„Burza”, kiedy będziesz miał te buty? Kiedy będą nowe zasobniki? Kiedy wymiana umundurowania dla zespołów? Słowo „kiedy” było dla mnie codziennym utrapieniem. Trwała „święta wojna” między logistykami a zespołami bojowymi – pisze mjr rez. Tomasz „Burza” Burzyński.
Pamiętam to jak dziś – w piękny poniedziałkowy poranek stawiłem się w 1 Pułku Specjalnym w Lublińcu. Wymarzone epolety na pagonach, zapał i ambicja – wydawało mi się wówczas, że świat należy do mnie! W budynku sztabu jednostki spotkałem takich samych młodych oficerów i chorążych, jak ja. Ale mój wzrok przykuł widok podporucznika z dłuższymi, ciemnymi włosami. Siedział „po cywilnemu” – noga założona na nogę, a w ręku trzymał teczkę. My staliśmy, jak nas nauczono: wyprężeni, tyłem do lamperii. Patrzyliśmy na niego z zaciekawieniem. Tym podporucznikiem okazał się absolwent Wojskowej Akademii Technicznej, mój późniejszy przyjaciel „Żółty”.
Wówczas po raz pierwszy zetknąłem się z odmiennym podejściem żołnierza-logistyka i „zmecha” do prostych czynności służbowych. Dalsze codzienne życie w szarej rzeczywistości jednostki wojskowej, wśród kompanii specjalnych, kompanii zabezpieczenia, sztabu oraz logistyki można określić żartobliwie – „my” i „oni”. Taka serialowa „święta wojna”. Szczególnie dotyczyło to kontaktów żołnierzy logistyki z żołnierzami zespołów bojowych. W czasach, kiedy w wojsku było mniej wszystkiego niż powinno być, rodził się problem. Komu dać, a komu nie? Jak i kiedy zaopatrzyć żołnierza w niezbędne środki do szkolenia i codziennego żołnierskiego życia?
Jako świeżo upieczony szef służby mundurowej w latach 90. (wtedy następowała zmiana wzorów umundurowania, reorganizacja procesów dostaw) narażony byłem na „gniew” żołnierzy bojówek. Wówczas w magazynie mundurowym ciągle czegoś brakowało. Na odprawach z dowódcą pułku w kółko padały pytania o przedmioty zaopatrzenia mundurowego. „Wódz” zawsze kierował swój wzrok na mnie i pytał: „Burza”, kiedy będziesz miał te buty? Kiedy dostaną nowe zasobniki? Kiedy będzie wymiana umundurowania dla zespołów? Słowo „kiedy” było dla mnie codziennym utrapieniem. Telefon do przełożonych ze składnic rejonowych i baz materiałowych nie milknął, a szef służby mundurowej okręgu określał mnie, łagodnie mówiąc, jako „wariata, który chce coraz więcej” (serdecznie pozdrawiam pana pułkownika Jacoszka). Wzajemne pretensje miedzy żołnierzami logistyki a zespołami bojowymi nie mogły być podstawą zbudowania platformy porozumienia.
„Święta wojna” toczyła się w najlepsze na różnych frontach i o rozmaite rzeczy. Począwszy od zabezpieczenia spadochronowego („logistyka skacze ostatnia”), aż po drobiazgi, które dziś mogą śmieszyć: „logistycy mają lepsze masło, a zamiast sera – szynkę”. Jak Kargul z Pawlakiem skakaliśmy sobie do oczu. Były niezapowiedziane kontrole oficerów i podoficerów pionu logistyki w pododdziałach bojowych, które miały potwierdzić wyższość kontrolujących. Role się odwracały podczas kierowanych przez żołnierzy zespołów bojowych szkoleń strzeleckich i poligonowych, które miały potwierdzać fakt, jakimi to logistycy są miernymi żołnierzami. Mnie udawało się, poprzez przyjaźń i koleżeństwo z żołnierzami bojówek, a szczególnie tymi, którzy ze mną rozpoczęli służbę w 1 psk, nawiązać nić porozumienia. Zazwyczaj podczas nieformalnych rozmów przy kawie udawało się załatwić więcej niż podczas oficjalnych odpraw.
Wielkim testem wspólnej służby okazały się misje wojskowe w Iraku, Czadzie oraz Afganistanie. Wtedy zaczęliśmy działać wspólnie. Wszyscy: łącznościowcy, logistycy, saperzy, medycy i operatorzy z zespołów bojowych, działaliśmy jak prawdziwa drużyna! Wspólne przeżycia i zdobyte doświadczenie podczas misji, zmieniły nasze relacje w kraju. My logistycy wiedzieliśmy już, że w wielu kwestiach chłopaki z bojówek mają rację, a oni – tak myślę – zaczęli dostrzegać w nas nie tylko „urzędasów”, ale żołnierzy, których codzienną pracę należy szanować i doceniać. Oczywiście wciąż były i są mniejsze i większe konflikty. Są wśród żołnierzy zespołów bojowych tacy, którym na dźwięk słowa „sztab” czy „logistyka” włos się jeży na głowie. Są też żołnierze z logistyki, nie chcą rozumieć specyfiki służby w zespole bojowym. Chciałbym pozdrowić Zespół Bojowy „A” i moich kolegów – tych młodych podporuczników, którzy ze mną zaczynali zawodową służbę, dowódców SOT oraz TF-50, „Denisa” oraz „Białego”, sekcje „Złotego” i chłopaków „Matrixa”, „Kwintę”, „Suchego”, „Azję”, „Melona”, „Kwacha”, „Setę” i innych. Wam zawdzięczam to, że jako oficer logistyki stałem się podczas misji członkiem zespołu bojowego, poznałem smak patroli, obowiązków strzelca „ganera”. Dzięki temu moje oczy otworzyły się znacznie szerzej!
komentarze