Co to jest quinzee i jak się je robi? Jak przetrwać noc na górskim zboczu przy minus 12 stopniach Celsjusza i jak rozpalić ognisko w śniegu? Między innymi tego uczyli się podchorążowie Akademii Wojsk Lądowych podczas szkolenia w Górach Izerskich. Wojskowi studenci ćwiczyli także technikę poruszania na rakietach śnieżnych oraz trenowali wykonywanie zadań związanych z medycyną pola walki.
– Wszyscy podchorążowie na drugim roku studiów obowiązkowo muszą odbyć zimowe szkolenie taktyczne w górach. W zeszłym roku plany zmienił nam koronawirus, dlatego teraz nadrabiamy zaległości – mówi kpt. Paweł Łaski z Akademii Wojsk Lądowych we Wrocławiu.
Na szkolenie do Szklarskiej Poręby w ubiegłym tygodniu pojechało 28 wojskowych studentów. – Zaczęliśmy od zajęć teoretycznych i krótkiego szkolenia – opowiada kpt. Łaski. – Mówiliśmy podchorążym o tym, jak mają się poruszać z wykorzystaniem rakiet śnieżnych. Wyjaśnialiśmy też, jak powinni przygotować jamę w śniegu, by bezpiecznie spędzić w niej noc – dodaje. To nie wszystko, podchorążowie przypominali sobie również zasady udzielania pomocy poszkodowanemu na polu walki oraz badania rannego zgodnie z protokołem MARCHE (akronim angielskich słów; dotyczy między innymi kontroli, czy u poszkodowanego nie doszło do masywnych krwotoków, sprawdzenia dróg oddechowych, opatrzenia ran klatki piersiowej). Ćwiczyli ponadto rozkładanie noszy typu Sked oraz transportowali na nich rannego na krótkim dystansie. – Instruktorzy przypomnieli nam, jak rozpalić ognisko w trudnym podmokłym terenie – mówi kpr. pchor. Paweł Kowal, student trzeciego roku. – A po odświeżeniu wiedzy z topografii ruszyliśmy w góry.
Większość z nich po raz pierwszy miała na nogach rakiety śnieżne. – Gdy idziemy w rakietach, to tempo marszu znacznie spada. Ale czasami to jedyna możliwość, by nie zapadać się po pas w śniegu – podkreśla kpt. Łaski. Po przejściu kilku kilometrów podchorążowie podzieleni na trzyosobowe zespoły musieli wykonać quinzee. To schronienie na pierwszy rzut oka przypominające igloo. Budowa jamy w śniegu zajęła im około trzech godzin. – Najpierw za pomocą łopatek lawinowych obłożyliśmy grubą warstwą śniegu nasze plecaki, a potem ostrożnie je wyciągnęliśmy, dzięki czemu mieliśmy już szkielet całej konstrukcji. Następnie utwardziliśmy kopiec i przygotowaliśmy w nim drobne otwory wentylacyjne – opowiada kpr. pchor. Kowal. Jak przetrwali noc? – Temperatura spadła do minus 12o C, ale w środku quinzee było nieco powyżej zera. Spaliśmy w śpiworach położonych na karimatach, więc było nam ciepło i dość przyjemnie – dodaje student.
Kolejne zadanie czekało na nich jeszcze przed wschodem słońca. – Mieliśmy chwilę na śniadanie i przygotowanie się do marszu. Wystartowaliśmy około piątej rano – wspomina kpr. pchor. Kowal. Każdy z podchorążych dźwigał ważący ponad 20 kg plecak, w którym poza śpiworem i karimatą była dodatkowa odzież, prowiant i woda. Do przejścia mieli ponad 15 km. – Studenci musieli dotrzeć do wskazanych przez instruktorów punktów w terenie, ale trasę marszu opracowywali sami. To była trudna lekcja nawigacji. W takich warunkach bardzo łatwo się zgubić – przyznaje kpt. Łaski. Wykładowca wyjaśnia, że nawigacja w terenie całkowicie pokrytym śniegiem była wyzwaniem, zwłaszcza że pod białym puchem ukryły się niektóre szlaki i charakterystyczne punkty odniesienia. – Mimo to, posługując się jedynie busolą i mapą, dali radę – dodaje oficer.
W trakcie marszu na wojskowych studentów czekały różnego rodzaju zadania. Oceniani byli między innymi z rozpalania ogniska, a także z wiedzy na temat medycyny pola walki. – Najtrudniejszym zadaniem było chyba transportowanie rannego. Ważącego około 90 kg kolegę musieliśmy ciągnąć na noszach przez półtora kilometra… – wspomina podchorąży.
Kolejne szkolenie taktyczno-narciarskie z wykorzystaniem rakiet śnieżnych i nart skiturowych najprawdopodobniej już w lutym.
autor zdjęć: AWL
komentarze