Kiedy pod koniec marca polsko-czeską granicę przekroczyły kolumny amerykańskich strykerów, nikt nie miał wątpliwości, że właśnie został otwarty nowy rozdział w historii sojuszu północnoatlantyckiego.
Wysunięte siły NATO rozpoczęły pierwszą zmianę w Orzyszu. Lokalizacja nie jest przypadkowa – to właśnie przesmyk suwalski został uznany za jedno z najbardziej newralgicznych miejsc na terytorium sojuszu i jednocześnie najbardziej narażoną na atak część Polski. Jego opanowanie oznaczałoby odcięcie państw bałtyckich od reszty sojuszników i tak naprawdę uniemożliwienie ich obrony.
Na czele I zmiany Międzynarodowej Batalionowej Grupy Bojowej stanął ppłk Steven E. Gventer, dowódca 2 Szwadronu (ew. Skrzydła, ang. Squadron) 2 Pułku Kawalerii. To właśnie Amerykanie, których jednostka na co dzień stacjonuje w Vilseck w Niemczech, będą stanowić trzon wysuniętych sił NATO w Polsce. Pod dowództwo ppłk. Gventera trafiło również 150 Brytyjczyków ze Szwadronu A lekkiej kawalerii (Light Dragoons) oraz ponad stu Rumunów wydzielonych z 205 Batalionu Artylerii Przeciwlotniczej „Blue Scorpions”. Łącznie blisko 1,5 tys. żołnierzy.
„Międzynarodowe batalionowe grupy bojowe to fizyczna manifestacja politycznej decyzji podjętej w zeszłym roku w Warszawie. Przywódcy uzasadnili ją zagrożeniami, które ze wschodu mogą uderzyć w sojusz, zwłaszcza w kraje bałtyckie oraz w Polskę. Rozmieszczenie oraz rozwój powołanych sił będą uwarunkowane sytuacją na świecie. Jako Amerykanie stoimy na czele pierwszej grupy, stacjonującej w Orzyszu. Pozostałe trzy znajdują się na Litwie, Łotwie i w Estonii”, wyjaśnia ppłk Steven Gventer i podkreśla, że obecnie żołnierze mają przygotować pole dla kolejnych zmian. Nie kryje jednak, że nadrzędną rolą wojsk jest odstraszanie. Amerykańskie, brytyjskie oraz rumuńskie flagi mają przypominać, że nawet najmniejszy przejaw agresji wiąże się z bardzo poważnymi konsekwencjami.
Pierwszy test
Mimo że Amerykanie, Brytyjczycy oraz Rumuni bezpośrednio podlegają ppłk. Gventerowi, natowski batalion stał się integralną częścią 15 Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej. Jednocześnie z polskiej brygady został wydzielony bliźniaczy pododdział, który przez najbliższe sześć miesięcy będzie ćwiczył ramię w ramię z sojusznikami. Za koordynację tych sił oraz ich wykorzystanie w razie kryzysu odpowiada gen. bryg. Jarosław Gromadziński.
„Z poziomu 15 Brygady Zmechanizowanej nie ma różnicy, czy dołączony batalion jest batalionem natowskim, czy polskim. Jesteśmy na tyle rozwiniętą strukturą, że z punktu widzenia dowodzenia włączenie kolejnego batalionu niczego nie zmienia. Zmiany następują dopiero w procedurach, takich jak systemy ognia połączonego, ich koordynacja, do tego koordynacja przestrzeni powietrznej. To jest najważniejsze i to będziemy ćwiczyć na symulacjach, ale przede wszystkim w polu”, tłumaczy gen. Gromadziński i przypomina, że pierwsze ważne ćwiczenia odbyły się jesienią zeszłego roku. Podczas „Tumaka ’16”, czyli certyfikacji 15 Brygady Zmechanizowanej, dowodził on 16 batalionami. Jest to liczba dwukrotnie przewyższająca wielkość brygady w czasie pokoju. Egzamin został zaliczony na ocenę bardzo dobrą i stanowił preludium do nadchodzących szkoleń.
„W najbliższych miesiącach poligon przejedziemy wzdłuż i wszerz, będziemy się szkolić m.in. właśnie z procedur. Przykładowo – przez nasze przeszkody wodne BWP-y idą z marszu, dla strykerów trzeba wybudować mosty towarzyszące. Polscy saperzy będą musieli włączyć je w ten system i przygotować przeprawę, która z kolei musi być broniona. Dopiero wtedy strykery będą mogły ją pokonać. Obecnie zaczynamy serię szkoleń przygotowujących, ale pierwszy szerszy obraz da »Puma ’17«. Ćwiczenia będą sprawdzianem, czy obrane przez nas procedury rzeczywiście działają. Na pewno wyjdą jakieś mankamenty i będziemy je analizować oraz zmieniać to, co trzeba”, dopowiada gen. Gromadziński.
Prawdziwym testem będą międzynarodowe manewry „Saber Strike ’17”. W pierwszej połowie czerwca do stacjonujących w Orzyszu żołnierzy dołączą dodatkowe pododdziały amerykańskie oraz Kanadyjczycy i Litwini. Po zakończeniu głównej części ćwiczeń amerykański komponent w sile kompanii wraz z pododdziałami brytyjskimi oraz polską artylerią zostanie przerzucony do państw bałtyckich i weźmie udział w „Silver Arrow”.
„Po realizacji wymienionych celów przystąpimy do jednych z największych polskich ćwiczeń, które odbędą się jesienią – »Dragon ’17«. Weźmie w nich udział cała Międzynarodowa Batalionowa Grupa Bojowa. W ciągu roku będziemy również uczestniczyć w innych ćwiczeniach i prowadzić własny trening, by mieć pewność, że każda jednostka wchodząca w skład Grupy Bojowej zachowuje najwyższe zdolności. Jesteśmy świetnie wyszkoleni oraz wyposażeni, ale zawsze można znaleźć pole do doskonalenia w przyszłości. W momencie, w którym zakończy się nasza zmiana, każdy żołnierz z każdej jednostki wchodzącej w struktury Grupy Bojowej będzie jeszcze lepiej wyszkolony”, podkreśla ppłk Steven E. Gventer.
Obaj dowódcy zaznaczają, że pierwsza rotacja wysuniętych sił NATO odbędzie się za sześć miesięcy i nie wprowadzi znaczących zmian w strukturach Grupy Bojowej. 2 Szwadron 2 Pułku Kawalerii zostanie zastąpiony przez praktycznie identyczny pod względem sprzętu i liczebności 3 Szwadron z tej samej jednostki. Analogiczne zmiany czekają Brytyjczyków z Light Dragoons oraz rumuński Blue Scorpions. Najprawdopodobniej do tego czasu natowski batalion zostanie wzmocniony przez Chorwatów, ale wciąż oczekuje się zatwierdzenia ich rozmieszczenia w Orzyszu.
Jesteśmy pionierami
Zarówno amerykański 2 Pułk Kawalerii, jak i Light Dragoons mogą się pochwalić bogatą historią, ale przede wszystkim znaczącym doświadczeniem zdobytym na współczesnych polach walki. Przez ostatnią dekadę kawalerzyści obu nacji brali udział we wszystkich fazach wojny w Iraku i Afganistanie. Ppłk Steven E. Gventer zauważa, że misja rozpoczęta w Polsce pod względem charakteru znacząco odbiega od zadań realizowanych na Bliskim Wschodzie, jednak podlegli mu żołnierze jej nie bagatelizują.
„Najtrudniejszym aspektem naszej służby jest to, że jesteśmy pionierami, ale jednocześnie czujemy się zaszczyceni tą rolą. Jesteśmy oddani naszej misji, a kawalerzystom nie brakuje zapału do jej realizowania. Jednocześnie, jeżeli robimy coś jako pierwsi, wkraczamy na nieznany grunt, to musimy nauczyć się kilku nowych rzeczy. Jednostki, które przyjdą po nas, zostaną rozmieszczone we w pełni rozwiniętej bazie, będą ćwiczyć w działającym centrum treningowym i skorzystają z naszych doświadczeń ze współpracy z jednostkami obecnie wchodzącymi w skład Międzynarodowej Batalionowej Grupy Bojowej. Mamy nadzieję, że przekazanie zmiany odbędzie się bez utrudnień i bogatsi o nowe doświadczenia zwiększymy jeszcze swój potencjał”.
Mimo doświadczeń, wyszkolenia oraz dobrego wyekwipowania żołnierzy służących w ramach wysuniętych sił NATO, dowódcy nie ukrywają, że ich rozmieszczenie ma przede wszystkim znaczenie polityczne. Idea skutecznego odstraszania została oparta na ukazaniu determinacji sojuszu gotowego do obrony wschodniej flanki przede wszystkim poprzez manifestację jedności. To realna siła także w znaczeniu strategicznym.
Jak podkreśla gen. Gromadziński, jeden batalion nie zmienia pola walki. Mogą jednak zrobić to kolory flag – symbole tych, którzy stali się jego częścią.
„15 Brygada Zmechanizowana jest największą jednostką na tym terenie, ale za nami jest coś więcej, czego nie można przedstawić w wymiarze militarnym. To moc flagi NATO, moc artykułu 5. Wobec naszej ilości sił zbrojnych ten batalion nie jest wielką potęgą. Ale w tym wypadku siłę dają nie lufy armat, tylko niebieska flaga nad żołnierzami”.
autor zdjęć: Michał Zieliński