Z Piotrem Malinowskim o zmianach w 17 Wielkopolskiej Brygadzie Zmechanizowanej i umiejętności dowodzenia znakomitymi żołnierzami rozmawia Bogusław Politowski.
Jeszcze do niedawna 17 Wielkopolska Brygada Zmechanizowana nieustannie pojawiała się w gazetach, radiu i telewizji. Ostatnio jednak mniej o niej słychać, jest trochę w cieniu. Czyżby straciła na znaczeniu?
To jedynie cisza medialna, która mimo wszystko czasami jest pożądana. Brygada nadal jest jedną z największych i najważniejszych jednostek wojskowych w polskiej armii i, co ciekawe, wykonujemy więcej trudnych zadań niż w latach ubiegłych. W czasie „Anakondy” żołnierze brygady byli zaangażowani w działania w czterech różnych miejscach. Pododdziały ćwiczyły na poligonie w Orzyszu. Dowodziłem tam dwoma amerykańskimi batalionami zmechanizowanymi, podczas gdy 7 Batalion Strzelców Konnych Wielkopolskich, który ćwiczył na poligonie drawskim, został podporządkowany dowódcy brygady amerykańskiej. W tym samym czasie brygadowy batalion saperów budował na Odrze w okolicach Białej Góry przeprawę dla wojsk brytyjskich, a grupa operacyjna w obecnej Akademii Sztuki Wojennej uczestniczyła w części ćwiczeń, która obejmowała wykorzystanie systemów symulacyjnych. Jednocześnie byliśmy odpowiedzialni za prawidłowe funkcjonowanie naszych trzech garnizonów, w których stacjonujemy, żeby zapewnić gotowość mobilizacyjną jednostki wojskowej.
Ćwiczyliście tylko w Polsce?
Wzmocniona elementami wsparcia i zabezpieczenia, kompania zmotoryzowana po „Anakondzie” wyjechała na trzy miesiące do państw bałtyckich. Na Łotwie, Litwie i w Estonii ćwiczyła jako część międzynarodowego batalionu. Pod koniec roku w miesięcznych manewrach, ponownie na Litwie, brała udział kolejna nasza kompania zmotoryzowana, tym razem z Batalionu Ułanów Poznańskich. Żołnierze 1 Batalionu „Ziemi Rzeszowskiej” ćwiczyli też na Słowacji, a 7 Batalion Strzelców Konnych Wielkopolskich szkolił się na terenie Niemiec. Wtedy gen. Frederick Hodges, dowódca amerykańskich sił lądowych w Europie, napisał do dowódcy generalnego, że Polacy okazali się jednym z najlepiej wyszkolonych pododdziałów wśród wszystkich ćwiczących nacji. Jak widać, nie może być mowy o niższej randze czy mniejszym zaangażowaniu brygady.
O sile brygady świadczy nie tylko wyszkolenie żołnierzy, lecz także sprzęt. Czy ciągle do was trafia najnowsze wyposażenie?
W 2016 roku został przezbrojony 3 Batalion, który do tej pory używał bojowych wozów piechoty. Teraz wszystkie trzy bataliony są wyposażone w rosomaki i wkrótce kilka ostatnich bewupów oddamy do innych jednostek. Co więcej, jako pierwsi w wojskach lądowych dostaliśmy nowe wozy rozpoznania technicznego na podwoziu KTO Rosomak. Do połowy 2017 roku powinny do nas trafić także najnowsze moździerze Rak na takim podwoziu i związany z nimi cały moduł bojowy, między innymi wozy dowodzenia i amunicyjne.
Nowy sprzęt w jednostce wymaga odpowiedniego przygotowania żołnierzy do jego obsługi. Czy zakupy idą w parze ze szkoleniem specjalistów?
Powinniśmy mieć możliwość szybszego szkolenia specjalistów na kursach w różnych ośrodkach szkolenia w kraju. Do służby przychodzi wielu nowych żołnierzy, którzy dopiero po kilku lub kilkunastu miesiącach uzyskują uprawnienia na przykład do kierowania rosomakami. W tym czasie nie możemy wyznaczyć ich na stanowiska, na których ich potrzebujemy. To zaburza system szkolenia.
Określenie „pierwsza” w odniesieniu do 17 Brygady nadal jest aktualne, ale bycie w czołówce zobowiązuje. Kolejny rok będzie dla was równie intensywny jak poprzedni?
Każdego ranka oficer Taktycznego Centrum Operacyjnego składa mi meldunek. Często słyszę, że poza koszarami jest od tysiąca do półtora tysiąca naszych żołnierzy, a połowa z nich ćwiczy poza granicami kraju. Jesteśmy wiodącą jednostką polskiego wojska. Partnerzy z wielu krajów znają nas i chcą się z nami szkolić. Teraz na przykład formujemy kilkudziesięcioosobową XIII zmianę kontyngentu EUFOR, która pod flagą Unii Europejskiej będzie pełniła służbę w Bośni i Hercegowinie, gdzie zastąpi XII zmianę przygotowaną również przez nas. Będziemy też ćwiczyć w Chorwacji, na Węgrzech i w Rumunii. W tym ostatnim kraju nasza wzmocniona kompania zmotoryzowana spędzi długi czas jako część stacjonujących tam sił międzynarodowych NATO. Będzie to pobyt rotacyjny. Szczegóły są właśnie ustalane. W tym przedsięwzięciu również weźmiemy udział jako pierwszy polski pododdział. Jest to zadanie wynikające z ustaleń szczytu NATO w Warszawie, a związane z inicjatywą utworzenia dopasowanej wysuniętej obecności [tailored Forward Presence], czyli budowania potencjału odstraszania i obrony na całej południowo-wschodniej flance NATO. Równie dynamicznie zapowiadają się ćwiczenia w kraju. Dwa najważniejsze to „Gepard” i „Borsuk”. Należy również pamiętać o wysiłku żołnierzy wkładanym w codzienne szkolenie programowe.
Dlaczego w ostatnich miesiącach zmieniło się prawie całe dowództwo brygady?
30 listopada minął rok mojego dowodzenia jednostką. W tym czasie najważniejsze stanowiska w brygadzie objęli ludzie wywodzący się z niej, oficerowie z dużym doświadczeniem bojowym, po misjach zagranicznych oraz służbie w stołecznym garnizonie. Moim zastępcą na przykład został płk Wojciech Ziółkowski, który objął stanowisko zwolnione przez płk. Zenona Brzuszkę, obecnego dowódcę LITPOLUKRBRIG. Ówczesnego szefa sztabu, który dostał zadanie sformowania Podkarpackiej Brygady OT, zastąpił ppłk Grzegorz Kaliciak, znany z dowodzenia obroną ratusza w Karbali. Wakujące stanowisko szefa szkolenia objął natomiast ppłk Rafał Miernik, który dowodził grupą bojową podczas misji w Afganistanie. To są ludzie mający za sobą udział w wielu misjach i ćwiczeniach, cieszący się dużym autorytetem u podwładnych.
Pan również ma doświadczenie misyjne i służył w Siedemnastej. Czy to jest recepta na bycie dobrym dowódcą w tej prestiżowej jednostce?
Do brygady trafiłem w 1999 roku po ukończeniu AON-u, jako młody dyplomowany kapitan, i zostałem dowódcą batalionu zmechanizowanego. Batalion, którym dowodziłem przez trzy lata, jako pierwszy w armii został w pełni uzawodowiony. Po kilku latach służby w Żaganiu wróciłem na stanowisko szefa sztabu do Międzyrzecza. A teraz, po służbie na różnych stanowiskach w Warszawie i ukończeniu Podyplomowych Studiów Polityki Obronnej (PSPO), zostałem dowódcą brygady.
Na co dzień stawiam na dobrą współpracę z dowódcami batalionów. Staram się stosować zasadę gen. George’a Pattona: „nie mów ludziom, jak mają coś robić, tylko powiedz, co mają zrobić, a oni cię zaskoczą swoją pomysłowością”. To się sprawdza. Mam dobrze przygotowanych i doświadczonych dowódców batalionów, którzy znają możliwości swoje i swoich podwładnych.
Nawet najlepsi żołnierze potrzebują jednak lidera…
Wiem, że muszę być liderem, ale dobre wykonanie każdego zadania uzależnione jest od pracy wielu rąk. Poza tym wśród żołnierzy musi być wola dążenia do osiągnięcia sukcesu. Zależy to od wielu czynników. Jednym z nich jest szkolenie, które służy temu, aby żołnierze byli pewni swoich umiejętności i dobrze poznali możliwości sprzętu. Muszą być też dobrze wyposażeni, aby wierzyli w swoją siłę. Powinni również ufać sobie wzajemnie i swoim dowódcom. Ważne jest także przywiązanie do tradycji i wywodząca się z niej siła ducha.
Dla żołnierzy niezwykle istotna jest sfera socjalna. Czy nie macie problemów na przykład z mieszkaniami?
Warunki służby w naszych trzech garnizonach stają się coraz lepsze. Nie mamy też większych problemów z zakwaterowaniem. Brakuje nam tylko dużych mieszkań dla rodzin wielodzietnych, ale zabiegamy o wybudowanie w Międzyrzeczu kolejnego budynku dla wojska. Wszystko jest na dobrej drodze, ponieważ władze miejskie zgodziły się podarować grunt pod tę inwestycję za symboliczną złotówkę. Wiele dzieje się również w koszarach. Żołnierze mają do dyspozycji niedawno wyremontowaną siłownię, a wkrótce zostanie odnowiona hala sportowa. Oddaliśmy też do użytku nowy, duży garaż przeznaczony na sprzęt jednego z batalionów, a inne wyremontowaliśmy.
Płk Piotr Malinowski jest dowódcą 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej. W 1989 roku, po ukończeniu Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu, objął pierwsze stanowisko dowódcze dowódcy plutonu rozpoznawczego w batalionie rozpoznawczym nieistniejącej już 5 Dywizji Pancernej w Gubinie. Brał udział w III i IV zmianie misji w Iraku jako szef oddziału rozpoznania G2. W czasie VIII zmiany był zastępcą dowódcy brygadowej grupy bojowej. Pełnił też stanowisko starszego specjalisty NATO w sztabie dowództwa ACT SEE w Mons w Belgii. Po powrocie ze służby w strukturach NATO wykonywał zadania w Departamencie Strategii i Planowania Obronnego MON.
autor zdjęć: Daniel Chojak