Po kilku latach zaangażowania naszych wojsk w misjach zagranicznych, teraz powinniśmy skoncentrować się na poprawie zdolności obrony własnego państwa - mówi portalowi polska-zbrojna.pl Tomasz Siemoniak, minister obrony narodowej.
Rozpoczął Pan kilka istotnych reform w wojsku. Najwięcej emocji wzbudza reforma systemu dowodzenia. Znamy już jej zarys, ale kiedy będzie można rozmawiać o szczegółach?
Projekt założeń do ustawy w tej sprawie jest w trakcie konsultacji międzyresortowych i społecznych. Dokument powinien wejść w życie w połowie 2013 roku. Nowe struktury zaczną funkcjonować w pełni od 1 stycznia 2014. Do tego czasu 4 obecne dowództwa rodzajów sił zbrojnych muszą zakończyć transformację w jedno dowództwo generalne. Zdecydowanie zmieni się także rola i zadania Sztabu Generalnego. Na obecnym etapie o szczegółach rozmawiamy w gronie wojskowych ekspertów. Powołałem pełnomocnika do spraw przeprowadzenia tej reformy i specjalny zespół. Na bieżąco prowadzimy konsultacje z Biurem Bezpieczeństwa Narodowego.
Jakie efekty chciał Pan osiągnąć rozpoczynając pracę nad takimi zmianami?
Trwają prace nad nowymi strukturami kierowania i dowodzenia. Zmiany w Ustawie o urzędzie ministra obrony to ich pochodna. Ustawa musi dać możliwość wprowadzenia istotnych korekt w tym systemie. Przede wszystkim zmieni się rola Sztabu Generalnego i jego Szefa. Nie będzie on już dowodził wojskami w imieniu ministra. Sztab będzie pełnił rolę planistyczną. Zmienia się także rola samego ministra obrony, który będzie kierował podległymi dowództwami przy wspomagającej a nie dowódczej roli Sztabu Generalnego.
A jak idzie wdrażanie innych reform: służby zdrowia, szkolnictwa wojskowego?
Prace nad reformą szkolnictwa wojskowego zmierzają zarówno do dostosowania go do wymagań Sił Zbrojnych, jak i standardów nowoczesnych szkół wyższych. Następny etap to konsolidacja struktur. To niełatwe zadanie. W wojsku jest pięć szkół wyższych, które co prawda cieszą się dobrą opinią także w środowisku cywilnym, ale z drugiej strony ich potencjał wielokrotnie przewyższa potrzeby wojska.
Natomiast reforma wojskowej służby zdrowia jest na początkowym etapie. Dziś jest 13 wojskowych szpitali, które działają na podobnych zasadach, jak szpitale cywilne. Żołnierze nie są tam uprzywilejowanymi pacjentami. Mamy też aż 4 naukowe instytuty medyczne i 32 wojskowe przychodnie lekarskie. Wszystkie są podobne do tego typu cywilnych instytucji, a wojsko nie ma z nich większego pożytku. Jednocześnie brakuje lekarzy w jednostkach wojskowych. Były też problemy ze znalezieniem lekarzy wojskowych chętnych do wyjazdu na misję do Afganistanu. To wszystko skłoniło mnie do podjęcia decyzji o wprowadzeniu zmian, które są i pilne i konieczne. Powołałem specjalny zespół, w którego skład wchodzą przedstawiciele wojsk, sztabów, departamentów i oczywiście samych struktur wojskowej służby zdrowia. Do końca roku zostaną opracowane propozycje konkretnych zmian.
Obejmując urząd rok temu zapowiedział Pan, że zmierza odbiurokratyzować struktury, systematycznie zmniejszać liczbę generałów, wprowadzić przejrzyste procedury działania armii. Co z tych zadań udało się zrobić, a jakie czekają w kolejce?
Odbiurokratyzowanie struktur resortu obrony jest konieczne. Armia zmniejszała się stopniowo, ale struktury kierowania często zamiast maleć jeszcze rosły. Jednak problem tkwi nie tylko w liczbie etatów. Struktury muszą być adekwatne do zadań. Nie mogą być wynikiem ambicji dyrektorów czy generałów albo wynikać z tymczasowych potrzeb.
Wychodząc z takiego założenia i po zapoznaniu się z odpowiednimi analizami podjąłem decyzję o likwidacji niektórych struktur w resorcie obrony narodowej. Zniknął Departament Transformacji, Zespół ds. Sytuacji Szczególnych, Zespół ds. Profesjonalizacji. Podjąłem też decyzję o rozformowaniu Biura ds. Obrony Przeciwrakietowej, Biura ds Wdrażania KTO „Rosomak” i Biura ds. Wdrażania samolotu F-16. Ich zadania już się wyczerpały albo przejęły je inne komórki.
Ze wstępnych prac zespołu, który zajmuje się przeglądem resortowych struktur wynika, że ministerstwo potrzebuje znacznie mniej departamentów i zarządów. Zmniejszyłem też liczbę etatów generalskich, ale także pułkownikowskich o wysokich grupach uposażenia, które występowały w biurach i departamentach. Ze 142 etatów generalskich pozostało 117. Faktycznie generałów i admirałów po 15 sierpnia będziemy mieli 105. Generałowie muszą być głównie tam, gdzie jest wojsko, czyli w linii. Nie może być tak, że bardzo dużą jednostką artylerii dowodzi pułkownik, a generał kieruje kilkunastoosobowym zespołem ludzi.
Priorytety ustalił Pan jasno: „Najważniejszy dla mnie będzie żołnierz, który jest na pierwszej linii działania.” Co udało się zrobić dla zwykłego szeregowego, podoficera?
Żołnierz jest dla mnie i zawsze będzie najważniejszy. Sądzę, że właśnie dla szeregowych i podoficerów udało się zrobić najwięcej. Rozpoczynając od podwyżki o 300 złotych dla każdego żołnierza, poprzez doskonalenie systemu motywacyjnego aż po nowelizację ustawy pragmatycznej. Z kolei program ”Żołnierz przyszłości”, ma zapewnić naszym żołnierzom wyposażenie porównywalne z najlepszymi armiami na świecie. Wsłuchuję się nie tylko w głosy dowódców. Często spotykam się z szeregowymi i podoficerami, bo to oni są solą wojska.
Obserwujemy dość zabawną sytuację, kiedy opozycja której świętym prawem jest krytyka działań rządu mówi: nie mamy za co krytykować ministra Siemoniaka! Jednak, po pewnym namyśle odpowiadają: zbyt wolno idzie modernizacja armii. Co Pan na to?
Z dobrej współpracy z politykami, także opozycji, bardzo się cieszę. Sprawy obronności państwa wymagają wznoszenia się ponad podziały. Jednak nie jest prawdą, ze spotykają mnie same pochwały. Zdarza się też krytyka. Każdy taki głos analizuję, nie zakładam z góry, że jest niesłuszny i wyciągam wnioski.
Też chciałbym, aby modernizacja armii przebiegała szybciej. Jednak trzeba pamiętać, że na obecny stan, np. Marynarki Wojennej czy obrony przeciwrakietowej składają się zapóźnienia sięgające czasami kilkunastu lat. Samolotów, okrętów czy rakiet nie kupuje się jak bułek w piekarni. Modernizacja armii to proces niezwykle skomplikowany i wymagający wielu przemyślanych decyzji. Zrobię wszystko, aby za kilka lat nasza armia miała nie tylko dobrze wyszkolonych profesjonalnych żołnierzy, ale także, by byli oni dobrze wyposażeni.
Prezydent Bronisław Komorowski zapowiedział, że chce aby Polska zaczęła budować własny system obrony powietrznej. Czy oprócz słów, coś się zaczęło dziać w tej sprawie?
Od 2012 roku zaczęła działać obrona przeciwrakietowa NATO z czego jesteśmy bardzo zadowoleni. Z instalacją elementów tarczy antyrakietowej w Redzikowie w 2018 roku obejmie ona także Polskę. Obrona powietrzna, w tym obrona przeciwrakietowa należą do priorytetów polskiego systemu obronnego. Po kilku latach bardzo intensywnego udziału naszych wojsk w misjach zagranicznych powinniśmy się skoncentrować na poprawie zdolności do obrony własnego państwa. Mówiąc to mam na myśli m.in. naszą obronę powietrzną. Inicjatywa Prezydenta RP jest zgodna z tym, co robi resort obrony. Zakładamy, że obrona powietrzna to kluczowe zagadnienie dla bezpieczeństwa Polski, niezbędne także w zapewnieniu możliwości przyjęcia sojuszniczego wsparcia. Chcemy, by nasz system był spójny z systemem obrony przeciwrakietowej, który planują zbudować Stany Zjednoczone oraz tym, który ma powstać w NATO. Rozwijając system obrony powietrznej będziemy blisko współpracować z Francją i Niemcami.
Jakie są nasze priorytety w sprawach międzynarodowych, szczególnie po szczycie NATO w Chicago?
One nie uległy zmianie. Poza budowaniem i rozwijaniem własnego potencjału, swoją obronność opieramy na członkostwie w NATO i UE. Jesteśmy i będziemy wiarygodnym partnerem w działaniach podejmowanych przez te organizacje.
Naszym strategicznym partnerem pozostają Stany Zjednoczone. Jeszcze bliższą współpracę niż dotychczas zamierzamy utrzymywać z Francją i Niemcami, tworząc w ramach Trójkąta Weimarskiego większe możliwości do obrony naszych państw. Właśnie na szczycie NATO w Chicago kraje członkowskie Sojuszu zwróciły uwagę, że trzeba bardziej skoncentrować się na potrzebie wspólnych ćwiczeń. A to oznacza doskonalenie zdolności do obrony własnego terytorium.
Jaki moment był najtrudniejszy dla pana, od kiedy pełni pan funkcję ministra obrony narodowej?
Najtrudniejszym dniem dla mnie był 21 grudnia ubiegłego roku. Wtedy z Afganistanu nadeszła informacja o tragicznej śmierci pięciu polskich żołnierzy. Każda śmierć naszego żołnierza i pracownika to dla mnie wielkie przeżycie.
Aby nie kończyć smutno zapytam, co daje panu największą satysfakcję w pracy?
Najbardziej cieszy mnie, że wojsko ma coraz większe wsparcie społeczeństwa. Przekłada się to także na oznaki sympatii dla mnie ze strony zwykłych ludzi, na ulicy czy w sklepie. To są zdecydowanie najprzyjemniejsze chwile.
autor zdjęć: Maciej Nędzyński
komentarze