Nie mając mapy, trasę lotu wytyczył na podstawie propagandowego rysunku ze „Sztandaru Młodych”. Zanim dotarł do lotniska na Bornholmie przez siedem minut polowało na niego kilka sowieckich MiG-15. Oto fascynująca historia ppor. pil. Franciszka Jareckiego, który w dniu śmierci Józefa Stalina, zagrał komunistom na nosie i uciekł z PRL-u do Danii maszyną MiG-15bis.
Por. Franciszek Jarecki
Koniec lat czterdziestych XX w. przyniósł Polakom tragiczny okres stalinizmu. Duża część społeczeństwa nie godziła się z nową rzeczywistością, ale miała nikłe szanse na ucieczkę z kraju. Nieco większe możliwości mieli piloci. Przy ówczesnym rozwoju obrony przeciwlotniczej kilkusetkilometrowy przelot do kraju „bez demokracji ludowej” był całkiem realny. A ucieczki zdarzały się, jeszcze zanim polskie społeczeństwo musiało zmierzyć się z ponurym obliczem stalinizmu. W lipcu 1946 r. mjr pil. Tadeusz Siewierski przedarł się do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech. Pilot był dowódcą 3 Eskadry 3 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego z Krakowa, a lot wykonał na Jaku-9P. Uciekali również piloci cywilni. Choćby w 1948 r. na Bornholmie wylądował Piper L-4 „Cub” z Aeroklubu Gdańskiego. Za sterami siedział nieznany bliżej pilot Siadak, a towarzyszyło mu dwoje członków rodziny. W marcu następnego roku – pochodzący z ZSRS – por. mar. pil. Arkadiusz Korobczyński z Samodzielnej Eskadry Lotniczej Marynarki Wojennej uciekł na samolocie szturmowym Iljuszyn Ił-2m3 (według innej wersji Ił-2) na szwedzką Gotlandię. Kilka miesięcy po tym wydarzeniu dziewięć osób porwało w Gdańsku samolot Lisunow Li-2 Polskich Linii Lotniczych „Lot” i kurs zaplanowany do Katowic zmieniło na Nyköping w Szwecji. W grudniu kolejny polski samolot pasażerski podzielił los poprzedniej maszyny, ale wylądował nie w państwie trzech koron, lecz na Bornholmie. Do Szwecji natomiast przelecieli w 1950 r. bracia Tomir i Przemysław Bałutowie z Aeroklubu Gdańskiego. Lot wykonali na szkolnym Polikarpowie Po-2 (według innych danych na jego polskiej wersji, czyli CSS-13). W 1951 r. Henryk Kwiatkowski i Roman Romanowicz na Po-2 uciekli z lotniska aeroklubowego w Aleksandrowicach pod Bielskiem do zachodnich Niemiec, natomiast Jerzy Drożyński na przedwojennym sportowym RWD-13 z lotniska Kobylnica pod Poznaniem – do Szwecji.
Nie wszystkie ucieczki kończyły się powodzeniem. W 1951 r. za próbę uprowadzenia samolotu rozstrzelano jednego z podoficerów Oficerskiej Szkoły Lotnictwa w Dęblinie, a w sierpniu następnego roku instruktor pilotażu z tejże szkoły ppor. Edward Pytko, po starcie z lotniska w Izbicku, myśliwcem Jak-9 doleciał do Austrii. Nie zdołał jednak osiągnąć amerykańskiej strefy okupacyjnej. Został schwytany, a później rozstrzelany w więzieniu mokotowskim w Warszawie.
Lot na Bornholm
Wymienione ucieczki osłabiały prestiż PRL, ale nawet te zakończone powodzeniem nie miały poważniejszych reperkusji. Żądano zwrotu samolotów, zwiększano środki bezpieczeństwa, stosowano represje wobec rodzin oraz przełożonych i kolegów, odsuwano od latania „niepewnych politycznie pilotów”, zawieszano władze danego aeroklubu (w przypadku uprowadzenia samolotów cywilnych), ale wkrótce zapominano o całym zajściu. Zupełnie inna sytuacja miała miejsce w dniu śmierci Józefa Stalina – 5 marca 1953 r. Wtedy to na duńskim lotnisku na wyspie Bornholm wylądował jeden z najnowocześniejszych myśliwców bloku wschodniego – MiG-15bis (nr 3046/346), za sterami którego siedział ppor. pil. Franciszek Jarecki z 28 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego.
Pilot był absolwentem Oficerskiej Szkoły Lotnictwa w Dęblinie. Za znakomite wyniki w nauce otrzymał podziękowanie od prezydenta Bolesława Bieruta. Należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, co później musiało dodatkowo zaboleć władze. W listopadzie 1952 r. Jarecki został przeniesiony do jednostki lotniczej bazującej w Redzikowie pod Słupskiem. Już wówczas jako dwudziestojednolatek myślał o ucieczce z Polski. Był kawalerem, nie miał dzieci, więc łatwiej mu przyszło podjąć taką decyzję. Jednocześnie stawiało go to w grupie podejrzanych pilotów. Miał rodzinę na Zachodzie, co zatajał w swoim życiorysie, a odpowiednie organa tego faktu nie wykryły. Być może nie sprawdzały jego sytuacji dokładnie, uznając, że jako partyjny nie zdecyduje się na ucieczkę.
Bardziej szczegółowy plan przedarcia się na Bornholm narodził się w głowie Jareckiego w lutym 1953 r., gdy podsłuchał rozmowę radiową na temat rzekomej amerykańskiej bazy lotnictwa myśliwskiego na tej wyspie. Nie miał jednak żadnych map, które mogłyby mu pomóc w wytyczeniu trasy. Wykorzystał więc propagandowy rysunek ze „Sztandaru Młodych”.
Powitanie na lotnisku. Franciszek Jarecki i Jan Nowak-Jeziorański (w kapeluszu).
Swój ostatni w PRL start Jarecki wykonał z lotniska Słupsk-Redzikowo o godz. 6.55. Był to jego pierwszy samodzielny ćwiczebny lot w nowej jednostce. Asystował mu drugi MiG-15bis, za którego sterami siedział instruktor por. pil. Józef Caputa. Podczas ćwiczeń Jarecki gwałtownie nabrał wysokości, schował się w chmurach, obrał kurs na północ, a następnie z prędkością maksymalną zszedł na wysokość 200 m. Jednocześnie dla zwiększenia prędkości odrzucił zewnętrzne zbiorniki paliwa. Instruktor nie zauważył tego manewru, a lecący tuż nad powierzchnią wody MiG z numerem 3046/346 nie był widoczny na radarach. Pierwotnie obrona powietrzna myślała, że Jarecki rozbił się w morzu, ale dostrzeżone dodatkowe zbiorniki paliwa nie pozostawiały wątpliwości. Wszczęto alarm. Przez siedem minut na uciekającego lotnika bezskutecznie polowało kilka sowieckich MiG-15. Piloci nie odważyli się jednak naruszyć przestrzeni powietrznej Danii. Po tych kilku minutach, o godz. 9.30 polski oficer wylądował na Bornholmie.
Lądowanie w miejscowości Rønne okazało się dla pilota samolotu wojskowego bardzo skomplikowane. Lotnisko nie odpowiadało wyobrażeniom młodego lotnika o „bazie amerykańskiego lotnictwa myśliwskiego”. Przypominało raczej lotnisko aeroklubowe albo szybowisko. Wyposażone było w krótki pas startowy i nie miało oznaczenia dla pilotów. Posadzenie na nim wojskowego odrzutowca wymagało więc dużych umiejętności i łutu szczęścia. Sprawnie operując drążkiem sterowym Jarecki zdołał przeskoczyć nad ogrodzeniem i wytracić prędkość na tyle, że zakończył dobieg na skraju lotniska. Posadzenie samolotu nie oznaczało końca kłopotów. Pilot musiał jeszcze wytłumaczyć nieco zaskoczonym Duńczykom swoją obecność. Udało mu się to za pomocą słów „kamerad” (sojusznik), „communism kaput” (śmierć komunizmowi) oraz „asylum” (azyl).
Tło historyczne
By zrozumieć, jak wielką sensację stanowiło lądowanie MiG-15bis na duńskiej wyspie, trzeba przybliżyć realia historyczne. Wojna w Korei toczyła się już trzeci rok. Od końca 1950 r. Amerykanie i ich sojusznicy mierzyli się tam z północnokoreańskimi, chińskimi i sowieckimi pilotami na właśnie tego typu samolotach. Myśliwiec rodem z biura konstrukcyjnego Artioma Mikojana i Michaiła Guriewicza okazał się w warunkach frontowych znakomitą maszyną. Jego osiągi przewyższały możliwości samolotów Organizacji Narodów Zjednoczonych. Maszyny MiG-15 stały się prawdziwą plagą wypraw bombowych. Nie radziły sobie z nimi też myśliwce, których konstrukcje pamiętały lata II wojny światowej i pierwsze lata po jej zakończeniu: tłokowe North American P-51 Mustang oraz odrzutowe amerykańskie Lockheed F-80 Shooting Star, Republic F-84 Thunderjet i brytyjskie Gloster Meteor. Pewną stabilizację zapewniło dostarczenie na front nowocześniejszych North American F-86 Sabre. Produkcja F-86 postępowała jednak stosunkowo powoli, a nad Koreą, a zwłaszcza na granicy Korei i Chin, latały całe roje MiG-15. Budziło to poważne zaniepokojenie Amerykanów. Gorączkowo pragnęli oni poznać nie tylko wady i zalety myśliwców rodem z ZSRS dla opracowania taktyki walki z nimi, ale także uwarunkowania masowej produkcji tych samolotów. Po północnej stronie linii frontu Amerykanie rozrzucali ulotki z obietnicami nagród za dostarczenie sprawnych maszyn. W latach 1951–1952 udało im się przejąć tylko dwa wraki, co nie wystarczyło do rozwikłania tajemnicy sukcesu MiG-ów.
Dyplomatyczna gra Duńczyków
Duńczycy znaleźli się w trudnej sytuacji. Na ich lotnisku stał nowoczesny myśliwiec bloku wschodniego. Jego przejęcie mogło mieć wielkie znaczenie dla obronności całego Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jednocześnie Rosjanie zdawali sobie sprawę z wartości tej maszyny i zachodziła obawa, że wykonają rajd lotniczy mający na celu zbombardowanie samolotu Jareckiego. Relacje duńsko-sowieckie i tak stały się dość chłodne, gdy w 1952 r. rzucono myśl stacjonowania maszyn NATO w Danii. Związek Sowiecki ostrzegł, że zostanie to odebrane jako posunięcie wrogie wobec bloku wschodniego. Wówczas Duńczycy ustąpili.
Mimo to w 1953 r. zdecydowali się zaryzykować. Grali na zwłokę z domagającymi się zwrotu samolotu – nie pilota! – przedstawicielami PRL, a do tego pokazali MiG-a sojusznikom. Już 6 marca na wyspie pojawiła się delegacja z Wielkiej Brytanii i amerykańscy specjaliści z bazy w Wiesbaden w Niemczech Zachodnich. Natowscy oficerowie nie wykonali wprawdzie testu w powietrzu, gdyż obawiano się rozbicia samolotu, ale rozmontowali maszynę i morzem wysłali ją do Kopenhagi, a później do wytwórni lotniczej w duńskim mieście Værløse. Tam na samolocie Jareckiego pracowały wspólnie ekipy techniczne z Danii, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Maszynę rozkręcono na najmniejsze elementy. Prace zakończono 15 marca, dzień później podjęto w Kopenhadze polskich dyplomatów. Umowę dotyczącą zwrotu MiG-a podpisano 19 marca i pod nadzorem polskiego oficera wysłano go morzem do Polski. Samolot nosił ślady wykonania gipsowych odlewów.
Franciszek Jarecki tymczasem już 13 marca poprosił rząd Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej o azyl polityczny. Lądowanie oznaczonego szachownicą lotniczą samolotu na Bornholmie wykorzystała też w swych audycjach sekcja polska Radia Wolna Europa. Pilot przebywał w Monachium, gdzie Jan Nowak-Jeziorański przeprowadził z nim długi wywiad. W Londynie Jarecki często gościł u gen. dyw. Władysława Andersa, który odznaczył młodego podporucznika Krzyżem Zasługi z Mieczami. Później bohater głośnej ucieczki wyjechał za ocean. Prezydent Stanów Zjednoczonych Dwight Eisenhower wręczył mu nagrodę w wysokości 50 tys. dolarów oraz przyznał amerykańskie obywatelstwo. Jarecki zaś przekazał dane wywiadowcze na temat możliwości technicznych MiG-15 oraz informacje dotyczące polskiego lotnictwa. Dużą wagę przykładał do zilustrowania dominującej roli oficerów rodem z ZSRS. Udzielał też ogólnych informacji o warunkach życia w ówczesnej Polsce. Mundur Jareckiego z ucieczki na Bornholm trafił do zbiorów National Air and Space Museum w Waszyngtonie. Pilot pozostał już w Nowym Świecie, gdzie kontynuował edukację i założył własną firmę. Zmarł w 2010 r.
Odwet peerelowskich władz
W Polsce Franciszka Jareckiego zaocznie skazano na śmierć. Na kilkadziesiąt lat zablokowało mu to możliwość powrotu do kraju. Nad Wisłą znalazł się dopiero w 2005 r. Reżim nie mógł zemścić się na pilocie, więc wykorzystał w tym celu jego bliskich. Matka została uwięziona na trzy lata. Więzienie nie ominęło też instruktora por. Caputy, który towarzyszył Jareckiemu w locie 5 marca. Dodatkowo wyrzuceni ze służby zostali jego koledzy z jednostki. Uznano bowiem, że nie dopełnili obowiązków polegających na wzajemnym kontrolowaniu się i donoszeniu o podejrzanych zachowaniach.
Śladem Jareckiego podążyli kolejni piloci wojskowi. Już 20 maja na Bornholmie wylądował na MiG-15bis por. pil. Zdzisław Jaźwiński. Samolot został uszkodzony podczas lądowania, ale Duńczycy ponownie poddali go badaniom, wymontowali 23-milimetrowe działko i wysłali do Anglii w celu wykonania testów. Jaźwiński poprosił o azyl polityczny w Stanach Zjednoczonych, a w Radiu Wolna Europa udzielał wskazówek, jak uciec z PRL drogą powietrzną. W przekazie radiowym opisał warunki na lotniskach duńskich, szwedzkich, austriackich i zachodnioniemieckich. Trzy lata później drogę Jareckiego i Jaźwińskiego pokonał por. pil. Zygmunt Gościniak na Limie-2, czyli budowanym w Mielcu MiG-15bis. Przez kolejne ponad 40 lat piloci wojskowi i cywilni uciekali z PRL na Zachód.
Znaczenie dla obronności Sojuszu Północnoatlantyckiego lotów Jareckiego i Jaźwińskiego na Bornholm zostało przyćmione przez wydarzenie z września 1953 r. Wówczas północnokoreański oficer por. No Kum-sok posadził swego MiG-15 na terenie bazy lotniczej w Korei Południowej. Pilot otrzymał 100 tys. dolarów nagrody (choć nie wiedział o jej wyznaczeniu) i zamieszkał w Stanach Zjednoczonych. Samolot zabrano na japońską Okinawę, gdzie Amerykanie szczegółowo go przebadali. Tym samym definitywnie kończyła się era tzw. stresu MiG-a.
MARIUSZ NIESTRAWSKI absolwent Wydziału Historycznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Doktor nauk humanistycznych w dziedzinie historii. W latach 2010–2014 pracownik Wielkopolskiego Muzeum Walk Niepodległościowych w Poznaniu. Od 2015 r. w Muzeum Narodowym Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie.
Tekst pochodzi z najnowszego numeru kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia” 1/2021.
Wydawnictwo można kupić w naszym sklepie.
autor zdjęć: Narodowe Archiwum Cyfrowe / archiwum RWE
komentarze