Do natowskiego zespołu obrony przeciwminowej mieliśmy dołączyć dopiero w drugim półroczu. Sytuacja zmieniła się za sprawą kryzysu na Ukrainie. Mamy za sobą bardzo pracowite tygodnie – mówi kpt. mar. Piotr Pasztelan, dowódca niszczyciela min ORP „Flaming”, który wrócił do Gdyni po pierwszej części misji w ramach Stałego Zespołu Sił Obrony Przeciwminowej NATO SNMCMG-1.
ORP „Flaming”. Fot. Arch. MW
Wasz udział w pierwszej części misji był trochę nieoczekiwany…
Kpt. mar. Piotr Pasztelan: Zespół w poprzednim składzie zakończył działalność w połowie stycznia. Nowy sztab nie został sformowany, a przedstawiciele NATO założyli, że okręty, które miały mu podlegać przez pół roku, będą stacjonowały w swoich macierzystych portach. Plany uległy zmianie na skutek kryzysu ukraińskiego. SNMCMG-1 ostatecznie rozpoczął działalność w pierwszym półroczu, początkowo pod norweskim, a potem niemieckim dowództwem. ORP „Flaming” dołączył do niego na początku maja, choć według pierwotnych założeń miało to nastąpić dopiero w drugim półroczu. Zresztą SNMCMG-1, w przeciwieństwie choćby do ubiegłorocznej misji, nie ma nawet letniej przerwy. Niektóre okręty zawinęły na pewien czas do swoich portów, ale pozostała część zespołu nadal operuje na morzu.
A czy potrzeba szybszego dołączenia do SNMCMG-1 wymagała od was jakichś szczególnych przygotowań?
Nie, od początku roku pełnimy dyżur w ramach Sił Odpowiedzi NATO. Nasi marynarze już wcześniej mieli okazję współdziałać z jednostkami, które obecnie tworzą SNMCMG-1. Polska marynarka wojenna od lat zgłasza okręty do udziału w tym zespole. Wychodząc z Gdyni na operację „Open Spirit”, która w tym roku odbyła się na wodach Łotwy (polega ona na oczyszczaniu wód państw bałtyckich z pozostałości po II wojnie światowej, np. starych min czy niewybuchów – przyp. red.), wiedzieliśmy, że najpewniej nie wrócimy do siebie, tylko od razu dołączymy do zespołu.
I tak się stało. Potem nastąpiło kilka bardzo pracowitych tygodni…
To prawda. Głównym punktem programu było trwające dwa tygodnie międzynarodowe ćwiczenie BALTOPS 2014. Rozpoczęło się ono w szwedzkiej Karlskronie, a potem okręty, śmigłowce i samoloty z kilkunastu państw ćwiczyły wspólnie przeciwdziałanie sytuacjom kryzysowym. Prócz tego trenowaliśmy w czasie przejść od portu do portu. Ćwiczenia obejmowały choćby udzielanie pomocy, alarmy pożarowe oraz te związane z przebiciem kadłuba. A ponieważ pogoda wyjątkowo dopisała, byliśmy zajęci właściwie bez przerwy.
A czy w związku z kryzysem na Ukrainie działania SNMCMG-1 różniły się do tych z poprzednich lat?
Nie, ale można było wyczuć, że działamy w innych niż zwykle warunkach. Na przykład podczas BALTOPS-a byliśmy obserwowani przez rosyjskie okręty i samoloty rozpoznawcze. Oczywiście takie rzeczy to norma: oni obserwują nas, my ich. Ale tym razem można było odnieść wrażenie, że jest ich więcej niż zazwyczaj.
Teraz chwila przerwy. Jak długo zostaniecie w Gdyni?
Do 1 sierpnia. W tym czasie okręt przejdzie niezbędne naprawy, tak by mógł bez przeszkód wypełniać zadania przez kolejne cztery miesiące w SNMCMG-1. W drugim etapie misji częściowo zmieni się załoga ORP „Flaming”. Zespołem zaczną kierować Litwini, a pierwszym portem, do którego skieruje się nasz okręt, będzie Kłajpeda.
autor zdjęć: Arch. MW, kmdr ppor. Czesław Cichy
komentarze