Stoczyć walkę z cofającymi się Niemcami, a po wkroczeniu Armii Czerwonej ujawnić się, występując w roli gospodarza na wyzwolonych terenach – takie były główne założenia polskiego podziemia do operacji „Burza”. I choć Armia Krajowa miała udział w oswobodzeniu znacznych połaci kraju, w wymiarze politycznym operacja zakończyła się fiaskiem.
Partyzancka przysięga żołnierzy 27 Wołyńskiej DP AK, zima 1944 r. Fot. Wikipedia
Niemiecka machina wojenna pęka pod naporem aliantów. Wojska brytyjskie i amerykańskie lądują na Bałkanach i prą na północ, wprost ku okupowanej Polsce. Kiedy są już blisko, Armia Krajowa inicjuje ogólnonarodowe powstanie. Rzeczpospolita wspólnymi siłami zostaje oswobodzona, a po ostatecznym upadku Rzeszy, rozpoczyna nowe życie jako kraj demokratyczny, zasobny i blisko powiązany z Zachodem – tak sytuację wyobrażało sobie polskie podziemie. Jego plan dojrzewał przez lata. Pod koniec 1943 roku trzeba było jednak ostatecznie odłożyć go do szuflady. Stało się wówczas jasne, że do desantu na Bałkanach nie dojdzie, zaś w granice Rzeczypospolitej wkroczą nie Brytyjczycy czy Amerykanie, lecz Armia Czerwona. Ta sama, która ledwie cztery lata wcześniej najechała Polskę ramię w ramię z Hitlerem. Co prawda teraz Sowieci stanowili podporę antyniemieckiej koalicji, ale z polskim rządem na uchodźstwie toczyli dyplomatyczną wojnę. Kiedy ten zawnioskował o niezależne śledztwo w sprawie zbrodni katyńskiej, po prostu zerwali z nim stosunki. Jednocześnie oskarżyli Armię Krajową o układy z Niemcami. Polacy mieli więc nie lada problem. Jak się zachować wobec wkraczających czerwonoarmistów? Wśród decydentów ścierały się różne opinie. Ostatecznie stanęło na tym, że AK Sowietów wesprze. Jesienią ruszyły przygotowania do akcji „Burza”.
Powstanie na raty
Operacja miała stanowić namiastkę planowanego wcześniej ogólnokrajowego powstania. Plan zakładał, że oddziały AK będą przystępować do walki strefami. Uderzą w miejscach, z których Niemcy rozpoczęli odwrót. W zależności od sytuacji będą to otwarte wystąpienia zbrojne albo też nasilona dywersja. AK nie zamierzała walczyć z Armią Czerwoną – co najwyżej w samoobronie. Dowódcy AK mieli działać samodzielnie, a już po udanej walce ujawniać się przed Sowietami. – Przywódcy podziemia doskonale rozumieli zagrożenie. Wiedzieli, że czerwonoarmiści na zajętych terenach mogą zachowywać się jak u siebie. Dlatego też chcieli wystąpić przed nimi jako przedstawiciele prawowitej władzy. A jednocześnie podważyć argument, którym obficie szafowała sowiecka propaganda – że AK stoi z bronią u nogi, bo faktycznie jest cichym sojusznikiem Hitlera – podkreśla Wojciech Grott, historyk z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.
Pod koniec 1943 roku podziemie rozpoczęło koncentrację sił. „Poszczególne mniejsze grupy partyzanckie w każdym okręgu AK zostały połączone w większe oddziały i skierowane do rejonów leżących na liniach odwrotu Niemców. W okręgach wschodnich, które pierwsze miały rozpocząć »Burzę«, zostali zmobilizowani wszyscy żołnierze AK. Bataliony, pułki i dywizje otrzymały nazwy i liczby z roku 1939. Broń, aparaty radiowe, materiał sanitarny, ciepłą odzież, kurtki, czapki, buty, wszystko to wyprodukowane przeważnie w naszych tajnych warsztatach przemycono do lasów” – pisał w powojennych wspomnieniach gen. Tadeusz Bór-Komorowski, dowódca AK.
Ostatecznie Sowieci wkroczyli na ziemie polskie w nocy z 3 na 4 stycznia 1944 roku. Oddziały Armii Czerwonej zajęły przygraniczne miasto Sarny, a potem zaczęły posuwać się w głąb Wołynia. 15 stycznia komendant tamtejszego okręgu AK płk Kazimierz Bąbiński „Luboń” rozkazał rozpocząć „Burzę” na podległych sobie terenach. Pod bronią miał około 6,5 tys. żołnierzy zgrupowanych w 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty. Do działania przystąpili oni wczesną wiosną. Pierwszy sukces przyszedł bez oddania ani jednego strzału. 17 marca do kontrolowanych przez AK Zasmyk wkroczyła kompania Wehrmachtu, która nieświadoma zagrożenia rozłożyła się na środku wsi. „Hitlerowcy zostali błyskawicznie otoczeni. Wtedy komendant lokalnej samoobrony ppor. Henryk Nadratowski »Znicz« i por. Mścisław Sławomirski »Prawdzic« podeszli do oficera dowodzącego kompanią. W kilku słowach poinformowali go o sytuacji, żądając poddania się. Po kilku chwilach Niemcy byli rozbrojeni, a żołnierze AK cieszyli się z obfitej zdobyczy. Wzięto do niewoli 105 nieprzyjaciół, zagarnięto 69 kb [karabinów – przyp. red.], 9 rkm [ręcznych karabinów maszynowych – przyp. red.], 12 pistoletów, armatę ppanc. i tabor” – wylicza Damian Markowski, historyk i autor książki „Płonące Kresy”. Potem przyszły krwawe boje – w rejonie Kowla, nad rzeką Turią, pod Kapitułką. 27 Dywizja walczyła ramię w ramię z Sowietami, którzy jeszcze w marcu niespodziewanie nawiązali z nią kontakt. Polacy rychło mieli się jednak przekonać, że zawierane sojusze to jedynie zasłona dymna. Bór-Komorowski: „Doświadczenia z terenu wołyńskiego zdawały się wskazywać, że Moskale stosują wobec oddziałów AK taktykę zmienną. W pierwszej linii frontu wykorzystują pomoc wojskową z ich strony, uznając charakter ich jako części Polskich Sił Zbrojnych. Natomiast po zajęciu terenu aresztują, a nawet mordują dowódców, a żołnierzy wcielają przemocą do Armii Berlinga”. Dopiero później wyszło na jaw, że sowiecka strategia to element przygotowanej przez NKWD operacji „Sejm”, której celem było zniszczenie struktur polskiego podziemia. Tymczasem jednak „Burza” trwała. Co więcej, dowództwo AK postanowiło zmodyfikować jej założenia.
„Burza” wchodzi do miasta
– Według pierwotnych planów „Burza” miała omijać większe miasta. Dowódcy wyszli z założenia, że walki w terenie zabudowanym są znacznie bardziej skomplikowane i czasochłonne niż działanie w lasach czy na otwartych przestrzeniach. Poza tym nie chcieli nadmiernie narażać cywilów i dóbr kultury – tłumaczy Wojciech Grott. – Niebawem jednak doszli do wniosku, że bez zajęcia znaczących ośrodków trudno zrealizować cel polityczny – dodaje. Innymi słowy: głos prawowitej władzy jest lepiej słyszalny z Wilna bądź Lwowa niż z Zasmyk. I dlatego właśnie latem „Bór” nakazał, by operacja objęła swoim zasięgiem także duże ośrodki miejskie.
7 lipca 1944 roku ruszyła operacja „Ostra Brama”. Akowcy, widząc nadciągające kolumny Armii Czerwonej, uderzyli na Wilno. Walki toczyły się przez kilka dni. Polacy wsparci ogniem czołgów zdołali opanować wiele kluczowych punktów miasta. Po wypędzeniu Niemców na ulicach Wilna pojawiły się nawet wspólne polsko-sowieckie patrole. Sielanka szybko się jednak skończyła. Sowieci zdjęli biało-czerwoną flagę z wieży Zamku Giedymina i zamknęli miasto dla stacjonujących na zewnątrz jednostek AK. Ich dowódcę ppłk. Aleksandra Krzyżanowskiego „Wilka” zaprosili na rozmowy do sztabu, po czym go aresztowali. Towarzyszący mu mjr Teodor Cetys tak opisywał ten moment: „Dowódca Frontu gen. Czerniachowski […] nagle wstał i po rosyjsku powiedział: »Żadnego porozumienia nie będzie. Z polecenia rządu ZSRR mam was rozbroić«. W głosie generała wyczułem zdenerwowanie, na jego policzkach pojawił się rumieniec. »Wilk« zerwał się z krzesła i donośnym głosem powiedział po polsku: »W imieniu Rzeczypospolitej – protestuję«. W tym momencie chwyciłem za kaburę. Po słowie »protestuję« wpadło do gabinetu 10–12 oficerów. Rzucili się na mnie, zdzierając pas, mapnik, kaburę z pistoletem. Szamocząc wypchnęli mnie do hallu, przez który, kilkanaście minut wcześniej, tak uprzejmie oprowadzał nas radziecki generał”.
Dowódcy wileńskiej AK wkrótce zostali wywiezieni w głąb ZSRS. Niżsi rangą żołnierze trafili do obozu internowania. Sowieci nakłaniali ich do wstępowania w szeregi armii Berlinga. Ci, którzy zdołali zbiec przed zatrzymaniem do Puszczy Rudnickiej, byli zaciekle ścigani przez oddziały lądowe i lotnictwo. Wielu w krótkim czasie zginęło. Do podobnej sytuacji doszło we Lwowie, a potem także w innych okręgach AK. Aresztowań uniknęli właściwie tylko żołnierze podziemia na Białostocczyźnie, gdzie płk Władysław Liniarski „Mścisław” zakazał swoim ludziom dekonspirowania się przed Sowietami.
1 sierpnia 1944 roku wybuchło powstanie w Warszawie. Jego klęska ostatecznie pogrzebała rachuby dowództwa AK. Akcja „Burza” zakończyła się w październiku.
Nie drażnić Stalina
W akcji „Burza” w sumie wzięło udział blisko 100 tys. żołnierzy. Połowa z nich trafiła do więzień NKWD i obozów internowania. Ponad 20 tys. wywieziono w głąb ZSRS. Zakładane cele udało się Armii Krajowej osiągnąć w niewielkim stopniu. – W świat poszedł przekaz, że polska armia istnieje, walczy, co więcej, stanowi realną siłę. Wielka Brytania i USA oficjalnie uznały ją za część sił alianckich. Za sprawą „Burzy” niemiecka okupacja wschodnich terenów Polski zakończyła się szybciej – zaznacza Grott. Z drugiej strony polskiemu podziemiu nie udało się zatrzymać tego, co i tak było nieuniknione. Sowieci zagarnęli wschodnie Kresy i włączyli Polskę w swoją strefę wpływów. Ale tutaj AK i rząd na uchodźstwie miały niewiele do powiedzenia. Decyzje podejmowali przywódcy wielkich mocarstw. Tymczasem ani Brytyjczycy, ani Amerykanie nie mieli zamiaru zadzierać ze Stalinem. Obawiali się, że ich opór mógłby oznaczać rozpad wymierzonej w Hitlera koalicji.
Podczas pisania korzystałem z: Damian Markowski, Płonące Kresy. Operacja »Burza« na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej, Warszawa 2011; Tadeusz Bór-Komorowski, Armia Podziemna, Londyn 1989; Tadeusz Żenczykowski, Polska Lubelska 1944, Warszawa 1990.
autor zdjęć: Wikipedia
komentarze