Na tę wiosnę są przygotowywane świetnie wyszkolone i wyposażone ukraińskie siły. Jeśli Ukraińcy użyją ich właściwie, przejmą inicjatywę strategiczną – uważa gen. dyw. Jarosław Gromadziński, który był zastępcą dowódcy Międzynarodowego Zespołu do spraw Pomocy Ukrainie. „Polsce Zbrojnej” mówi o szkoleniu ukraińskich żołnierzy, w które zaangażowanych jest kilkanaście państw.
Gen. dyw. Jarosław Gromadziński pełnił obowiązki zastępcy dowódcy Międzynarodowego Zespołu do spraw Pomocy Ukrainie. Wcześniej dowodził 18 Dywizją Zmechanizowaną.
Za naszą wschodnią granicą wojna trwa ponad rok. Wiele się mówi o tym, że sytuacja na froncie się zmienia. A jak przez ten czas zmieniło się ukraińskie wojsko?
To już nie jest ta sama armia co rok temu. I nie chodzi tu tylko o doświadczenia z frontu, morale żołnierzy, lecz także o wsparcie, jakie otrzymuje od sojuszników z Zachodu. Dziś Ukraina dysponuje ponad 600 platformami pochodzącymi z 51 krajów. I mowa tu o najnowszych technologiach, a więc dla sił zbrojnych, które dysponowały dotąd sprzętem postsowieckim, to ogromny przeskok. I nie są to puste słowa. Można powiedzieć, że na własne oczy widziałem tę przemianę, bo przez ostatnich kilka miesięcy byłem zastępcą dowódcy Security Assistance Group – Ukraine, czyli SAG-U. To utworzone przez Amerykanów dowództwo koordynujące i synchronizujące działania, które na rzecz tego objętego wojną kraju podejmują sojusznicy: sprawdza, jakie potrzeby ma armia, koordynuje dostawy sprzętu, monitoruje to, jak jest on wykorzystywany, a także szkoli samych żołnierzy.
Kierował Pan pionem zajmującym się szkoleniem Ukraińców. Jak ono wyglądało?
Na początku wojny SAG-U zajmowało się przede wszystkim przygotowaniem ukraińskich żołnierzy do obsługi sprzętu przekazywanego przez poszczególne państwa. Ukraińcy nie mieli do tego specjalistów, instruktorów ani poligonów. Poza tym i tak nikt nie pojechałby na Ukrainę, żeby ich szkolić. Naszą rolą od początku wojny było skoordynowanie tego typu działań prowadzonych przez sojuszników. Początkowo w ten proces zaangażowało się 21 państw, a same zajęcia odbywały się na terenie 15 krajów. Polska na przykład szkoliła obsługi platform postsowieckich oraz załogi leopardów 2A4, a Amerykanie na swoich poligonach w Niemczech przygotowywali żołnierzy do obsługi Bradleyów i Strykerów. Dziś Ukraińcy mają już wielu swoich specjalistów, więc na przykład pojazdy takie jak Humvee czy MRAP po prostu się im wysyła, ponieważ sami mogą szkolić z ich obsługi. Ale kiedy Szwecja podarowała Kijowowi wozy CV-90, przygotowanie załóg musiało odbyć się na jej terenie.
Z czasem cały system jednak się zmienił i został dopasowany do obecnych potrzeb. Ewoluował – od przeszkolenia żołnierzy do obsługi sprzętu do osiągnięcia przez nich pełnych zdolności operacyjnych. Chodzi o to, aby przygotować takie siły, które zagwarantują Ukrainie możliwość obrony i być może podjęcie ofensywy. Szkolenia odbywają się na terenie różnych państw równocześnie, bo to znacznie przyśpiesza cały proces. A czas jest tu kluczowy.
Co to tak naprawdę oznacza? Czy chodzi o tworzenie nowych struktur w armii ukraińskiej?
Cały proces został podzielony na kilka tzw. linii operacyjnych. Zaczyna się od pierwszej, czyli szkolenia podstawowego, którego celem jest przygotowanie do służby żołnierzy mających dopiero zasilić armię ukraińską. Liderem w prowadzeniu tego typu kursów jest Wielka Brytania, ale w ten proces są zaangażowane również inne kraje: Dania, Hiszpania i Łotwa. Dzięki temu rekruci przechodzą intensywne, pięciotygodniowe szkolenie, otrzymują też cały sprzęt niezbędny do służby. Tylko w zeszłym roku w taki sposób zostało przygotowanych ponad 10 tys. żołnierzy. Oczywiście rekruci przygotowują się także w Ukrainie, ale tam wygląda to zupełnie inaczej.
Kolejna, druga linia operacyjna to tzw. szkolenie specjalistyczne. Ono zostało podzielone na dwa etapy: Alfa, w ramach którego żołnierze przygotowują się do służby na stanowiskach saperów, medyków, inżynierów, oraz Bravo, który koncentruje się na nauce obsługi konkretnego sprzętu. Ci, którzy ukończą ten etap, wkraczają w kolejny. Trzecia linia operacyjna to szkolenie całych pododdziałów, czyli kompanii, batalionów, a nawet dowództw brygad, które będą zdolne do działania na polu walki. Najważniejsza jest jednak czwarta linia – szkolenie liderów, którego celem jest przygotowanie kadry dowódczej na poziomie plutonu i kompanii do nowych wymagań pola walki. Takie zajęcia odbywają się w różnych ośrodkach na terenie całej Europy.
Armia ukraińska ma jednak inną strukturę niż wojska państw natowskich. Czy to nie wpływa na proces szkolenia?
Armia ukraińska ma przede wszystkim taką strukturę, na jaką pozwalają warunki wojenne. To nie jest czas pokoju, kiedy można sobie modelować całą hierarchię. W czasie wojny walczy się tym, co się ma. Struktury, które zostały zorganizowane na linii frontu, są doraźne i nie przystają do tego, co my dziś robimy. A na pewno nie są takie, jakich oczekiwałby oficer z Zachodu. Każdy chciałby mieć sformowane według konkretnego schematu kompanie, bataliony. Ale tak nie jest. Ukraińcy obecnie działają na zasadzie sił zadaniowych, przez to są bardziej elastyczni i efektywni. A przecież o to chodzi! Dzięki tej elastyczności przede wszystkim dowódcy niższego szczebla zyskali większą swobodę, możliwość podejmowania decyzji, czyli działają zgodnie z zasadami „mission command”. Oni już nie muszą czekać na potwierdzenie każdego rozkazu, jak ma to miejsce w armii rosyjskiej, dzięki czemu mogą działać szybciej.
Jakimi uczniami są żołnierze ukraińscy?
Byłem na niemal wszystkich poligonach, na których się szkolą, i wszędzie słyszałem, że ukraińscy żołnierze mają wysokie morale i są niezwykle zaangażowani w to, co robią. Potrafią uczyć się po 10, 12 godzin dziennie i to nie na zasadzie, że taki jest plan. Standardowo zostało przyjęte, że szkolenie odbywa się sześć dni w tygodniu, siódmy jest przeznaczony na odpoczynek. Ale oni mówią: dajcie nam dostęp do symulatorów, jedźmy na strzelnicę. Chcą się szkolić, bo wiedzą, że jak wrócą do kraju, to będą musieli tę wiedzę wykorzystać w praktyce. Bardzo doceniają to, że mają możliwość nauki i współpracy z instruktorami z Zachodu.
Żołnierze ukraińscy mają duże doświadczenie frontowe. Czy z pokorą przyjmują wszystkie informacje przekazywane podczas szkoleń?
Oni okupili swoje doświadczenie krwią, dlatego nikt z Zachodu nie powinien im mówić, jak mają walczyć. Wiedzą to najlepiej. Potrzebują szkolenia, doradztwa i wsparcia technologicznego. I to jako SAG-U, ale i sojusznicy każdego dnia im dostarczamy.
Który z etapów szkolenia jest najtrudniejszy do realizacji?
Bez wątpienia najtrudniej przeprowadzić szkolenia zbiorowe, których celem jest sformowanie batalionów. To proces wymagający, a czasu mało. Polska jeszcze jesienią zeszłego roku jako pierwszy kraj zaczęła takie działania prowadzić. Obecnie oprócz nas na tym etapie szkolą jeszcze Amerykanie, do inicjatywy przystąpili także Czesi. Ale należy podkreślić, że to jednak Polska ponosi największy wysiłek w tym zakresie.
Czy nasze wojsko także czerpie korzyści z tego, że szkoli żołnierzy ukraińskich?
Oczywiście, i jest to doświadczenie bezcenne. Uważam, że właśnie na podstawie tego, co dzieje się w Ukrainie, powinniśmy zweryfikować nasz system szkolenia po mobilizacyjnym rozwinięciu, czyli szkolenia rezerw w sytuacji wybuchu wojny. Do tej pory przyjmowaliśmy, że taki proces może trwać miesiącami. Ukraińcy skrócili ten czas do tygodni. Wojna nie czeka, więc my także musimy mieć opracowany plan narastania sił, od bardzo optymistycznego, który da nam dużo czasu, po pesymistyczny, gdzie kluczowe będzie szybkie tempo. Ale to doświadczenie nie dotyczy wyłącznie nas, lecz całej zachodniej Europy. Wszyscy musimy zastanowić się, jak zmobilizować nie tylko siły zbrojne, ale przede wszystkim całe państwo do zapewnienia wojsku zasobów niezbędnych do prowadzenia działań. Bo żołnierzy trzeba wyposażyć, nakarmić, dowieźć im amunicję, paliwo. W czasie W jest w to zaangażowane nie tylko wojsko, ale też całe państwo.
Na koniec kluczowe pytanie. Ile czasu, pańskim zdaniem, będzie trwała wojna w Ukrainie?
Ta wiosna będzie decydująca. Od niej zależy przyszłość Ukrainy. To właśnie na przyjście wiosny są przygotowywane nowe, świetnie wyszkolone i wyposażone siły. Jeśli Ukraińcy użyją ich właściwie, to przejmą inicjatywę nie tyle operacyjną, ile strategiczną. Ukraina nie będzie już reagowała na to, co na froncie robi Rosja, tylko przejmie inicjatywę. Pokaże to wyższość zachodnich technologii, sprzętu, systemów dowodzenia i kierowania nad rosyjskimi i spowoduje, że Ukraina wygra. Naprawdę wierzę, że tak będzie.
Gen. dyw. Jarosław Gromadziński pełnił obowiązki zastępcy dowódcy Międzynarodowego Zespołu do spraw Pomocy Ukrainie. Wcześniej dowodził 18 Dywizją Zmechanizowaną.
autor zdjęć: 18 DZ, arch. prywatne
komentarze