Do lodowatej wody trzeba wejść szybko. Pierwsze chwile są najtrudniejsze, trzeba opanować lęk i oddychać spokojnie. Potem organizm przyzwyczaja się do temperatury – mówi st. szer. Aleksander Siemianowski z 6 Batalionu Powietrznodesantowego z Gliwic. Żołnierz wziął udział w szkoleniu z przeciwdziałania hipotermii i pokonywania przeszkody wodnej.
Na termometrze kilka kresek poniżej zera, czyli idealna temperatura na szkolenie z przeciwdziałania hipotermii. – Naszym celem szkoleniowym w 2021 roku jest pokonywanie przeszkody wodnej w różnych warunkach atmosferycznych na środkach etatowych, improwizowanych oraz bez wykorzystania żadnego sprzętu. Zimą też – mówi por. Mateusz Razim, dowódca 1 kompanii szturmowej z 6 Batalionu Powietrznodesantowego.
Na brzegu Jeziora Pławniowickiego w Gliwicach zameldowało się kilkudziesięciu szturmanów. – Kilku żołnierzy z mojej kompanii morsuje od paru lat, ale większość do tak zimnej wody wchodziła po raz pierwszy. Ja też – przyznaje por. Razim. Zanim jednak żołnierze weszli do jeziora, przeszli krótkie szkolenie teoretyczne dotyczące hipotermii, dowiedzieli się też, jak zachowywać się w wodzie i co zrobić, gdy już wyjdą na brzeg.
Debiutanci do wody o temperaturze 4 stopni wchodzili na nieco ponad minutę. – Tłumaczyłem im, że do zimnej wody trzeba wejść szybko. Zanurzyć klatkę piersiową i wytrzymać 30–40 sekund. Pierwsze chwile są najtrudniejsze, trzeba opanować lęk i oddychać spokojnie. Potem organizm przyzwyczai się do temperatury – mówi st. szer. Aleksander Siemianowski, który morsuje od 5 lat. – Ważna jest też kolejność działania po wyjściu z wody. Trzeba założyć czapkę, wytrzeć i założyć coś na górną część ciała. Dopiero wtedy można myśleć o zmianie bielizny, skarpet czy spodni. Trzeba także zrobić rozgrzewkę – wyjaśnia spadochroniarz.
Doświadczeni w morsowaniu szturmani oraz ci, którzy wcześniej ukończyli kurs SERE na poziomie B, w lodowatej wodzie spędzili znacznie więcej czasu. Do jeziora wchodzili trzykrotnie na trzy minuty. Przy czym ostatni raz weszli do wody w mundurze, z pełnym oporządzeniem i z bronią. – W mundurze jest znacznie trudniej, bo ten ogranicza ruchy, nasiąka zimną wodą i jest ciężki. Po wyjściu z jeziora szybko przebraliśmy się w suchą odzież i ruszyliśmy do kolejnych zadań – wyjaśnia szeregowy Siemianowski.
Po co żołnierzom te umiejętności? Dowódca 1 kompanii szturmowej wyjaśnia, że dla niego kluczowe było to, by sprawdzić, jak żołnierze poradzą sobie po wyjściu z lodowatej wody. – Naszym celem nie jest nurkowanie w lodowatej wodzie, ale np. przeprawienie się przez rzekę w trakcie działań szkoleniowych lub bojowych. Taka przeszkoda nie może nas osłabić i uniemożliwić dalsze działanie. Żołnierze muszą wiedzieć, jak zachować się w wodzie i po wyjściu z niej, a także co zrobić, by szybko odtworzyć gotowość bojową – mówi por. Razim. Spadochroniarze wyjaśniają, że tego typu szkolenie pomaga także przygotować się do nieplanowanego, awaryjnego lądowania w wodzie. – Przede wszystkim nie wolno w takich chwilach panikować – mówią żołnierze.
autor zdjęć: Sebastian Brzezina
komentarze