Pod biało-czerwoną banderą przesłużył 54 lata. W tym czasie czterokrotnie wchodził w skład natowskiego zespołu przeciwminowego, wziął udział w dziesiątkach międzynarodowych ćwiczeń, a na pokładzie gościł m.in. generała Charles’a de Gaulle’a, prezydenta Francji. W piątek niszczyciel min ORP „Flaming” został oficjalnie wycofany z linii.
Uroczystość była krótka. – Ze względu na obostrzenia związane z pandemią nie mogliśmy zaprosić gości z zewnątrz. Musieliśmy też zrezygnować z wielu elementów ceremoniału, który zwykle towarzyszy wycofaniu okrętu z linii. Nie było na przykład tradycyjnej defilady pododdziałów – przyznaje kmdr por. Jarosław Iwańczuk, dowódca 13 Dywizjonu Trałowców, w którym służył ORP „Flaming”. Przed południem 4 grudnia biało-czerwona bandera powiewająca nad pokładem jednostki została opuszczona po raz ostatni. Dowodzący „Flamingiem” kmdr ppor. Michał Narłowski przekazał ją dowódcy 8 Flotylli Obrony Wybrzeża, kadm. Piotrowi Nieciowi. W ten sposób został zamknięty barwny, przy tym niezwykle długi rozdział w historii polskiej marynarki.
De Gaulle na pokładzie
ORP „Flaming” wszedł do służby jesienią 1966 roku. Był dziewiątym z serii 12 trałowców projektu 206F zbudowanych przez Stocznię im. Komuny Paryskiej w Gdyni. Dołączył do 9 Flotylli Obrony Wybrzeża, która stacjonowała w Helu. Wkrótce pokład jednostki odwiedził wyjątkowy gość. We wrześniu 1967 roku z załogą spotkał się gen. Charles de Gaulle. Bohater obu światowych wojen, wówczas prezydent Francji, był jednym z pierwszych zachodnich przywódców, którzy zdecydowali się na wizytę w PRL. W oficjalnych wystąpieniach mówił o międzynarodowym odprężeniu i współpracy, Gomułka zaś ze wszystkich sił usiłował dowieść, że Polska to kraj nowoczesny i szybko się rozwijający. Nowy okręt, w dodatku skonstruowany przez rodzimych inżynierów, miał być idealnym tego przykładem.
Kolejne lata upłynęły marynarzom z „Flaminga” pod znakiem intensywnych ćwiczeń z udziałem sił Układu Warszawskiego, a także na zadaniach bardziej przyziemnych. Okręt przez długie miesiące oczyszczał z min i niewybuchów obszar Zatoki Gdańskiej przeznaczony pod budowę Portu Północnego. Po zmianie ustroju polska marynarka bardzo szybko zaczęła współpracować z jednostkami NATO. Jeszcze w połowie lat dziewięćdziesiątych „Flaming” wziął udział w manewrach „Baltops” i „Cooperative Venture”, po czym... został wycofany ze służby. Nie trafił jednak ani do muzeum, ani w ręce specjalistów od złomowania, lecz do Stoczni Marynarki Wojennej. Wkrótce ruszyła jego gruntowna przebudowa. „Flaming” został wyslipowany, czyli podniesiony z wody, ustawiony w hali i pozbawiony wszystkich nadbudówek. Następnie stoczniowcy krok po kroku przeobrażali go z trałowca w nowoczesny niszczyciel min. Okręt zyskał między innymi nowe urządzenia radiolokacyjne, pojazdy podwodne Ukwiał czy komorę dekompresyjną dla nurków. Jednocześnie zachował trały. W efekcie stał się jednostką niezwykle uniwersalną. – Podobną konwersję przeszły dwa inne trałowce typu 206F: ORP „Mewa”, a także ORP „Czajka”. Ale tylko „Flaming” otrzymał dodatkowo ster strumieniowy, pędnik azymutalny oraz system dynamicznego pozycjonowania. Dzięki temu uzyskał możliwość bardzo precyzyjnego manewrowania, a w razie potrzeby utrzymywania wyznaczonej pozycji – podkreśla kmdr por. Iwańczuk.
ORP „Flaming” do służby powrócił w czerwcu 2001 roku, a już dwa lata później po raz pierwszy dołączył do Przeciwminowych Sił Odpowiedzi NATO Europy Północnej. Zespół, który później zmienił nazwę na SNMCMG1, kontroluje szlaki żeglugowe na Bałtyku i Morzu Północnym. Bierze udział w licznych ćwiczeniach z sojuszniczymi marynarkami, a także w operacjach usuwania starych min i niewybuchów, które w przeważającej części są pozostałościami II wojny światowej. „Flaming” dołączał czterokrotnie do natowskiego zespołu. Po raz ostatni w maju 2014 roku. Wówczas też pozostał w nim rekordowo długo – niemal siedem miesięcy.
Pod banderą NATO
– Okręt do ostatnich chwil był sprawny i realizował swoje zadania. W ciągu ostatnich miesięcy wzięliśmy udział w usuwaniu kilku zalegających na dnie Bałtyku niewybuchów – wspomina kmdr ppor. Michał Narłowski, dowódca ORP „Flaming”. Eksploatacja jednostki faktycznie została wstrzymana dopiero we wrześniu. Wtedy też rozpoczęły się formalności związane z wycofywaniem jej ze służby. – Dla mnie ten okręt to solidny kawałek życia – przyznaje kmdr ppor. Narłowski. – Do załogi „Flaminga” dołączyłem zaraz po studiach w Akademii Marynarki Wojennej. Łącznie na różnych stanowiskach spędziłem na nim osiem lat – dodaje. W tym czasie brał udział między innymi w misji SNMCMG1. – Szczególnie mocno utkwiły mi w pamięci ćwiczenia „Joint Warrior”. Przede wszystkim ze względu na specyfikę miejsca, w którym były prowadzone. W Szkocji góry zaczynają się praktycznie za linią brzegową, poza tym Morze Północne praktycznie zlewa się tam z Atlantykiem. Fale są zupełnie inne niż na Bałtyku, wyższe i dłuższe, co na tak niewielkim okręcie jak nasz potrafi się dać mocno we znaki – zauważa kmdr ppor. Narłowski. Podczas wspomnianej misji okręt przepłynął 9300 Mm. Załoga wzięła udział w kilku dużych międzynarodowych ćwiczeniach, w wielu mniejszych treningach oraz operacjach oczyszczania kanału La Manche ze starych min i niewybuchów. W ciągu ponad pół roku polscy marynarze namierzyli w sumie 240 niebezpiecznych obiektów.
Dziś to już jednak definitywnie zamknięty rozdział. – Okręt na razie będzie stacjonował przy naszym nabrzeżu, ale przejmie go Agencja Mienia Wojskowego – wyjaśnia kmdr por. Iwańczuk. Część jego wyposażenia zostanie zdemontowana i powędruje na inne okręty, do Akademii Marynarki Wojennej czy Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej w Ustce. Chodzi na przykład o agregaty, sprzęt łączności, systemy satelitarne, anteny i komorę dekompresyjną, a także pojazdy podwodne Ukwiał. Pod koniec października Inspektorat Marynarki Wojennej sprawdzał możliwość wykorzystania ich na trałowcach projektu 207. Wymagałoby to jednak przeprowadzenia na tychże jednostkach niewielkich prac adaptacyjnych. Jak deklaruje inspektorat, implementacja systemu jest możliwa, a związane z tym prace mają zostać podjęte.
Tymczasem sam kadłub „Flaminga” może zostać sprzedany na złom, ale to niejedyne możliwe rozwiązanie. – Mam cichą nadzieję, że w jakiejś formie uda się go zachować dla potomności. Pewnie przekształcenie „Flaminga” w stojący na wodzie okrę- muzeum byłoby zbyt kosztowane, ale może ktoś będzie chciał go wyslipować i zaaranżować na potrzeby zwiedzających. Choć oczywiście to już nie nasza decyzja – mówi dowódca 13 Dywizjonu.
ORP „Flaming” to drugi z niszczycieli min projektu 206FM, który w ostatnim czasie zakończył służbę. W grudniu ubiegłego roku taki los spotkał okręt ORP „Mewa”. W linii nadal pozostaje ORP „Czajka”, najpewniej do przyszłego roku. – Jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że okręty te mają już swoich następców. To niszczyciele min typu Kormoran II – podkreśla kmdr por. Iwańczuk. Prototypowa jednostka serii – ORP „Kormoran” od pewnego czasu służy już w 8 Flotylli Obrony Wybrzeża. Właśnie kończy badania eksploatacyjno-wojskowe. Jednocześnie w gdańskiej stoczni Remontowa Shipbuilding trwa budowa dwóch kolejnych okrętów – ORP „Albatros” i ORP „Mewa”. Pierwszy w przyszłym roku powinien rozpocząć próby morskie. Drugi będzie zwodowany za kilkanaście dni.
autor zdjęć: 8 FOW
komentarze