Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu czekają duże zmiany.
Czołgi, działa, transportery opancerzone, armaty i motocykle, a nawet limuzyny dla VIP-ów, polskiej, radzieckiej, niemieckiej i amerykańskiej produkcji. W sumie prawie 60 zabytkowych pojazdów, wiele z nich unikatowych na skalę światową – taką kolekcję zgromadziło Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu. Teraz tę placówkę czekają spore zmiany.
Perełki kolekcji
Muzeum powstało w latach sześćdziesiątych XX wieku przy Oficerskiej Szkole Wojsk Pancernych. W niewielkim hangarze zaczęto gromadzić zabytkowe pojazdy pancerne, aby służyły słuchaczom szkoły jako pomoce naukowe. W 1997 roku opiekę nad zbiorami przejął ppłk Tomasz Ogrodniczuk, pancerniak i absolwent poznańskiej wojskowej uczelni. To dzięki jego pasji i pomocy osób skupionych wokół muzeum zaczęto remontować zgromadzone tam zabytki, doprowadzając je do dawnej świetności.
W grudniu 2008 roku poznańska kolekcja, licząca wówczas 37 pojazdów, została wpisana do rejestru zabytków Wielkopolski. „Dziś zbiór muzeum należy do największych i najcenniejszych w kraju, a gromadzone w Poznaniu od 50 lat pojazdy pancerne stanowią niezwykłą kolekcję”, podkreśla Henryk Łatkowski, zastępca dyrektora Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie i jednocześnie absolwent poznańskiej Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Pancernych.
Do najcenniejszych obiektów MBP należy niemieckie samobieżne działo szturmowe Sturmgeschütz IV (StuG IV) z II wojny światowej. W 2008 roku wyciągnięto je z rzeki Rgilewki i wyremontowano. To dziś jedyny jeżdżący StuG IV i jeden z dwóch kompletnie zachowanych egzemplarzy tego sprzętu na świecie. Innym przykładem niemieckiego uzbrojenia jest sprowadzony z Norwegii średni czołg Panzerkampfwagen III (PzKpfw III).
Radziecką myśl techniczną reprezentuje z kolei m.in. czołg średni T-34/85, który „grał” słynnego Rudego 102 w filmie „Czterej pancerni i pies”. Muzeum ma też lekki czołg pływający PT-76 konstrukcji radzieckiej z okresu powojennego. „To jedyny jeżdżący egzemplarz w Polsce”, zaznacza ppłk Ogrodniczuk. Znajdziemy tutaj też sowiecki niszczyciel czołgów SU-76M oraz opancerzoną limuzynę Ził 111D, którą w latach siedemdziesiątych XX wieku wożono Edwarda Gierka.
Pancerni magicy
Eksponatem polskim w poznańskim muzeum jest tankietka TKS z 1935 roku. Ten lekki czołg rozpoznawczy wykorzystywano w kampanii wrześniowej. Został wówczas przejęty przez Niemców. Trafił potem do Norwegii, gdzie służył jako ciągnik rolniczy. Kilka lat temu szczątki pojazdu przewieziono do Poznania, tam udało się go odnowić i uruchomić.
Zresztą sporo sprzętu, który trafia do muzeum, jest w katastrofalnym stanie. Jest zniszczony, skorodowany i pozbawiony wielu części. Dawną świetność przywracają mu miłośnicy broni pancernej skupieni w Kole Przyjaciół MBP, o których się mówi, że są pancernymi magikami. Pomagają oni w poszukiwaniach i wydobywaniu wraków, a potem w remoncie, rekonstrukcji i renowacji muzealnych pojazdów.
„Teraz trwa renowacja brytyjskiego czołgu Centaur Mk I typu C sprowadzonego z Portugalii oraz niszczyciela czołgów Achilles”, wylicza ppłk Ogrodniczuk. Achilles kilkadziesiąt lat spędził jako cel na poligonie w Belgii. Z tego typu pojazdów korzystali m.in. polscy żołnierze, którzy w II wojnie światowej walczyli w szeregach 1 Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka i II Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa.
Po wyremontowaniu Achilles stanie się prawdziwą perełką, ponieważ w polskich zbiorach muzealnych nie ma żadnego odrestaurowanego pojazdu tego typu. „Ppłk Ogrodniczuk i pozostali pasjonaci wkładają w poznańską kolekcję wiele serca. Dzięki ich zaangażowaniu sprzęt jest w świetnym stanie, a co więcej, gros z niego jeździ”, podkreśla dyrektor Łatkowski.
Zbiory za murami
Poznańska kolekcja, choć niezwykle cenna, jest niestety trudno dostępna. Muzeum mieści się na Golęcinie na terenie Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych, które powstało po likwidacji szkoły oficerskiej. Jego lokalizacja na terenie jednostki wojskowej powoduje, że pasjonaci militariów nie mają swobodnego dostępu do eksponatów. Na każde wejście trzeba uzyskać zezwolenie komendanta Centrum i uzgodnić z nim termin odwiedzin. Wykluczone jest też zwiedzanie indywidualne. Jeszcze większe obostrzenia dotyczą obcokrajowców, którzy muszą się starać o specjalne pozwolenia, aby obejrzeć muzealny sprzęt.
Dla szerszej publiczności zbiory są otwierane kilka razy w roku podczas imprez organizowanych przez armię, m.in. 15 sierpnia czy w ramach dni otwartych koszar. Wtedy w Centrum pojawiają się tłumy poznaniaków i turystów ciekawych zgromadzonych tam pancernych skarbów. Takie samo zainteresowanie budziły dwa pojazdy muzeum prezentowane w trakcie odbywającego się na początku września Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach. Obok ciężkiego czołgu IS-2 i lekkiego T-70 zawsze stała grupa zainteresowanych.
Dom dla ekspozycji
„Warto poznański zbiór udostępnić wszystkim, dlatego minister obrony Tomasz Siemoniak zdecydował o przeniesieniu kolekcji”, wyjaśnia dyrektor Łatkowski. Jednocześnie Muzeum Broni Pancernej znalazło się w nowej strukturze. Nie jest już częścią Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych, ale oddziałem warszawskiego Muzeum Wojska Polskiego. Jego szefem pozostał dotychczasowy kustosz ppłk Ogrodniczuk.
Dotąd ekspozycja nie miała formalnie statusu placówki muzealnej, była czymś w rodzaju bardzo rozbudowanej sali tradycji. Zdaniem Tomasza Ogrodniczuka zmiana statusu jest korzystna. „Chociażby dlatego, że będę mógł zdobywać środki z zewnątrz, m.in. z Unii Europejskiej”, mówi oficer.
Nową siedzibą oddziału będzie nieużywany kompleks wojskowy przy ulicy Lotniczej w pobliżu poznańskiego lotniska Ławica. „Mamy już podpisaną umowę na pozyskanie tego terenu z Agencji Mienia Wojskowego”, informuje dyrektor Łatkowski. Jak argumentuje, to bardzo dobra lokalizacja, umożliwiająca wygodne odwiedzanie muzeum przez wszystkich zainteresowanych. „Kompleks jest położony niedaleko zjazdu z autostrady A2, dociera tam także komunikacja miejska”, dodaje. Pojazdy pancerne będą mieć na Ławicy dużo miejsca. Dziś szczelnie wypełniają jeden hangar. Są zaparkowane obok siebie tak blisko, że zwiedzający nie są w stanie obejrzeć ich ze wszystkich stron. Brakuje też miejsca na nowe eksponaty, a część zbiorów, która nie zmieściła się w budynku, stoi na wolnym powietrzu.
Teraz ma się to zmienić. „Dziś do dyspozycji mam 700-metrowy hangar, na Ławicy są cztery takie garaże, czyli w sumie prawie 2800 m2”, wylicza ppłk Ogrodniczuk. Dzięki temu cały zabytkowy sprzęt stanie pod dachem i nie będzie niszczał na powietrzu. Jak dodaje oficer, w przyszłości dla rozwijającej się kolekcji można będzie powiększyć powierzchnię wystawienniczą, łącząc hale garażowe.
Dodatkowym atutem Ławicy jest też spory teren wokół hangarów – kompleks liczy 2,5 ha. „Dzięki temu zabytkowy sprzęt można będzie podziwiać także w ruchu podczas pokazów dynamicznych”, zaznacza Łatkowski.
Atrakcja Wielkopolski
Kompleks przy ulicy Lotniczej, należący niegdyś do jednostki rakietowej, od kilku lat stoi pusty, jest więc tam sporo do zrobienia przed przeniesieniem sprzętu. „Tym bardziej że nie chcemy zrobić składu broni pancernej, ale zaadaptować pomieszczenia na muzeum z prawdziwego zdarzenia”, podkreśla wicedyrektor MWP. Teraz trwają przygotowania potrzebnych dokumentów oraz terenu pod inwestycje. „Sprawdzamy warunki przeciwpożarowe i kwestie dotyczące łączności, chcemy też w tym roku ogrodzić cały teren i rozpocząć opracowywanie scenariusza ekspozycji”, wylicza podpułkownik. Jak dodaje, ma nadzieję, że pierwsze prace adaptacyjne ruszą w 2016 roku.
Na zagospodarowanie terenu i utworzenie oddziału muzeum w latach 2016–2018 minister obrony przeznaczył 8,5 mln zł. „Dzięki tej inwestycji Poznań zyska dla szerokiej publiczności nowy obiekt kulturalny popularyzujący historię polskiej wojskowości, który ma szanse stać się jedną z głównych atrakcji turystycznych Wielkopolski”, uważa Henryk Łatkowski.
autor zdjęć: tomasz mielczarek/7 bow