Są gotowi do zwalczania okrętów podwodnych, prowadzą rozpoznanie i pełnią całodobowe dyżury ratownicze, niosąc pomoc na wodach Bałtyku. Dziś polscy lotnicy morscy świętują 95. rocznicę istnienia. Symbolicznym początkiem tej formacji był lot chor. pil. Andrzeja Zubrzyckiego.
Był 15 lipca 1920 roku. Chorąży Zubrzycki poderwał wodnosamolot, przeleciał nad portowymi budynkami i skierował się nad Zatokę Pucką. Podobne loty wykonywano tu już wcześniej, były niemal na porządku dziennym. Ten jednak przeszedł do historii, gdyż dotąd za sterami stacjonujących w Pucku hydroplanów zasiadali Niemcy. A w ów lipcowy czwartek pierwszy raz ponad wody Bałtyku wzbił się samolot z biało-czerwoną szachownicą. Odrodzona Rzeczypospolita właśnie uzyskała dostęp do morza, w Pucku zaś od kilkunastu dni formalnie istniała Baza Lotnictwa Morskiego.
Zanim jednak doszło do tego historycznego lotu, wiele godzin musieli spędzić w warsztatach mechanicy. Pilotowany przez chor. Zubrzyckiego samolot został zmontowany z kilku wraków maszyn typu „Friedrichschafen” porzuconych przez pruską armię. Początki były więc trudne, ale lotnictwo morskie konsekwentnie się rozrastało.
Przez Morski Dywizjon Lotniczy, który powstał wkrótce w Pucku, do wybuchu wojny przewinęło się ponad 30 samolotów różnego typu. We wrześniu 1939 roku formacja ta nie odegrała jednak większej roli. – Jak cała polska armia, lotnictwo morskie było w fazie przebudowy – tłumaczy kmdr por. rez. Mariusz Konarski ze Stowarzyszenia Historycznego Morskiego Dywizjonu Lotniczego. – Brakowało nowoczesnych bojowych maszyn. Co prawda polska marynarka zamówiła we Włoszech sześć samolotów torpedowych Cant Z 506B, a w planach było nawet podwojenie tej liczby, ale do czasu wybuchu wojny zdołaliśmy pozyskać zaledwie jeden. Realizacja kontraktu była opóźniana na skutek nacisków ze strony Niemiec. W dodatku prace nad polskim samolotem torpedowym dopiero rozpoczęto. Zgodnie z pierwotnymi założeniami, lotnictwo morskie miało zostać poważnie wzmocnione do 1942 roku. Wojna zweryfikowała jednak te plany – opowiada kmdr por. rez. Konarski.
Dywizjon z Pucka został szybko rozbity przez Niemców. Jednak potem służący w nim piloci walczyli w siłach powietrznych wszystkich państw koalicyjnych. Szczególnie aktywni byli podczas walk o Wielką Brytanię i północny Atlantyk. Tradycje Morskiego Dywizjonu Lotniczego kontynuował 304 Dywizjon Bombowy Ziemi Śląskiej im. Ks. Józefa Poniatowskiego. Należące do niego załogi łącznie wykonały 2939 lotów bojowych, spędzając w powietrzu 24 tysiące godzin. Zrzuciły około 900 ton bomb, zatopiły dwa i uszkodziły pięć okrętów podwodnych, zestrzeliły też sześć samolotów nieprzyjaciela, a cztery uszkodziły.
Dziś piloci morscy służą w Brygadzie Lotnictwa Marynarki Wojennej, której dowództwo mieści się w Gdyni Babich Dołach. Podlegają mu gdyńska 43 Baza Lotnictwa Morskiego oraz 44 Baza Lotnictwa Morskiego z lotniskami w Siemirowicach i Darłowie. W wyposażeniu brygady znajdują się samoloty Bryza w wersjach patrolowo-rozpoznawczej, transportowej, monitoringu ekologicznego, a także śmigłowce zwalczania okrętów podwodnych Mi-14PŁ, współdziałające z fregatami śmigłowce pokładowe SH-2G, ratownicze Mi-14PŁ/R i W-3RM Anakonda oraz Mi-17 i Mi-2.
– Naszą domeną są specjalistyczne operacje lotnicze nad obszarami morskimi: zwalczanie okrętów podwodnych, rozpoznanie jednostek nawodnych, wskazywanie celów okrętom oraz misje poszukiwawczo-ratownicze – wyjaśnia kmdr ppor. Czesław Cichy, rzecznik Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej. Lotnicy gdyńskiej brygady przez całą dobę są gotowi nieść pomoc poszkodowanym w różnych zdarzeniach na Bałtyku. Wspólnie z urzędem morskim prowadzą też monitoring stanu wód na kontrolowanych przez Polskę akwenach.
Z okazji przypadającej dziś rocznicy w Gdyni została zorganizowana uroczysta zbiórka kadry i pracowników BLMW. – Podczas niej odczytano okolicznościowy rozkaz, wręczono też Medale za Zasługi dla Obronności Kraju i odznaki Zasłużony Żołnierz RP – informuje kmdr ppor. Cichy.
autor zdjęć: kmdr ppor. Czesław Cichy
komentarze