Lot herculesem to niezapomniana przygoda i okazja do podglądania pracy załogi w czasie desantowania ładunku.
W trakcie sojuszniczych ćwiczeń „Aviation Detachment” miałem okazję zobaczyć, na czym polega służba loadmasterów, czyli żołnierzy odpowiedzialnych za to, co dzieje się w przedziale ładunkowym.
Jeszcze przed startem C-130E, zaraz po zamknięciu drzwi maszyny zaczyna się „taniec” tych specjalistów, czyli harmonijna praca ludzi, którzy szybko, sprawnie, płynnie i bez zbędnych ruchów wykonują swoje obowiązki zgodnie z obowiązującymi procedurami. Najważniejsze na tym etapie jest upewnienie się, że wszystko zostało dobrze przymocowane, pasy dociągnięte, a każda klamra sprawdzona mocnym szarpnięciem. W sytuacji awaryjnej lub choćby w czasie silnych turbulencji luźne przedmioty mogą bowiem stanowić zagrożenie. Następnie kolej na kontrolę pasażerów i ich bagażu.
Po uzyskaniu zgody z wieży kontroli lotów – startujemy. To jest zupełnie inne doświadczenie niż w samolotach cywilnych. Na kimś, kto pierwszy raz leci maszyną wojskową, może robić wielkie wrażenie. Tymczasem loadmasterzy jakby nie zarejestrowali samego startu – na ich twarzach malują się spokój i skupienie. Podczas wznoszenia na wysokość przelotową mam okazję przyjrzeć się wnętrzu C-130E. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na liczbę zaczepów, klamer, punktów mocowań i innych rozwiązań, dzięki którym loadmasterzy mogą maksymalnie efektywnie wykorzystać przestrzeń ładunkową C-130.
Po dłuższej chwili żołnierze jakby ożywają i znów zaczynają spokojnie, metodycznie przygotowywać się do kolejnego etapu ćwiczeń – zrzutu tary desantowej. Będzie otwierana rampa, więc sprawdzają uprzęże. Widzę czerwone światełka sygnalizacyjne, słyszę chrzęst mechanizmu otwierania rampy i moim oczom ukazuje się… drugi C-130. Lecimy bowiem w formacji. Polska maszyna prowadzi, a tuż za nią, po prawej stronie, majestatycznie przemieszcza się C-130H, należący do 166th Airlift Wing z Delaware Air National Guard. Po chwili mamy zielone światło. Widać, jak nasz C-130 i ten z tyłu zadzierają delikatnie dziób, by umożliwić swobodne wypadnięcie przewożonego ładunku. Dzięki takiej konfiguracji i rolkom na pokładzie grawitacja robi swoje… Wkrótce rampa zostaje zamknięta, czyli koniec pierwszego etapu ćwiczenia.
Dr Krzysztof Kuska jest ekspertem zajmującym się lotnictwem wojskowym.
autor zdjęć: Piotr Łysakowski