krótką i karabiny, maskują twarze, zakładają hełmy. Wkrótce w rejonie operacji pojawia się samolot patrolowy Bryza z Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej, który ma przeprowadzić rozpoznanie. W tym czasie na horyzoncie majaczą już dwa czarne punkty, które rosną w oczach. Szybko okazuje się, że to szybkie łodzie motorowe wypełnione operatorami Formozy – jednostki morskich komandosów. Jednocześnie od strony lądu nadlatuje para śmigłowców Black Hawk, należących do jednostki specjalnej Grom. Wkrótce też z fregaty zostaje opuszczona łódź z grupą boardingową. „Zodiak” znalazł się w potrzasku. Zatrzymuje się. Ponad jego nadbudówką krążą śmigłowce. W otwartych drzwiach do ich wnętrz rysują się sylwetki snajperów. Pododdział Formozy i marynarze z ORP „Kościuszko” wchodzą na pokład statku i przeszukują poszczególne pomieszczenia.
Potencjalne niebezpieczeństwo nie zostaje jednak zażegnane. Oto bowiem podczas ucieczki „Zodiaka” marynarze z jego załogi wrzucają do morza niezidentyfikowane pojemniki. – W myśl scenariusza musieliśmy je szybko odnaleźć i przekonać się, czy nie stanowią zagrożenia – wyjaśnia kmdr Kołaczyński. W tym celu uruchomione zostały kolejne siły. Do działania przystąpiły okręt hydrograficzny ORP „Arctowski” i trałowiec ORP „Wdzydze”, które za pomocą sonarów i pojazdu podwodnego Gavia zlustrowały morskie dno.
„Strażnik Bałtyku” miał przede wszystkim przetestować zdolność do szybkiej reakcji i współdziałania różnych rodzajów sił zbrojnych oraz służb mundurowych. I jak przyznają organizatorzy, sprawdzian wypadł pomyślnie. – To sygnał wysłany zarówno do naszych obywateli, sojuszników, ale też potencjalnych przeciwników. Pokazuje się jesteśmy zdeterminowani, by chronić naszą infrastrukturę krytyczną, i że posiadamy ku temu adekwatne siły i środki – podkreśla wiceadm. Krzysztof Jaworski, dowódca COM-DKM. „Ćwiczenie ma zweryfikować naszą gotowość do przeciwdziałania operacjom hybrydowym na Bałtyku. Szukamy również słabości w procedurach i współdziałaniu, które trzeba eliminować” – napisał w mediach społecznościowych gen. Wiesław Kukuła, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.
Jak przypomina wiceadm. Jaworski, sytuacja na Bałtyku w ostatnim czasie stała się wyjątkowo napięta. – Moim zdaniem, mamy do czynienia z wojną hybrydową – przekonuje. COM-DKM na wzrost napięcia zareagował już pewien czas temu. – Po tym jak zniszczone zostały rurociągi „Nord Stream”, zainicjowaliśmy operację „Zatoka”. Polega ona na prowadzeniu patroli i stałym monitorowaniu polskiej infrastruktury krytycznej – tłumaczy wiceadm. Jaworski. Ostatnio Polska zgłosiła też gotowość dołączenia do natowskiej operacji „Baltic Sentry”. – Wyznaczyliśmy do niej cztery okręty – zaznacza dowódca COM-DKM. Mogą wyruszyć na morze, kiedy tylko NATO zgłosi takie zapotrzebowanie. – Warto jednak zaznaczyć, że nasza „Zatoka” również doskonale wpisuje się w założenia „Baltic Sentry” – podkreśla wiceadm. Jaworski.
Bałtyk ma dla Polski fundamentalne znaczenie. W tutejszych portach każdego roku przeładowuje się 140 mln ton towarów. Wśród nich są surowce strategiczne – ropa i skroplony gaz. Wpływy z podatków, ceł i akcyz z tytułu wykorzystywania polskich portów stanowią 10 procent budżetu państwa. Polska korzysta z gazociągu Baltic Pipe, platform wiertniczych, kabli telekomunikacyjnych, niedawno ruszyła zakrojona na szeroką skalę budowa farm wiatrowych. Uderzenie w tę infrastrukturę albo choćby zakłócenie płynności żeglugi stanowiłoby poważny cios w gospodarkę całego regionu.
autor zdjęć: Łukasz Zalesiński
komentarze