O tym, jak Polska może skorzystać na misji Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego, o rosnących wydatkach na kosmiczne technologie i o gwiezdnych wojnach, które przybrały inne oblicze niż to wieszczone w czasach zimnej wojny, opowiada dr hab. Rafał Kopeć. Ekspert ds. bezpieczeństwa podkreśla, że eksploracja kosmosu ma dla wojska fundamentalne znaczenie.
Sławosz Uznański-Wiśniewski.
Śledził Pan przebieg misji „Ignis”? Start rakiety Falcon 9 był dla Pana dużym wydarzeniem?
dr hab. Rafał Kopeć: Tak, oglądałem transmisję przez komórkę. Trochę z doskoku, bo miałem mnóstwo innych spraw, ale i tak byłem pod wrażeniem. Materiał filmowy, komentarz – wszystko to zostało naprawdę profesjonalnie zrobione.
Czyli uległ pan powszechnej ekscytacji.
W pewnym stopniu na pewno tak, ale trudno, żeby było inaczej. Misji Mirosława Hermaszewskiego nie pamiętam. Byłem wtedy dzieckiem. Teraz historia rozgrywała się na moich oczach. Wiem, że to wielkie słowa, ale...
…takich przy okazji „Ignis” padło wiele. Sam Sławosz Uznański-Wiśniewski w chwili startu mówił: „Niech ta misja będzie początkiem epoki, w której nasza odwaga i nieustępliwość kształtują nowoczesną Polskę. Dla nas i dla wszystkich pokoleń. […] zabieram dziś z Ziemi cząstkę każdego z was”. Schodząc jednak na poziom konkretów – co na tej misji jako Polska możemy zyskać?
Przede wszystkim nie lekceważył bym symbolicznego wymiaru takich przedsięwzięć. W początkach lat sześćdziesiątych Lyndon B. Johnson, ówczesny wiceprezydent USA, powiedział: „Ten, kto jest pierwszy w kosmosie, w oczach świata jest pierwszy we wszystkim”. I choć misje kosmiczne nie ogniskują już uwagi ludzi w takim stopniu jak w czasach zimnej wojny, stwierdzenie to nie straciło na aktualności. Społeczeństwa potrzebują wielkich narracji, a eksploracja kosmosu idealnie się na taką opowieść nadaje. Nowoczesne technologie, przekraczanie barier, triumf ludzkiego umysłu nad siłami natury – to wszystko mocno przemawia do wyobraźni. Loty w kosmos budują prestiż państwa, mogą wyzwolić zbiorową energię, przynieść impuls do dalszego technologicznego rozwoju. Wiadomo, że najwięcej do ugrania mają tutaj państwa zdolne do samodzielnego wysyłania załogowych misji – USA, Chiny, Rosja, wkrótce zapewne także Indie. Ale mniejsi gracze, jak Polska, także mogą wiele zyskać.
Instytut Lotnictwa działa w ramach projektu pod nazwą European Hypersonic Defence Interceptor (EU HYDEF), którego celem jest stworzenie wspólnego europejskiego systemu przechwytywania pocisków hipersonicznych.
Wróćmy jednak do konkretnych korzyści...
Misja Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego w symboliczny sposób domyka okres, który charakteryzował się dynamicznym rozwojem naszych kosmicznych kompetencji. Polska uczestniczyła jeszcze w radzieckich programach, krótko zaś po zmianach ustrojowych, dokładnie w 1991 roku, Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk nawiązało współpracę z Europejską Agencją Kosmiczną [European Space Agency – ESA].
Od tego czasu nasi naukowcy mieli wkład w całkiem sporo zainicjowanych przez nią przedsięwzięć. Polacy na przykład zaprojektowali i zbudowali czujnik pomiaru temperatury wykorzystany podczas „Cassini-Huygens”, czyli bezzałogowej misji na Saturna, a także elementy lądownika z myślą o misji „Rosetta”, która skupiała się na badaniu jednej z komet.
W 2012 roku Polska dołączyła do ESA, dwa lata temu zaś znacząco zwiększyła wnoszoną do organizacji składkę. W latach 2023–2025 do wspólnej kasy wpłacimy aż o 295 mln euro więcej niż poprzednio, 65 mln z tej kwoty zostało przeznaczonych na projekt „Ignis” i lot polskiego astronauty na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS). Pozostałe pieniądze pomogą sfinansować staże polskich naukowców, przede wszystkim jednak powrócą do Polski w formie zapłaty za realizację kontraktów zawartych z naszymi firmami. A branża kosmiczna się rozwija. Dziś to już około 400 przedsiębiorstw oraz instytucji, które łącznie zatrudniają 15 tys. osób. Większe finansowanie tego sektora to w pewnym sensie pochodna misji „Ignis” i planów wysłania drugiego Polaka w przestrzeń kosmiczną, choć oczywiście nie tylko.
Dr hab. Rafał Kopeć.
A zatem – jakie są nasze priorytety, jeśli chodzi o obecność w kosmosie?
Mamy kilka pól do zagospodarowania. Pierwsze to własne satelity i usługi satelitarne. Tu ostatnio dzieje się naprawdę wiele. W sierpniu 2024 roku na orbicie umieszczony został satelita EagleEye wyprodukowany przez polską firmę Creotech Instruments. W przestrzeń kosmiczną poleciał na pokładzie rakiety Falcon 9, która należy do SpaceX. Eksperyment nie do końca się powiódł, ponieważ obsługa naziemna utraciła łączność z satelitą, ale ważny krok został zrobiony. Rozwojem tego sektora żywotnie zainteresowana jest choćby armia. W grudniu ubiegłego roku resort obrony podpisał z Creotech Instruments kontrakt na dostawę czterech mikro satelitów obserwacyjnych. Podobna umowa została zawarta w połowie maja 2025 roku. Wojsko zamierza pozyskać Satelitarny System Obserwacji Ziemi, złożony z trzech satelitów, które wyprodukuje konsorcjum Iceye i Wojskowych Zakładów Łączności nr 1. Tego rodzaju technologie ułatwią rozpoznanie zasobów potencjalnego przeciwnika i ruchów jego wojsk, ale też wpłyną na lepsze planowanie działań własnych żołnierzy.
Kolejną kwestią są systemy nośne. Mamy ambicje wyprodukowania własnych rakiet suborbitalnych. Prace z tym związane prowadzi choćby Sieć Badawcza Łukasiewicz–Instytut Lotnictwa. W 2024 roku skonstruowana tam rakieta Bursztyn wzniosła się na wysokość 101 km. I tutaj też sfera cywilna i wojskowa przenikają się bardzo wyraźnie. Jednym z priorytetów polskiej armii są przecież rakietowe systemy dalekiego rażenia. A pokłosiem prac nad wspomnianym Bursztynem było włączenie Instytutu Lotnictwa w projekt pod nazwą European Hypersonic Defence Interceptor. Jego celem jest stworzenie wspólnego europejskiego systemu przechwytywania pocisków hipersonicznych.
Polska, rozbudowując swoje kosmiczne kompetencje, nie może ograniczać się wyłącznie do własnych produktów. Dlatego w 2022 roku resort obrony podpisał umowę z firmą Airbus Defence & Space. Dotyczy ona pozyskania dwóch dużych satelitów obserwacyjnych ze stacją odbiorczą. Z ich pracy skorzysta armia, ale też inne służby i podmioty administracji publicznej, odpowiedzialne na przykład za kwestie klimatyczne czy planowanie przestrzenne.
Z tego, co Pan mówi, wynika, że sfery cywilna i wojskowa rzeczywiście mocno się przenikają. Dzieje się tak od czasów zimnej wojny, kiedy to kosmiczny wyścig podporządkowany był celom militarnym; w gruncie rzeczy niewiele się zmieniło.
To nie do końca tak. Przede wszystkim już sama rywalizacja USA i ZSRR wykraczała poza wymiar czysto militarny. Wiadomo, że rozwijanie technologii rakietowych miało pomóc armiom, ale równie ważne były kwestie polityczne i propagandowe.
W sierpniu 2024 roku na orbicie umieszczony został satelita EagleEye, wyprodukowany przez polską firmę Creotech Instruments.
Jeśli zaś mielibyśmy porównać czasy zimnowojenne do dzisiejszych, to różnic jest mnóstwo. Fundamentalna wiąże się z dynamicznie rosnącą pozycją sektora prywatnego. On oczywiście rozwijał się jeszcze w latach sześćdziesiątych, ale w ostatnich dekadach jego znaczenie w eksploracji kosmosu stało się kluczowe. Wystarczy spojrzeć na USA, gdzie NASA powoli odchodzi od roli bezpośredniego wykonawcy przedsięwzięć kosmicznych na rzecz roli administratora. Rakiety czy satelity są projektowane, budowane, a nawet wynoszone w przestrzeń przez prywatne firmy, państwo zaś ogranicza się do zarządzania misją. Z danych pozyskiwanych przez systemy komercyjne w coraz szerszym zakresie korzysta także wojsko. W ten sposób na przykład pozyskiwane są zobrazowania powierzchni Ziemi.
Nie można również powiedzieć, że dziś eksploracja kosmosu jest podporządkowana kwestiom militarnym, ale na pewno ma ona dla wojska fundamentalne znaczenie. Obecnie mamy do czynienia ze swoistą satelityzacją pola walki. Krążące po orbicie satelity dostarczają danych, którą są wykorzystywane już nie na poziomie strategicznym czy operacyjnym, ale wręcz taktycznym. Rozpoznanie to jedno. Do tego dochodzi jeszcze komunikacja satelitarna. Na froncie ukraińskim systemy Starlink pomagają sterować poszczególnymi dronami. Jesteśmy już chyba blisko momentu, o którym swego czasu mówiła wysoka urzędniczka amerykańskiego Departamentu Obrony Kari Bingen – że każdy żołnierz na polu walki będzie mógł w dogodnym czasie ściągnąć sobie na podręczne urządzenie obraz z satelity, tak jakby zamawiał ubera... Światowe mocarstwa, choć nie tylko one, pracują też nad systemami, które na różne sposoby zakłócałyby działanie satelitów przeciwnika lub wysyłany przez nie sygnał. Z kolei broń antysatelitarna, opierająca się na pociskach zdolnych do ich strącania, rozwijana jest w raczej niespiesznym tempie. Nie słychać też o systemach, które z kosmosu miałyby atakować cele na Ziemi, ani walkach toczonych bezpośrednio w przestrzeni kosmicznej. Snute przez dziesięciolecia wizje „gwiezdnych wojen” najwyraźniej się więc nie sprawdziły. Mamy do czynienia z militaryzacją kosmosu, tyle że przede wszystkim jest to wyścig pomiędzy orbitalnym wsparciem pola walki z jednej strony a systemami niedestrukcyjnego przeciwdziałania temu wsparciu z drugiej. To jest obecna codzienność militaryzacji kosmosu.
Ale jednak militaryzacja... Rodzi się więc pytanie – czy kosmos to bardziej pole rywalizacji, czy jednak jest tam miejsce na pokojową kooperację? Przecież w Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, na którą poleciał nasz astronauta, przedstawiciele zachodnich nacji współprcują z Rosjanami...
Mimo wszystko w szerszej perspektywie sytuacja w przestrzeni kosmicznej stanowi odzwierciedlenie tego, co dzieje się na Ziemi. To pole rywalizacji, która będzie postępować. Dziś głównymi jej uczestnikami są USA i Chiny. Obydwie potęgi zapowiedziały już powrót do załogowych misji na Księżyc, gdzieś w tle majaczy wizja wyprawy na Marsa. Rosja w tym wyścigu powoli spychana jest do drugiej ligi. Wkrótce, jak już wspominałem, za pewne dołączą do niej idące w górę Indie. Obydwa państwa będą w stanie wysyłać astronautów na orbitę okołoziemską, ale już nie dalej – przynajmniej na razie. A poniżej będziemy mieli całą plejadę graczy, którzy mają własne satelity, rozwijają kosmiczne technologie i w taki czy inny sposób z nich korzystają.
Polska musi zrobić wszystko, by jak najmocniej osadzić się w tym gronie. W imię cywilizacyjnego rozwoju, ale też własnego bezpieczeństwa.
Dr hab. Rafał Kopeć specjalizuje się m.in. w naukach o bezpieczeństwie. Jest profesorem Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, kierownikiem Kadry Myśli Strategicznej w Instytucie Bezpieczeństwa i Informatyki oraz koordynatorem współpracy UKEN z siecią Badawczą Deterrence and Assurance Academic Alliance przy Dowództwie Strategicznym Sił Zbrojnych Stanów Zjednoczonych.
autor zdjęć: ESA, arch. prywatne, MBDA, Creotech Instruments

komentarze