Major Andrzej Dołęcki ze sztabu 14 Zachodniopomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej jako pierwszy dotarł na miejsce wybuchu w domu w szczecińskich Żydowcach. - To był instynkt, nie myślałem o tym, co będzie - opowiada. Uratował cztery osoby.
W poniedziałek, dwa dni po tragedii w Żydowcach, tego bohaterskiego czynu pogratulował mu dowódca 14 Zachodniopomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej, płk Tomasz Borowczyk. A od rana do kancelarii, w której urzęduje major Dołęcki przychodzili żołnierze i pracownicy sztabu, by dziękować mu za ratowanie życia.
Mjr Andrzej Dołęcki tak opowiada o tej chwili, w sobotę, po godzinie 15, na ulicy Srebrnej w Szczecinie-Żydowcach: „Byłem w swoim ogrodzie, jakieś 150 metrów od tego domu. Uderzenie powietrza było takie, że powaliło mnie na ziemię. Natychmiast, razem z moim 13 letnim synem pobiegliśmy na miejsce. Zobaczyliśmy ruiny: stertę gruzu, dym i płomienie. Na zewnątrz stała i płakała mała dziewczynka, nikogo więcej nie widziałem. Wbiegłem do tego gruzowiska, był tam starszy mężczyzna, bardzo poparzony. Na moje pytanie, kto był w środku, pokazał i powiedział: „tam jest dziecko”. Wskoczyłem do środka pomieszczenia, w ogień, dym, nic nie było widać. Zacząłem rękami odrzucać deski, blachę, elementy budowlane, kawałki mebli. Po jakimś czasie zauważyłem leżącą dziewczynkę przywaloną deskami i żaluzją. Nie odzywała się. Chwyciłem ją i wtedy zaczęła płakać. Była cała, tylko pokaleczona i lekko poparzona. Wziąłem ją na ręce, zasłoniłem buzię przed płomieniami i wyciągnąłem z ognia oddając na zewnątrz jakiemuś mężczyźnie. Znowu wszedłem do środka a ten starszy pan powiedział, że w dużym pokoju jest kobieta. A tego pokoju nie było. Obiegłem dom dookoła, wszedłem do środka i kilkanaście minut szukałem jej, w końcu zobaczyłem wystającą nogę. Zacząłem wołać innych. Ona zaczęła płakać. Dobiegli koledzy z ulicy. Razem z synem odrzuciliśmy z niej gruz. Była poparzona, ale przytomna, przykryłem ją kurtką i po kilkunastu sekundach był przy nas strażak”.
Mjr Andrzej Dołęcki w sztabie 14 Zachodniopomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej jest szefem sekcji S-6, odpowiada za łączność i informatykę w Brygadzie. Mieszka z rodziną w Podjuchach, tuż obok miejsca, gdzie doszło do tragedii.
Dlaczego nie namyślając się, ruszył w tedy z pomocą do zawalonego i palącego się domu?
„To już po raz szósty ratowałem ludzkie życie, tak jakoś mi się przytrafia. To był instynkt, nie myślałem o tym, co będzie, po prostu pobiegłem w ten ogień i dym z moim synem. Jestem z niego bardzo dumny. Teraz cieszę się, że ci ludzie żyją. W jednej chwili stracili wszystko, ale żyją. Moi sąsiedzi” - mówi mjr Dołęcki.
Dowódca 14 ZBOT, płk Tomasz Borowczyk poinformował, że zgodnie z obowiązującymi przepisami wystąpi o wyróżnienie bohaterskiego żołnierza. - Jako terytorialsi jesteśmy wyczuleni na potrzeby społeczności lokalnej. Nasza służba jest wyjątkowa, ponieważ działamy wśród sąsiadów, kolegów z pracy czy szkoły. W praktyce wcielamy w czyn motto : zawsze gotowi, zawsze blisko, przede wszystkim w swoim najbliższym otoczeniu, czym dajemy dowód, że na co dzień spodziewamy się tego, co niespodziewane - podkreśla płk Borowczyk. - Nie tylko tragiczne zdarzenia losu, takie jak zniszczenie domu w szczecińskich Żydowcach, ale także wyczulenie na codzienne potrzeby członków naszych małych ojczyzn definiuje żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Jesteśmy dumni z postawy naszego oficera, który wcielił w życie idee przyświecające naszej służbie dla Ojczyzny.
Tekst: Marcin Górka/ rzecznik prasowy 14 Zachodniopomorskiej BOT
autor zdjęć: 14 ZBOT
komentarze