Premier rządu RP na uchodźstwie Stanisław Mikołajczyk błądził po omacku. W oświadczeniu wydanym po konferencji w Teheranie pisał o trwałym pokoju i wierze w demokrację. Faktycznie jednak o ustaleniach Wielkiej Trójki wiedział niewiele. Nie miał na przykład pojęcia, że zachodni alianci zostali ograni przez Stalina. I teraz to właśnie w jego ręku spoczywał los Polski.
Wielka trójka, od lewej: Stalin, Roosevelt, Churchill, podczas konferencji w Teheranie. Fot. Domena publiczna
Latem 1943 roku sytuacja na frontach II wojny światowej ostatecznie wymknęła się Niemcom spod kontroli. Wojska zachodnich aliantów wylądowały na Sycylii i Półwyspie Apenińskim, a teraz parły na północ Włoch. Z kolei na wschodzie pancerne zagony Hitlera zostały pobite przez Armię Czerwoną na Łuku Kurskim. Wehrmacht znalazł się w głębokiej defensywie. Przywódcy antyhitlerowskiej koalicji uznali, że to dobry moment, by porozmawiać o dalszym zaangażowaniu w wojnę. I porozmawiać o tym, co po niej. Na miejsce narady wybrali Teheran.
Życie na podsłuchu
Choć może słowo „wybrali” nie jest tutaj najwłaściwsze. Na Teheran wskazał Józef Stalin, a brytyjski premier Winston Churchill i prezydent USA Franklin D. Roosevelt skwapliwie na tę propozycję przystali. I tak, zanim jeszcze konferencja się rozpoczęła, sowiecki przywódca zyskał nad rozmówcami przewagę. Stalinowi zależało na Teheranie, ponieważ miał do niego bliżej niż pozostali uczestnicy konferencji. Wiedział, że podróż nie zmęczy go tak bardzo jak ich. A dobra forma fizyczna podczas obrad mogła się okazać języczkiem u wagi. Ale było coś jeszcze. Iran w owym czasie znajdował się pod kontrolą Armii Czerwonej i wojsk brytyjskich. W samym Teheranie intensywnie działały sowieckie służby. Stalin zakładał, że fakt ten uda się wykorzystać do inwigilowania pozostałych delegacji. Bo z całej Wielkiej Trójki on chyba najlepiej zdawał sobie sprawę z tego, że obecny sojusz jest tymczasowy. I że gra o przyszłe panowanie nad światem faktycznie już się toczy.
„Konferencja teherańska była spotkaniem, jak na tak trudne okoliczności, nietypowym. Była forum luźnej wymiany poglądów bez ustalonego porządku obrad, których przebiegu uczestnicy zobowiązali się nie ujawniać w przyszłości” – zauważa historyk Wojciech Materski. Rozmowy miały się toczyć w sowieckiej ambasadzie, która wcześniej została naszpikowana podsłuchami. Stalin zacierał ręce, a wkrótce okazało się, że miał dostać o wiele więcej.
Kilka dni przed konferencją gruchnęła wieść, że Niemcy szykują się do brawurowej akcji. Ponoć w Teheranie miał się pojawić osławiony Otto Skorzeny, który otrzymał rozkaz uprowadzenia alianckich przywódców. Do dziś nie wiadomo, czy w tej plotce było choć ziarnko prawdy. Jak zauważa Materski, już po wojnie sam Skorzeny stwierdził, że istotnie powierzono mu takie zadanie. Historyk zaraz jednak dodaje, że słów tych nie można traktować w kategoriach ostatecznego dowodu. Bardziej prawdopodobne jest to, że plotkę puściły w obieg sowieckie służby. Amerykańską delegację o rzekomym zagrożeniu powiadomił sam Wiaczesław Mołotow, sowiecki minister spraw zagranicznych. Towarzyszyła temu propozycja, by Roosevelt na czas konferencji zamieszkał… w ambasadzie ZSRS. Amerykańscy oficjele uznali, że dla prezydenta, który przecież zmagał się z niepełnosprawnością, rzeczywiście byłoby to wygodne rozwiązanie. Ambasada USA mieściła się przecież na peryferiach miasta. Oczywiście istniało jeszcze rozwiązanie alternatywne – gościna w ambasadzie Wielkiej Brytanii, która znajdowała się w sąsiedztwie sowieckiej placówki. Tę opcję Roosevelt jednak odrzucił. Nie chciał stwarzać wrażenia, że knuje coś z Churchillem za plecami Sowietów. Nade wszystko zależało mu na tym, by zaskarbić sobie życzliwość Stalina. Kilka godzin później był już w apartamentach, które oferowali Sowieci. W tym samym czasie agent Sergo Beria, syn samego szefa NKWD, zdawał Stalinowi raport na temat podsłuchów zainstalowanych przez jego ludzi. „Mikrofony zostały ukryte tak dobrze, że nawet my byśmy ich nie znaleźli” – chełpił się.
Churchill bawi się zapałkami
Obrady rozpoczęły się 28 listopada 1943 roku. Przez pierwsze dni przywódcy dyskutowali głównie o otwarciu w Europie drugiego frontu i potrzebie wciągnięcia do wojny Turcji. Temat Polski pojawił się 1 grudnia po południu. Zanim jednak przywódcy zajęli się nim w szerszym gronie, kilka godzin wcześniej Roosevelt poprosił Stalina o krótką rozmowę. „Przypomniał o wyborach, czekających go w 1944 roku, i ponad 6 mln Amerykanów polskiego pochodzenia, których głosów nie chciał utracić. Następnie zaś poparł koncepcję przesunięcia Polski na zachód, zgadzając się z poglądami Stalina co do kształtu jej przyszłych granic – pisze historyk Jacek Tebinka. – Roosevelt w ten sposób dobrowolnie usunął się z grona aktywnych uczestników dyskusji o sprawie polskiej, a w dodatku wykluczył ostatnie wątpliwości, jakie dyktator mógł żywić względem stanowiska amerykańskiego”. Ponoć według brytyjskiego dyplomaty Clarke’a Kerra, którego opowieść przytacza Jonathan Fenby, autor książki o kulisach alianckich konferencji, prezydent USA miał nawet powiedzieć: „Mam w nosie Polskę. Obudźcie mnie, kiedy będzie mowa o Niemczech”.
Na placu boju pozostawi więc Churchill i Stalin. Sowiecki przywódca miał przewagę nie tylko z racji tego, że był gospodarzem. Fenby: „Churchill był przeziębiony i bolało go gardło, jednak najgorszy wpływ na niego miało napięcie związane z wojną. Musiało ono wyczerpywać człowieka dobrze po sześćdziesiątce, który choć niezłomny, był słabej kondycji, miał nadwagę, nadużywał alkoholu oraz uskarżał się na problemy z sercem”. Czasami bywał „po prostu zbyt chory i zbyt znużony, by jasno rozumować [to akurat cytat z Richarda Holmesa, biografia brytyjskiego premiera – przyp. red.]”.
Stanisław Mikołajczyk, premier RP. Zdjęcie z roku 1943–1944. Fot. NAC
Stalin zaczął ostro – od ataku na gabinet Stanisława Mikołajczyka. „Agenci rządu polskiego przebywający w Polsce są powiązani z Niemcami. Zabijają partyzantów. Nie możecie sobie wyobrazić, co oni tam wyprawiają” – insynuował. Dodał przy tym, że ZSRS jest zainteresowany dobrymi stosunkami ze swoim sąsiadem. „Widzimy jednak różnicę pomiędzy Polską a polskim rządem emigracyjnym w Londynie” – ciągnął. Choć Stalin nie postawił jeszcze kropki nad i, można było założyć, że jest zainteresowany zainstalowaniem tam posłusznych sobie władz. Reakcja Churchilla była raczej zdawkowa. Przyznał, że przyszły polski rząd powinien być przyjazny wobec Moskwy, choć jednocześnie mówił o potrzebie stworzenia Polski „silnej i niezależnej”. Ogromną wagę przykładał przy tym do kwestii przyszłych granic.
Kiedy przyszło do rozmowy o nich, sięgnął po metaforę. ZSRS, Polskę i Niemcy porównał do trzech zapałek. „Wszystkie one muszą być przesunięte na zachód, aby rozwiązać jedno z głównych zadań stojących przed sojusznikami – zagwarantować zachodnie granice Związku Radzieckiego” – argumentował Churchill. Stalin natychmiast podchwycił temat. Zakomunikował, że zdaniem sowieckiego rządu „ziemie ukraińskie powinny wrócić do Ukrainy, a białoruskie – do Białorusi”. Innymi słowy, pomiędzy ZSRS a Polską powinna istnieć granica z 1939 roku, bo tak stanowi sowiecka konstytucja. W zamian Polska mogłaby otrzymać pewne tereny oderwane od III Rzeszy. Ostatecznie przywódcy przyjęli stanowisko w formie zaproponowanej przez Churchilla. „Siedziba państwa i narodu polskiego powinna się znajdować pomiędzy tak zwaną linią Curzona a linią rzeki Odra, z włączeniem w skład Polski Prus Wschodnich i prowincji opolskiej. Jednakże ostateczne wytyczenie granic wymaga dokładnych studiów i w niektórych punktach ewentualnego rozsiedlenia ludności”.
Brytyjski premier promieniał z radości. „Polacy będą głupcami, jeśli nie przyjmą tak dobrej oferty” – powtarzał. Zaoferował też, że poinformuje polskie władze o ustaleniach z Teheranu. Prawdziwe powody do radości miał jednak Stalin. Podczas konferencji osiągnął wszystko, co chciał, w pakiecie zaś jego zdobyczy znalazła się Polska, której kształt i polityczny los został w Teheranie właściwie przesądzony.
Brytyjskie fiasko
Szczegółowe ustalenia konferencji pozostały jednak tajne. Brytyjczycy zamierzali oczywiście przekonać Polaków do granicy na linii Curzona, ale postanowili zrobić to bardzo ostrożnie i stopniowo. Dlatego kiedy Mikołajczyk wydawał pokonferencyjne oświadczenie, faktycznie błądził po omacku. O rezultatach rozmów wiedział niewiele, dlatego jego komentarz aż roi się od banałów i okrągłych zdań. „Polska, srogo doświadczona wieloma wojnami, pragnie głęboko nie tylko szybkiego zwycięstwa, ale i trwałego pokoju – podkreślał. – Trwałość ta będzie o tyle pewniejsza, o ile, jak to stwierdza deklaracja trzech mocarstw, w rodzinie demokratycznych narodów zaistnieje współpraca i aktywny udział tak wielkich, jak i małych narodów. Polska przez swą walkę zgłosiła akces do światowej rodziny demokratycznych narodów, z której będzie wygnana tyrania, niewolnictwo, ucisk i nietolerancja. Wyrażamy też przekonanie, że na ziemiach wyzwalanych te demokratyczne zasady będą wprowadzane natychmiast”.
Tymczasem Armia Czerwona parła naprzód. W nocy z 3 na 4 stycznia 1944 roku pierwsze oddziały przekroczyły przedwojenną granicę Rzeczypospolitej. Brytyjczycy namawiali Mikołajczyka do bardziej przychylnej postawy wobec ZSRS, musieli mieć jednak świadomość, że Polsce niewiele to da. Z każdym tygodniem stawało się coraz bardziej jasne, że Stalin zamierza działać metodą faktów dokonanych. Wkrótce w odbitym z rąk Niemców Lublinie Sowieci zainstalowali marionetkowe polskie władze. Alianci przymykali oko, bo jeszcze w Teheranie ustalili ze Stalinem, że Polska znajdzie się w wyłącznej strefie operacyjnej sowieckich wojsk. Wreszcie nastał październik 1944 roku. Mikołajczyk, przy okazji brytyjsko-sowieckich rozmów, wybrał się do Moskwy i tam usłyszał, że decyzje w sprawie Polski dawno już zapadły. Przyparty do muru, musiał zgodzić się na nową granicę, nie uzyskał jednak akceptacji własnego rządu. W listopadzie podał się do dymisji. „Fiasko mediacji brytyjskiej w stosunkach polsko-radzieckich oznaczało, że porażką dyplomatyczną okazały się ustępstwa, na jakie zachodnie mocarstwa poszły w Teheranie, godząc się na linię Curzona jako przyszłą granicę – ocenia Jacek Tebinka. – Brytyjczycy błędnie założyli w 1943 roku, że sprawa granic jest najważniejszym problemem w stosunkach polsko-radzieckich, podczas gdy była ona pochodną ekspansjonistycznych planów Stalina wobec Polski i Europy”.
Podczas pisania korzystałem z następujących źródeł: Jacek Tebinka, „Wielka Brytania dotrzyma lojalnie swojego słowa. Winston S. Churchill a Polska”, Warszawa 2013; Evan McGilvray, „Polski rząd na uchodźstwie”, Warszawa 2011; Wojciech Materski, „Teheran – Jałta – San Francisco – Poczdam”, Warszawa 1987; Jonathan Fenby, „Alianci. Stalin, Roosevelt, Churchill. Tajne rozgrywki zwycięzców II wojny światowej”, Kraków 2007; „Teheran – Jałta – Poczdam. Dokumenty konferencji szefów rządów trzech wielkich mocarstw”, Warszawa 1970.
autor zdjęć: Domena publiczna, Narodowe Archiwum Cyfrowe
komentarze