Norymberga była dla nazistów miastem wyjątkowym. Tam świętowali dojście do władzy, tam organizowali wielkie partyjne zjazdy, tam wreszcie uchwalili opresyjne prawo wymierzone w niemieckich Żydów. Tam też po przegranej wojnie nazistowscy przywódcy mieli odpowiedzieć za swoje zbrodnie. Ale droga do tego okazała się długa i najeżona wątpliwościami.
Ława oskarżonych w Norymberdze. Od lewej w pierwszym rzędzie: Göring, Hess, Ribbentrop, Keitel, w drugim rzędzie: Dönitz, Raeder, Schirach, Sauckel. Źródło: Wikipedia/ National Archives Identifier
„Będę musiała tam wejść i zeznawać. Opowiedzieć własnymi słowami to, czego niepodobna zamknąć w zdaniach, o czym daremnie próbuję przestać myśleć […]. Człowiek wierzy w to, co widział sam. Ale przekazanie swoich doświadczeń drugiemu jest na ogół wysiłkiem bezowocnym” – tak swoje rozterki przed wejściem na salę rozpraw Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze wspominała Seweryna Szmaglewska. Pisarka i była więźniarka obozu Auschwitz-Birkenau była jednym z dwóch polskich świadków w procesie przywódców III Rzeszy. Tymczasem ułomność ludzkiego języka wobec wydarzeń bez precedensu w dziejach cywilizacji, o których należało opowiedzieć przed sądem, była zaledwie jednym z całego szeregu problemów. Do głosu doszły bowiem zawiłości prawne. „Skłonni byliśmy trochę lekceważyć taki problem, jak udowodnienie i udokumentowanie zbrodni hitlerowskich. Dla wielu sama zasada była nonsensowna – co tu w ogóle jest do udowadniania” – przyznawał Karol Małcużyński, polski korespondent, który na norymberskiej sali rozpraw spędził długie tygodnie. Jednak pomysłodawcy powołania trybunału musieli się zmierzyć i z tym zagadnieniem. Wymyślić formułę jego funkcjonowania, stworzyć warunki do przeprowadzenia bezstronnego śledztwa, procesu, a potem wydania sprawiedliwego wyroku. Odrzucić dyktat oczywistości i pokusę zemsty. A to okazało się zadaniem niełatwym.
Nie sądzić to zbrodnia
Pierwsze pomysły osądzenia przywódców nazistowskich Niemiec pojawiły się jeszcze podczas wojny. – W styczniu 1942 roku z inicjatywy polskiego premiera Władysława Sikorskiego przywódcy rządów na uchodźstwie podpisali w Londynie tzw. „Deklarację z Pałacu Świętego Jakuba”. Stwierdzili w niej, że odpowiedzialni za zbrodnie liderzy III Rzeszy muszą stanąć przed sądem. Byli jednak świadomi, że wymaga to stworzenia nowego międzynarodowego prawa, nad którym już teraz należy pracować – wyjaśnia dr Dominika Uczkiewicz, prawniczka z Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy’ego Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego. Przedstawiciele USA, Wielkiej Brytanii oraz Związku Sowieckiego początkowo podchodzili do tej deklaracji sceptycznie. – W pamięci mieli porażkę, jaką zakończyły się podobne zabiegi po I wojnie światowej – przyznaje dr Uczkiewicz. Jednak wraz z upływem czasu ich wątpliwości topniały. – Jesienią 1943 roku przywódcy wielkiej trójki podpisali „Deklarację moskiewską”. Uznali w niej, że po wojnie niemieccy zbrodniarze odpowiedzą za swoje czyny przed sądami państw, w których dopuścili się zbrodni. – Zgodzili się również, że sprawiedliwość musi dosięgnąć przywódców III Rzeszy, ale sposób ich sądzenia zostanie uzgodniony później – podkreśla dr Uczkiewicz. Sprawa nadal więc nie była oczywista. – Co więcej, mimo składanych deklaracji, sami alianci mieli wątpliwości, czy proces to najwłaściwsza droga. Brytyjczycy jeszcze przez kilka kolejnych miesięcy całkiem poważnie brali pod uwagę rozstrzelanie setki nazistowskich decydentów – zaznacza prawniczka. Inny projekt zakładał, że zbrodniarze, wzorem Napoleona, zostaną zesłani na odległą wyspę.
Do porozumienia alianci doszli dopiero na początku 1945 roku. Latem zostało ono oficjalnie potwierdzone podczas konferencji w Londynie. W myśl ustaleń niemieccy zbrodniarze mieli stanąć przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze. Wybór miejsca był nieprzypadkowy: to właśnie w tym mieście 12 lat wcześniej Hitler świętował dojście do władzy. Tam odbywały się organizowane z pompą zjazdy NSDAP. Tam wreszcie w 1935 roku zostały uchwalone tzw. ustawy norymberskie pozbawiające Żydów obywatelstwa III Rzeszy oraz majątku. Zadanie osądzenia nazistowskich przywódców zostało powierzone czterem sędziom wytypowanym przez USA, Wielką Brytanię, ZSRS i Francję, oskarżenie zaś – czterem zespołom prokuratorskim z tychże państw.
Oskarżeni mieli usłyszeć zarzuty popełnienia zbrodni wojennych, zbrodni przeciwko pokojowi, przeciwko ludzkości oraz udziału w spisku mającym na celu popełnienie zbrodni międzynarodowej. – Część z tych kategorii była nowa. Generalnie jednak zagadnienia tego typu pojawiały się w dyskusjach prawników od początku XX wieku – mówi dr Uczkiewicz. Znaczny udział w opracowaniu nowatorskiej terminologii prawnej mieli absolwenci polskiego Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Koncepcja zbrodni przeciwko ludzkości to dzieło Hersza Lauterpachta, wybitnego prawnika, który w Norymberdze wchodził w skład zespołu prokuratorskiego z Wielkiej Brytanii. Z kolei inny absolwent lwowskiego uniwersytetu, Rafał Lemkin, był autorem pojęcia „ludobójstwo”. W Norymberdze doradzał amerykańskiemu sędziemu Robertowi Jacksonowi. I choć ostatecznie jego koncepcja nie znalazła odzwierciedlenia w akcie oskarżenia, kilka lat później stała się podstawą konwencji ONZ w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa.
Specjaliści opracowujący ramy prawne dla trybunału zastrzegli, że usprawiedliwieniem dla zbrodni nie może być działanie na rozkaz. Tłumaczyli też, że w tym konkretnym przypadku nie znajduje zastosowania formuła o prawie, które nie działa wstecz. Powód? Same zbrodnie, za które mieli odpowiadać niemieccy przywódcy, faktycznie nie były niczym nowym. Ścigano je w wielu państwach. Pozostawała jedynie kwestia skali i definicji. – Sędzia Jackson przyznawał, że trybunał ma swoje słabe strony. Zaraz jednak dodawał, że osądzenie przed nim nazistów będzie znacznie mniejszą przewiną niż nieosądzenie ich wcale – podkreśla dr Uczkiewicz.
Nie wiem, nie znam, to nie ja
Proces w Norymberdze rozpoczął się 20 listopada 1945 roku. Na ławie oskarżonych zasiadło 21 niemieckich dygnitarzy. Choć zabrakło wśród nich Hitlera, Goebbelsa czy Himmlera, którzy kilka miesięcy wcześniej popełnili samobójstwo, lista podsądnych i tak była imponująca. Znaleźli się na niej między innymi dowódca Luftwaffe Hermann Goering, Hans Frank, generalny gubernator w okupowanej Polsce, minister spraw zagranicznych III Rzeszy Joachim von Ribbentrop czy główny ideolog partii nazistowskiej Alfred Rosenberg. Do aktu oskarżenia wpisany został także Martin Bormann, szef kancelarii Hitlera oraz lider NSDAP, którego jednak na sali rozpraw nie było. Tuż przed kapitulacją Berlina Bormann uciekł z bunkra pod Kancelarią Rzeszy, i nikt nie potrafił wówczas powiedzieć, co się z nim stało. Dopiero trzy dekady później wyszło na jaw, że w momencie rozpoczęcia procesu norymberskiego już nie żył. Badania szczątków, które odkryli robotnicy budowlani, potwierdziło, że on także popełnił samobójstwo, zanim zdołał opuścić miasto. Jesienią 1945 roku był sądzony zaocznie.
Akt oskarżenia był obszerny. Jak wspominali obserwatorzy procesu, zawierał jednak zdumiewające luki. „... nie ma [tam] ani słowa o powstaniu warszawskim, ani słowa o Palmirach, o terrorze i egzekucjach ulicznych osławionego Kutschery […]. Ani jednego przykładu z Polski na »przymusową rekrutację robotników cywilnych«, na »germanizację okupowanych terenów«. Pominięto całkowicie zagładę gett żydowskich” – wspominał inny polski korespondent z Norymbergi, Edmund Osmańczyk. Wątki te pojawiły się dopiero w trakcie trwania procesu, przede wszystkim za sprawą determinacji polskiego zespołu prokuratorów, który dotarł na miejsce. I choć nie został dopuszczony do oskarżenia, robił wiele, by własne materiały przekazać kolegom z innych państw.
Podczas procesu podsądni nie przyznawali się do winy. „Jak najostrzej piętnuję te straszne masowe morderstwa, których zupełnie nie mogę pojąć. Ale jeszcze raz chciałbym w tym miejscu powiedzieć, że nikomu i nigdy nie wydałem rozkazu mordowania, jak również nie zarządzałem innych okrutnych czynów” – twierdził Goering, podczas zaś jednej z rozpraw rzucił: „Zwycięzca zawsze będzie sędzią, a pokonany oskarżonym”. Rosenberg po wysłuchaniu aktu oskarżenia stwierdził krótko: „Muszę odrzucić oskarżenie o spisek. Antysemityzm miał charakter obronny”. „Czyni się mnie odpowiedzialnym za kierowanie polityką zagraniczną, o której decydował kto inny” – przekonywał von Ribbentrop. Z kolei Hans Frank, który w więzieniu miał przeżyć nawrócenie na katolicyzm, perorował: „Upłynie tysiąc lat, a wina Niemiec nie minie”, jednocześnie kreśląc obraz siebie jako dobrego władcy Generalnego Gubernatorstwa.
Przeciwko oskarżonym przemawiały jednak liczne dowody. Choćby zeznania świadków, wśród których znalazła się dwójka z Polski – obok wspomnianej Seweryny Szmaglewskiej przed trybunałem pojawił się także cudem ocalały więzień obozu w Treblince Samuel Rajzman. Ogromne znaczenie miały również dzienniki Hansa Franka i Alfreda Rosenberga oraz „Dokument nr 2430-PS”, czyli film nakręcony przez Amerykanów w obozach koncentracyjnych, które wyzwolili amerykańscy żołnierze. Obrazy przedstawiające skrajnie wyczerpanych więźniów, stosy ciał czy ofiary eksperymentów medycznych wywarły silne wrażenie nie tylko na obserwatorach procesu, lecz także na samych podsądnych. Ich reakcje opisał więzienny psycholog Gustave Gilbert: „Na ekranie stosy trupów w obozie: von Schirach patrzy intensywnie, dyszy […] Frank płacze... Goering smutny, opiera się na ręku... Dönitz opuścił głowę, nie patrzy więcej... Sauckel się wzdryga na obraz krematorium w Buchenwaldzie... Gdy pokazują lampę zrobioną z ludzkiej skóry, Streicher mówi: „Ja w to nie wierzę”.
Tymczasem w akcie oskarżenia przeciwko niemieckim zbrodniarzom znalazł się zapis obciążający ich odpowiedzialnością za zbrodnię w Katyniu. Zabiegali o to sowieccy oskarżyciele. – W tej sprawie zeznawali byli członkowie Komisji Burdenki, która badała groby i zgodnie z wolą sowieckiego kierownictwa potwierdziła winę Niemców. Na świadka został wezwany płk Friedrich Ahrens, który miał dowodzić jednostką odpowiedzialną za rozstrzeliwanie polskich oficerów – informuje dr Maciej Korkuć z IPN w Krakowie. – Szybko jednak zaczęły wychodzić ogromne nieścisłości. Sowieci przestraszyli się, że ich gra zostanie przejrzana i wycofali się z niej. Ostatecznie w sentencji wyroku nic o Katyniu nie ma.
Wyrok zapadł 1 października 1946 roku. Dwunastu oskarżonych, w tym nieobecny Bormann oraz Goering, Frank i von Ribbentrop, zostało skazanych na śmierć, trzech na dożywocie, a czterech na długoletnie więzienie. Trybunał uniewinnił Franza von Papena, który przed Hitlerem był kanclerzem Rzeszy, a potem współpracował z nim, pełniąc funkcję ambasadora w Austrii i Turcji. Podobne wyroki usłyszeli Hans Fritzsche, szef państwowego radia i urzędu cenzorskiego, oraz Hjalmar Schacht, prezes Reichsbanku.
16 października w nocy dziewięciu skazańców zawisło na szubienicy. Dziesiąty – Hermann Goering w przededniu egzekucji popełnił samobójstwo w celi aresztu, przegryzając ampułkę z cyjankiem. Do dziś nie wiadomo, kto mu ją dostarczył. Ciała straconych dygnitarzy zostały spalone, prochy zaś wrzucone do Izery.
– Powołanie trybunału w Norymberdze stało się wydarzeniem historycznym. Wprawdzie był on instrumentem jednorazowym i funkcjonował tylko na czas osądzenia nazistowskich prominentów, lecz wraz z nim powstał pewien model, karta zasad prawa międzynarodowego zarejestrowana przez ONZ. Z tych doświadczeń społeczność międzynarodowa skorzystała na przykład w latach 90., powołując trybunał karny, który miał osądzić zbrodniarzy z byłej Jugosławii – zauważa dr Uczkiewicz.
Podczas pisania korzystałem z książek: Seweryny Szmaglewskiej „Niewinni w Norymberdze”, Warszawa 1972; Karola Małcużyńskiego „Oskarżeni nie przyznają się do winy”, Warszawa 1989; Joe Heydeckera i Johannesa Leeba „Proces Norymberski. Trzecia Rzesza przed sądem”, Warszawa 2015; Philippe Sandsa Powrót do Lwowa. O genezie »ludobójstwa« i »zbrodni przeciwko ludzkości«”, Warszawa 2018.
autor zdjęć: Źródło: Wikipedia/ National Archives Identifier
komentarze